Spirytus i pingwiny

Z materiałów nagranych współcześnie oraz z fragmentów dzienników pisanych w stacji badawczej na Wyspie Króla Jerzego wyłania się frapująca opowieść o pewnym ambitnym projekcie.

20.05.2019

Czyta się kilka minut

Kadr z dokumentu „Syndrom zimowników” / MATERIAŁY PRASOWE KFF
Kadr z dokumentu „Syndrom zimowników” / MATERIAŁY PRASOWE KFF

Piotr Jaworski kręci filmy rzadko – a szkoda, bo wypełniają one różne ślepe plamki w kinie dokumentalnym sięgającym do naszej XX-wiecznej historii. Dekadę temu zrealizował wielce ironiczny dokument „Kiedyś w Afryce”, który za pomocą rzadkich archiwaliów opowiadał o fantazjach mocarstwowych polskiego międzywojnia. Ich wyrazem stało się powstanie i działalność Ligi Morskiej i Kolonialnej, lecz wyprawa statku „Poznań” do zachodniej Afryki nie przyniosła, jak wiadomo, spodziewanych sukcesów. Trzeba było zapomnieć o plantacjach kauczuku i o rynku zbytu dla emaliowanych nocników rodzimej produkcji.

Tuż przed wybuchem II wojny światowej w głowach politycznych wizjonerów II Rzeczypospolitej pojawiła się perspektywa nowych posiadłości zamorskich, tym razem na… Antarktydzie. W tym miejscu film się kończy, a my dostajemy właśnie kolejny dokument Jaworskiego, „Syndrom zimowników”, osadzony w zupełnie innej epoce, traktujący o zupełnie innych aspiracjach, lecz powracający do miejsca porzuconego we wcześniejszym filmie. Chodzi o polską stację polarną, gdzie pod koniec lat 70. przeprowadzano kontrowersyjne z dzisiejszego punktu widzenia eksperymenty psychologiczne.

Makietę stacji badawczej imienia Henryka Arctowskiego na Wyspie Króla Jerzego tworzą rzędy mieszkalnych kontenerów, ustawione pośrodku niczego, smagane antarktycznym wiatrem. W tekturowym pudełku podpisanym tajemniczym słowem „Projekt” spoczywają ludziki w czerwonych uniformach, które za chwilę zostaną wprawione w ruch. To właśnie zimownicy – uczestnicy pionierskiej, trwającej aż dziesięć miesięcy wyprawy: biolodzy, glacjolodzy, pracownicy techniczni.

Zastosowane w dokumencie Jaworskiego animacje figurek mają swój dodatkowy sens, bo przedstawiona w filmie placówka Polskiej Akademii Nauk to zarazem coś na kształt poletka Pana Boga. Tę rolę spełnia doktor (dziś już profesor) Jan F. Terelak, zasłużony psycholog wojskowy zajmujący się badaniem stresu w warunkach ekstremalnych. Z materiałów nagranych współcześnie oraz z fragmentów pisanych na wyspie dzienników wyłania się frapująca opowieść o pewnym ambitnym projekcie. Nie ma wątpliwości, że obecnie aż tak inwazyjne badanie „syndromu zimowników” napotkałoby na wiele przeszkód. Tymczasem w głębokim PRL-u, w erze pierwszych lotów kosmicznych, takie eksperymenty miały wagę szczególną, by nie rzec – strategiczną. Podobnie jak cała inżynieria dusz praktykowana w naszej części Europy na szeroką skalę.

Po 40 latach ze swadą i uśmiechem polarnicy wspominają, jak radzili sobie z nadchodzącym „stresem zimowania”. Relacjonują, co wówczas jedli (a mimo odcięcia od świata i komunistycznej gospodarki niedoboru na zaopatrzenie nie mogli narzekać), czy też jak odreagowywali wielomiesięczną „deprywację seksualną”. Stopniowo ton tych wspomnień poważnieje – w pewnym momencie u zimowników zaczęły nasilać się zmiany w sferze percepcyjnej, poznawczej i emocjonalnej.

Nakłada się na to jeszcze inna narracja, wpisana w ramy naukowego eksperymentu. W jaki sposób funkcjonowała zamknięta i wyizolowana grupa dwudziestu ludzi? Jak zmieniała się jej dynamika? Jak kształtowały się jej wewnętrzne podziały, napięcia, konflikty? Uczestnicy wyprawy już w trakcie rekrutacji musieli przejść rozliczne testy. Wiedzieli również, że będą obserwowani na miejscu, i wyrazili zgodę na udział w badaniach. Po tych najbardziej drastycznych, np. testujących reakcje na zimno, można było dostać w nagrodę setkę spirytusu. Terapeutyczne właściwości alkoholu to zresztą istotny rozdział w historii polskich zimowników. Ale na samych obserwacjach eksperyment się nie kończył.

Dzisiaj, przywołując przed kamerą rozmaite barwne anegdoty z życia na placówce, mają krytyczny stosunek do niektórych stosowanych podówczas metod. Mówią o manipulacjach i prowokacjach, których nie byli do końca świadomi, a które uczyniły z nich króliki doświadczalne. Np. wtedy, gdy doktor Terelak, nazywany żartobliwie „Psychicznym”, wyłączał nagle w całej bazie prąd, by sprawdzić, jak zmienia się u polarników poziom niepokoju. Dziś bohaterowie, włącznie z przeprowadzającym ów eksperyment, nie mają wątpliwości, że były to działania wysoce ryzykowne. Jednocześnie zanurzony w przeszłości dokument Jaworskiego wychyla się w przyszłość, pytając o etyczne granice nauki i zmieniające się w jej ramach standardy.

Chociaż komunistyczny reżym dawał o sobie znać nawet na końcu świata, i to w formie jak najbardziej bezpośredniej, totalitarna metafora nie została, na szczęście, zbytnio wyeksploatowana w filmie. I jakkolwiek pod wieloma względami blisko „Syndromowi…” do głośnego dokumentu Wernera Herzoga „Spotkania na krańcach świata” (2007), polski reżyser rezygnuje z nawiedzonego komentarza odautorskiego i spojrzenia kosmity. Zamiast dostarczać apokaliptycznych proroctw, dokument Jaworskiego przede wszystkim analizuje poszczególne fazy „syndromu zimowników” i odtwarza etapy towarzyszącego mu eksperymentu. Służą temu wspomniane już współczesne relacje i animowane rekonstrukcje (patrz: ciało zmarłego przyrodnika Włodzimierza Puchalskiego „opłakiwane” przez pingwiny), a także bogate archiwalia fotograficzne i filmowe.

Sam eksperyment okazał się koniec końców wybitnym osiągnięciem polskiej psychologii, wzbudzając zainteresowanie na świecie, włącznie z agencją kosmiczną NASA, ale w filmie aż tak wielkiego entuzjazmu nie odnajdziemy. Podobnie jak w „Kiedyś w Afryce”, mamy do czynienia z historią potencjalnego podboju. Bo czymże innym jest programowanie ludzkich zachowań? Choć trzeba przyznać, że z punktu widzenia dzisiejszych socjotechnik, znacznie bardziej podstępnych i skutecznych, stosowanych przez szamanów marketingu biznesowego i politycznego czy wpisanych w całe nasze funkcjonowanie w cybersferze, metody stosowane ongiś na antarktycznej placówce mogą wydawać się doprawdy niewinne. Pod warunkiem jednak, że my sami nie znajdziemy się w sytuacji ekstremalnej. ©

SYNDROM ZIMOWNIKÓW – reż. Piotr Jaworski. Prod. Polska 2019. Film będzie miał premierę na 59. Krakowskim Festiwalu Filmowym (26 maja – 2 czerwca).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 21/2019