Spójrz – widzę

Opowieść o sekcie Kościoła Ostatniego Testamentu i jej charyzmatycznym przywódcy Wissarionie to nie tylko socjologiczny opis pewnych zjawisk, ale także podróż metafizyczna. To również rzecz o wierze we współczesnym świecie.

30.11.2010

Czyta się kilka minut

Na Rosję patrzy się u nas przede wszystkim przez pryzmat historii, sprowadzając jakikolwiek dyskurs do kwestii wzajemnych oskarżeń. Na szczęście jest też reportaż, mający nowy początek w "Imperium" Ryszarda Kapuścińskiego, który temu schematowi się wymyka. Teksty Jacka Hugo-Badera czy Mariusza Wilka przybliżają nam Rosję inną, różną od opisywanej przez dziesiątki lat. Czy Jędrzej Morawiecki może nam powiedzieć coś nowego? Zdecydowanie tak.

Łuskanie światła" składa się z pięciu części. Elementem spajającym całość są dwie wyprawy autora w głąb tajgi, które odbył, aby na własne oczy zobaczyć, jak z dala od cywilizacji egzystują członkowie sekty Kościoła Ostatniego Testamentu i ich charyzmatyczny przywódca Wissarion, czyli Siergiej Torop. Były milicjant, rocznik 1961, na początku lat 90. miał doznać objawienia i ogłosił się nowym Jezusem. Odszedł ze służby, wyruszył na Syberię i wraz z członkami założonej przez siebie wspólnoty stworzył osadę, będącą czymś w rodzaju komuny łączącej elementy kilku wyznań.

Reportażysta wraz z fotografem Maciejem Skawińskim przyglądają się tej społeczności przez niemal dekadę. Dziennikarz rozmawia z każdym mieszkańcem z osobna, tworząc w ten sposób portret współczesnych Rosjan, w których, jak nigdy do tej pory, pojawiła się silna potrzeba poszukiwania wiary. Niestety, opowieść nie ma szczęśliwego zakończenia. Z każdym kolejnym tekstem widzimy, jak znika wzajemne zaufanie i autentyczna wiara, która pomagała członkom sekty przetrwać trudy dnia codziennego. Ostatecznie wygrywa pójście drogą wygodniejszą, chęć wzbogacenia się i komercjalizacja tego, co do tej pory wydawało się być poza władzą pieniądza. To, co Morawiecki zobaczył jako dwudziestokilkuletni adept dziennikarstwa, i co, mimo sporego dystansu, w jakiś sposób go pociągało, dziesięć lat później przestanie istnieć. Oaza spokoju, jakim wydawała się Zona podczas pierwszej wyprawy w 1999 roku, przepada bezpowrotnie dziesięć lat później. Symboliczna jest data, bo według Wissariona był to rok 1939 ery narodzenia. Początek końca.

Zona dzieli się na kilka miejscowości. Każdemu tam żyjącemu należy dodać przydomek "były": aktor (alkoholik), inżynier, biznesman, narkoman itd. Najważniejszym miejscem dla wszystkich wyznawców jest Nowe Jeruzalem, w którym mieszka sam Wissarion. Chociaż jego autorytet w ostatnich latach spada, w dalszym ciągu ma decydujący głos w każdej sprawie. Czego nie wolno wyznawcom? Na przykład pić alkoholu albo jeść mięsa. Tolerowana jest natomiast bigamia. Czy wszyscy dostosowują się do tych zakazów? Otóż nie. Zona dawno przestała być enklawą ludzi idących za słowem Toropa. Mieszkać tam można, nie stosując się do poleceń "nowego Jezusa".

Jędrzej Morawiecki wybiera najlepsze według mnie podejście do tematu. Przede wszystkim wysłuchuje wszystkich z należytym szacunkiem, jaki należy się im chociażby za gościnę, której mu udzielili. Nie ocenia wissarionowców z perspektywy europejskiego intelektualisty, ale stara się zrozumieć, co wpłynęło na porzucenie przez nich poprzedniego stylu życia. Równocześnie zachowuje dystans, połączony czasem z lekką ironią. Wydaje się to oczywiste - jakże inaczej pisać o karykaturalnym nierzadko Toropie, który między swoimi kazaniami nagranymi na kasety magnetofonowe pozwala obejrzeć "Matrixa", bo jest to jeden z jego ulubionych filmów. Morawiecki podkreśla często swoje stanowisko (zabawna jest scena, kiedy odmawia tłumaczenia dzieła Wissariona na język polski, tłumacząc, że "duchowo nie dorósł do przekładu"), ale też imponuje mu pełne wyrzeczeń życie mieszkańców Zony.

Ciekawym zabiegiem, nadającym książce szerszy kontekst, jest przywołanie postaci Eliasza Klimowicza, który we wsi Grzybowszczyzna na Podlasiu ogłosił się nowym Chrystusem. Zrobił to ponad sześćdziesiąt lat przed Rosjaninem, całą zaś historię opisał Włodzimierz Pawluczuk w słynnej książce "Wierszalin, historia o końcu świata". Jędrzej Morawiecki wskazuje na wiele wspólnych cech, łączących samozwańców; sam spotkał się zresztą z Pawluczukiem, który przybliżył mu postać Eliasza i jego wyznawców. Idąc tym tropem dziennikarz analizuje historię najróżniejszych sekt, pokazując ciągłość potrzeby wiary, niekoniecznie związanej z instytucją Kościoła, i dochodzi do wniosku, że poszukiwanie swojego miejsca na ziemi z dala od cywilizacji to raczej specyfika członków Cerkwi aniżeli świata zachodniego, który swoją fascynację duchowością przeżył już w latach sześćdziesiątych.

Reportaże Morawieckiego to również rzecz o wierze we współczesnym świecie; nieprzypadkowo w książce znalazł się tekst o wizycie Jana Pawła II w Bułgarii. Motyw ewangelizacji w kraju, w którym katolicy nie stanowią większości, nie psuje konstrukcji całości, nawet jej pomaga. Opisując wizytę papieża w Sofii (2002), Morawiecki mówi o Bułgarii, która bardzo powoli, podobnie jak cały blok wschodni, podnosiła się po transformacji ustrojowej. I znów podobna sytuacja: biedny kraj i nieakceptowana przez resztę społeczeństwa mniejszość, która szuka nadziei w wizycie swojego nauczyciela.

W książce Morawieckiego jest sporo takich fragmentów, układających się w interesującą całość. Jeden z ważniejszych opisuje kongres naukowy w Moskwie, w którym dziennikarz uczestniczył. Pokazuje on, że niezrozumienie potrzeby wiary charakterystyczne jest dla całej klasy wykształconej, skupionej raczej na problemach takich jak gospodarka czy klimat. Kogo obchodzi jakaś syberyjska sekta - przecież to żaden temat wobec globalizacji!

Książka Morawieckiego to nie tylko suche, socjologiczne opisy pewnych zjawisk czy zachowań, także podróż metafizyczna. Z jednej strony wyprawa na znany tylko z uniwersyteckich podręczników Wschód (autor jest doktorem slawistyki), z drugiej podróż wewnętrzna. Morawiecki po raz pierwszy wyjechał za Bug w roku 1999, kiedy, jak pisze, "śmietnik wrzuca nas na białoruską stronę". Śmietnikiem jest tu Polska po transformacji, która go zawiodła. Syberia go zafascynowała, co nie znaczy, że uwierzył w szczęście ludzi tam żyjących. Właśnie wyjazdy na Wschód pomogły mu poradzić sobie z własną niemocą i trudami dnia codziennego (niemożność twórcza, mieszkanie pozbawione zimą ogrzewania, odwiedzanie kolejnych redakcji, aby zapłacono mu zaległe pieniądze). Pobyt w Nowym Jeruzalem, wsi bez prądu, musiał wpłynąć na postrzeganie rzeczywistości w kraju rodzinnym. Zaczął doceniać to, co posiada, a czego nigdy nie będą mieć wyznawcy Wissariona. Transformacja spustoszyła Polskę - ale to nic w porównaniu z Rosją.

"Łuskanie światła" to nowy dyskurs w mówieniu o Rosji. Rosja nie jest tu krainą wódki i ciemnych interesów, miejscem, gdzie skrajna bieda - jak nigdzie w Europie - zderza się z bogactwem. To raczej opis tego, co kiedyś przeżył Zachód: poszukiwania duchowości, zanim stało się ono modą, na której można zarobić. Nie jest to rzecz do końca jednolita. Myślę jednak, że kolejna książka potwierdzi klasę Morawieckiego i jego wysoką pozycję wśród innych reportażystów, nie tylko piszących o Rosji.

Jędrzej Morawiecki, Łuskanie światła. Reportaże rosyjskie, Warszawa 2010, Wydawnictwo Sic!

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku 10 (49/2010)