Sojusznicze kompleksy

Informacje o tajnych więzieniach CIA w Polsce blakną przy informacjach spod krzyża. Tymczasem w świecie temat metod, jakimi USA i sojusznicy walczą z terroryzmem, nie schodzi z agendy.

14.09.2010

Czyta się kilka minut

Teraz wywołały go wspomnienia Tony’ego Blaira, będące m.in. próbą usprawiedliwienia decyzji o wysłaniu wojsk na Bliski Wschód. Blair napisał to, co mówił wielokrotnie, choćby w styczniu przesłuchiwany przez komisję śledczą badającą sprawę inwazji: jest przekonany o słuszności swego postępowania. Gdy rządził, przez Londyn przechodziły wielotysięczne demonstracje, teraz, promując książkę, jest obrzucany jajkami.

W Polsce ani iracka wojna, ani kolejne rewelacje o działaniach agentów CIA (miały miejsce już przed wojną) nie wywołały społecznych emocji. Teraz Aleksander Kwaśniewski przyznał, że samoloty amerykańskie lądowały u nas - ale to, co działo się w związku z tymi lotami, jest odpowiedzialnością Waszyngtonu. To znamienne stwierdzenie, sugerujące, że polskie władze nie kontrolują tego, co dzieje się na podległym im terytorium. Jeśli Kwaśniewski rzeczywiście należał do osób decydujących o obecności CIA w Polsce, musi mieć nie lada zaufanie do amerykańskich sojuszników, że nigdy nie ujawnią interesujących polską prokuraturę szczegółów.

W tym leży polityczne sedno problemu. Blaira - jak wszystkich brytyjskich przywódców - z USA łączyły szczególne więzy (pomijam trop, jaki zasugerował Roman Polański w niedawnym filmie "Ghost Writer"). Polacy zawsze marzyli o takim współudziale w działaniach aliantów, który zamazałby traktowanie nas przedmiotowo, jak w czasach Jałty. Zwłaszcza chcieli się wykazać politycy obciążonej przeszłością lewicy: zaprosili płk. Kuklińskiego i stanęli obok anglosaskich sojuszników w Afganistanie i Iraku.

Kłopot w tym, że agenci Albert i Mike oraz ich przełożeni znów narazili Polaków na problemy. Kłopot, bo wciąż nie potrafimy odróżnić sojuszu od służalczości. Nie rozstrzygając o słuszności wojny w Afganistanie i Iraku - trzeba zapytać (i powinni to zrobić nasi przywódcy), czy naprawdę przedstawiciele największego mocarstwa na świecie muszą używać wiertarek akurat w polskiej głuszy?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2010