Spojrzenie Zeliga

W 1948 r. Tadeusz Różewicz dostrzegł w stosie włosów ofiar „szary warkoczyk, mysi ogonek ze wstążeczką, za który pociągają w szkole niegrzeczni chłopcy”. Teraz zobaczyłby, że wszystkie włosy stały się szare.

21.01.2013

Czyta się kilka minut

Bracia Zelig Jacob (po lewej) i Sril Israel Jacob na rampie w Auschwitz. Druga połowa 1944 r. / Fot. Yad Vashem Photo Archive
Bracia Zelig Jacob (po lewej) i Sril Israel Jacob na rampie w Auschwitz. Druga połowa 1944 r. / Fot. Yad Vashem Photo Archive

W minionym roku Auschwitz odwiedziło prawie półtora miliona ludzi. Od sześciu lat frekwencja regularnie przekracza milion. ¬Auschwitz stało się symbolem globalnym. Pars pro toto. Ale co właściwie symbolizuje? I co się stanie, gdy odejdą ostatni świadkowie?

I

Napisać, że upływ czasu przynosi nieubłagane śmierć i zniszczenie? To brzmi banalnie. Ale przechodząc od abstrakcyjnych stwierdzeń do rzeczywistości, zwłaszcza rzeczywistości Auschwitz – już nic banalne nie jest.

Oczywiście cieszymy się z rosnących statystyk odwiedzających. Żadne inne miejsce pamięci utworzone w Europie na terenach dawnych obozów koncentracyjnych czy zagłady nie zbliża się do podobnego wyniku. Ale konserwatorzy drżą, że fundamenty bloków Stammlager, czyli obozu macierzystego, osadzone w podmokłym gruncie niedaleko brzegów Soły, nie wytrzymają obciążenia tych tłumów. A przecież z kolei ich zamknięcie byłoby zbrodnią przeciw pamięci.

Zastanawiamy się, jak opowiadać o ¬Auschwitz, gdy odejdą ostatni świadkowie. Ale trzeba też pytać, co zrobimy, gdy za kilkadziesiąt, a może kilkanaście lat nie będziemy już mogli pokazać włosów obcinanych deportowanym kobietom. W 1948 r. Tadeusz Różewicz dostrzegł w tym stosie „szary warkoczyk, mysi ogonek ze wstążeczką, za który pociągają w szkole niegrzeczni chłopcy”. Teraz zobaczyłby, że wszystkie włosy stały się szare. Straciły kolor, sprężystość, łamią się w palcach. Koniec końców obrócą się w proch, chociaż ich zniszczenie o dekady oddaliło się od śmierci tych, z którymi stanowiły biologiczną jedność.

Przed laty Międzynarodowa Rada Oświęcimska przez wiele godzin dyskutowała o tych włosach. Czy zgodzić się na ich kąpiel w płynach konserwujących? A może zakopać w ziemi, zapewniając ludzkim szczątkom godny pochówek? Ostatecznie zdecydowano się na naturalny proces rozkładu.

II

W zeszłym roku ukazał się zbiór esejów Piotra M.A. Cywińskiego, dyrektora Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau. Książkę zatytułował: „Epitafium” – jest dostępna w księgarni internetowej Muzeum. Ale to nie tylko medytacja ku czci ponad miliona zamordowanych. To także odpowiedź na pytania: czym dziś jest Auschwitz? Czym powinno być w przyszłości? A także – czym nie powinno być?

Każda z tych odpowiedzi przekłada się na konkretne wybory i decyzje. Od kilku lat w Muzeum trwały chociażby prace nad nową wystawą główną. Poprzednia, przygotowana głównie przez byłych więźniów w pięciu blokach Stammlager i otwarta w 1955 r. – długo opierała się upływowi czasu, ale wymaga zmiany. Wbrew pozorom nie chodzi o multimedia, interaktywne gadżety, dotykowe ekrany i fabularyzowane rekonstrukcje.

III

Kilka lat temu ogłoszono konkurs na logo Międzynarodowego Centrum Edukacji o Auschwitz i Holokauście. Nadesłane projekty obracały się wokół tych samych symboli: pasiak, druty, więźniarskie winkle, Brama Śmierci, napis Arbeit macht frei, komin, wieżyczka. W Cywińskim, który oceniał konkursowe prace, narastał bunt: „Z początku nie wiedziałem, jak go zwerbalizować. Nie potrafiłem zrazu powiedzieć, co mi absolutnie i to tak mocno nie odpowiadało. Nie dawało mi to spokoju, ale czułem, że dotykam czegoś podstawowego, że w tych logotypach jest zapisane jakieś potworne zwichrowanie. One nie oddawały tego, co chciałem w nich widzieć i zacząłem się wówczas zastanawiać, co chcę zobaczyć w Auschwitz. Otóż w Auschwitz chcę spotkać przede wszystkim tamtych ludzi”.

Zaczął wertować albumy, książki. Szukał oczu, spojrzenia zapadającego nie tylko w pamięć, ale też w sumienia. Znalazł wreszcie w słynnym „Albumie Auschwitz”, który dokumentuje zagładę jednego z transportów w 1944 r. To był wzrok dziewięcioletniego Zeliga, przywiezionego z rodziną z getta w Berehowie. Chłopiec w skupieniu patrzy w obiektyw esesmańskiego aparatu, jakby chciał zobaczyć własną przyszłość. Te oczy są dziś logotypem całego Muzeum Auschwitz-Birkenau.

Głos Cywińskiego to głos człowieka swoich czasów: gdy nie porusza nas już historia wielkich zbiorowości i analiza dziejowych mechanizmów, ale liczy się spersonalizowana opowieść o konkretnym człowieku. Często takim jak my.

Byli więźniowie, tworząc poprzednią wystawę, zwracali uwagę przede wszystkim na masową skalę i industrialny tryb mordu. Starali się wstrząsnąć ludźmi, których wojenne wspomnienia były wciąż świeże i dla których śmierć jednostki, nawet zadana z wyjątkową brutalnością, była wydarzeniem powszednim, nieraz oglądanym na własne oczy. Stąd na wystawie stosy włosów. Butów. Garnków. Walizek. Okularów. Protez. Szczoteczek do zębów.

Nowa wystawa musi uchwycić balans między tą przerażającą skalą a historią pojedynczego człowieka. Scenariusz jest już gotowy. Teraz potrzeba 70 milionów złotych.

IV

Gros wspomnianej kwoty pochłonie niezbędna konserwacja bloków, w których znajdzie się ekspozycja. Powtórzmy: to nie jest cena za multimedia. Wbrew powszechnym wyobrażeniom, siła oddziaływania Auschwitz bierze się z zupełnie innego źródła.

Co miesiąc pojawiają się ludzie z nowym, w ich mniemaniu genialnym pomysłem na Auschwitz. Z prostą receptą, co zrobić, by szok był większy, ból – głębszy, upamiętnienie – godniejsze, edukacja – skuteczniejsza.

Na rampie trzeba postawić woskowe figury esesmanów. Z głośników puszczać gwizd nadjeżdżającego pociągu, płacz dzieci, ujadanie psów i wrzaski Raus. W murowanych blokach i umywalniach Birkenau zamontować dotykowe ekrany z krótkimi filmami. W komorze gazowej rozpylać migdałowy zapach, przypominający cyklon B. Stworzyć w Birkenau zamknięte przestrzenie do medytacji. Zrobić stałą wystawę o milczeniu Boga i wpływie Auschwitz na teologię. Ustawić tablice pokazujące, jak ocaleni odbudowywali własne życie i założyli rodziny. Postawić wśród baraków klęczniki. Albo milion macew.

To tylko kilka z setek autentycznych projektów zgłaszanych na niższym i wyższym szczeblu. Czasem padających z ust przypadkowych ludzi, czasem nadsyłanych na firmowym papierze prestiżowych instytucji.

Tymczasem Cywiński pisze, że w Auschwitz „minimalizm jest najsensowniejszym wystawienniczym wyborem. Trochę jak cisza jest często najlepszym towarzyszem zwiedzania, całkiem tak, jak niezdolność wysłowienia się jest traumatycznym doświadczeniem większości zwiedzających. Tu nie powinno być miejsca dla interaktywności, multimediów, nowinek technicznych, fajerwerków edukacyjnych tak popularnych w innych muzeach, także historycznych. To byłyby nędzne, nieudane próby zagłuszenia naturalnego wydźwięku samego Miejsca. Ani historia tego nie potrzebuje, ani zwiedzający. Nikt nie przyjeżdża tu po to, by zobaczyć najbardziej interaktywny ekran świata. Gdyby taki ekran tu był, stanowiłby jedynie przeszkodę w doświadczeniu tego, co najistotniejsze. Zasłaniałby prawdę”.

V

Przyszłość Auschwitz to zachowanie autentyzmu. Dlatego dziś w dużym stopniu rozstrzyga się ona w pracowniach konserwatorskich. Tam, gdzie trwa uporczywa walka o przedłużenie fizycznego trwania tysięcy butów albo szczoteczek do zębów, których nikt jeszcze na świecie nie konserwował. Kto w innych miejscach niż Auschwitz lękałby się o los przedmiotów jednorazowego użytku wykonanych z najlichszego plastiku? Tu taki lęk istnieje, bo to nie zwykła szczoteczka, ale ślad po konkretnym człowieku, któremu winniśmy pamięć.

Przyszłość Auschwitz rozstrzyga się w próbach ratowania ruin komór gazowych i krematoriów przed zasypaniem albo murowanych bloków obozu kobiecego przed zawalaniem. W wysiłkach Fundacji Auschwitz-Birkenau, by zebrać fundusze na konserwację.

Ludzie przyjeżdżają do Auschwitz, bo TO się TAM wydarzyło. Tego nie doświadczą ani w lesie porastającym Treblinkę, ani w Yad Vashem. Po latach niespotykanego barbarzyństwa pozostała już tylko jedna autentyczna i czytelna przestrzeń po obozie zagłady. Ludzie chcą ją zobaczyć, przejść. Jedni w przekonaniu, że powinni. Drudzy w nadziei, że zrozumieją. Inni – po prostu z ciekawości.

Ale w tym kontekście liczy się jeszcze jedno: edukacja. Człowiek musi dysponować minimum świadomości, dlaczego TO było, jest i nadal powinno być ważne.

I tu znowu dochodzi do zderzenia z twardą rzeczywistością. Pytanie: jakiego kraju obywatele – poza Polską – stanowią najliczniejszą grupę zwiedzających? Amerykanie? Izraelczycy? Może Niemcy? Nie. To Brytyjczycy, a ich przyjazdy są w dużym stopniu wynikiem poważnego traktowania nauczania o Zagładzie przez tamtejsze szkoły. Z kolei jedyny znaczący spadek w statystykach odwiedzających to... polscy gimnazjaliści. W zeszłym roku przyjechało ich o 25 proc. mniej – przede wszystkim na skutek zmian w programie nauczania historii.

Siedziby nadal nie ma Międzynarodowe Centrum Edukacji o Auschwitz i Holokauście, do którego stworzenia Polska zobowiązała się podczas obchodów 60. rocznicy wyzwolenia obozu, w obecności kilkudziesięciu szefów rządów i głów państw. O dziwo, nie chodzi nawet o pieniądze, bo większość sumy gotów jest wyłożyć zagraniczny sponsor – tylko o dobrą wolę urzędników.

VI

W zeszłym roku do Auschwitz przyjechało 46 tys. Koreańczyków z Południa. Po co? Na pewno nie ze względów czysto osobistych i nie po to, by się zastanawiać, dlaczego dawna Europa tak haniebnie zawiodła. Podczas zwiedzania szukają własnych analogii – zbrodnie japońskie podczas II wojny, tragedia Mandżuko, Rewolucja Kulturalna... Sytuacji, gdy człowiek zawiódł.

Są zresztą różne oblicza Auschwitz. Obóz dla polskich więźniów politycznych. Holokaust. Fabryka śmierci. Tragedia Romów i Sinti. Rosyjscy jeńcy wojenni – i setki innych. A właściwie tysiące, bo każdy więzień, każdy kat i każdy świadek widział i doświadczył własnego Auschwitz.

Wraz z kresem PRL skończyła się polityka dejudaizacji Miejsca Pamięci. A po sporach i napięciach lat 90. górę wziął dialog i zrozumienie, że różne pamięci są w Auschwitz pełnoprawne. Nie konkurują ze sobą, wręcz przeciwnie – uzupełniają się i wzmacniają.

Cywiński pisze o triadzie: Pamięć – Świadomość – Odpowiedzialność. Zobowiązanie do pamięci, dług zaciągnięty wobec ofiar to kwestia oczywista. Ale pamięć nie wystarczy. Trzeba zrobić krok w kierunku zrozumienia, dlaczego TO się stało. Nawet mimo faktu, że Auschwitz zawsze będzie wykraczać poza naszą wyobraźnię i zdolność pojmowania. Ale jedynie przez świadomą próbę zmierzenia się z TYM obudzić można poczucie odpowiedzialności. Bo w Auschwitz nie jest ważne, czy zwiedzający płaczą, czy nie. Istotniejsze jest, co po wyjściu chcą zrobić z własnym życiem.

Cywiński podkreśla: „Auschwitz odwiedza dziś prawie półtora miliona ludzi rocznie. Gdyby do tego dodać odwiedzających inne byłe obozy czy muzea poświęcone Zagładzie, otrzymalibyśmy pewnie około dziesięciu milionów ludzi. Rocznie. Oni wszyscy zadawali sobie pytania o niezdolność świata do reakcji. I nikt z nich, lub niemalże nikt, dziś nie reaguje”.

I precyzuje: „Żeby było jasne: nie porównuję ludobójstw. Nie ważę dramatów. Nie równam ludzkich tragedii. Ale bezwzględnie porównuję ciszę świadków. Krytykujemy tamtą ciszę czasów wojny. Słusznie. Ale zatem musimy uznać, że istnieje prawo do krytykowania tej naszej. I tak za 50 lat z przyszłego muzeum poświęconego Darfurowi lub Korei Północnej będą wychodzić tacy jak my, płakać i nam złorzeczyć. Także słusznie”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2013