Irackie obrachunki

20 marca 2003 roku żołnierze amerykańscy, brytyjscy, australijscy i polscy wkroczyli do Iraku. Wojna obaliła dyktaturę Husajna, ale podzieliła świat. Dziś zachodni politycy wydają wspomnienia i tłumaczą się z ówczesnych decyzji.

11.03.2013

Czyta się kilka minut

Obalanie pomnika Saddama Husajna w Bagdadzie, zajętym właśnie przez wojska amerykańskie; 9 kwietnia 2003 r. / Fot. Jerome Sessini / IN VISU / CORBIS
Obalanie pomnika Saddama Husajna w Bagdadzie, zajętym właśnie przez wojska amerykańskie; 9 kwietnia 2003 r. / Fot. Jerome Sessini / IN VISU / CORBIS

Podział na „starą” i „nową Europę, który na początku 2003 r. wprowadził ówczesny sekretarz obrony USA Donald Rumsfeld, to chyba najsłynniejsze zdanie – i jednocześnie sprytny opis sytuacji dyplomatycznej po obu stronach Atlantyku – jaki zapanował 10 lat temu, po ostrym sporze o zasadność interwencji w Iraku.

Oprócz wypowiedzi Rumsfelda zapamiętano wtedy też, na długie miesiące – zwłaszcza w Polsce i w krajach sąsiednich – aroganckie upomnienie państw Europy Środkowej i Wschodniej popierających Waszyngton, jakie wypowiedział prezydent Francji Jacques Chirac. Słynne słowa o „straceniu okazji, by siedzieć cicho” na długo popsuły atmosferę między Paryżem a Warszawą i innymi stolicami naszego regionu.

KONFLIKT W RODZINIE

Przed 10 laty, gdy Amerykanie i ich sojusznicy spierali się z przeciwnikami wojny o Irak, padały jeszcze inne słowa i oskarżenia. Psuły się stare sojusze, zawiązywały nowe. Kilka lat zajęło przywrócenie normalności w świecie zachodnim. Choć echa sporu mogą odżyć na nowo, jeśli pojawi się realna perspektywa amerykańskiej czy izraelskiej akcji zbrojnej przeciw Iranowi, by powstrzymać program zbrojeń atomowych Teheranu.

Wówczas, w 2003 r., po jednej stronie stały Stany Zjednoczone na czele z prezydentem Georgem W. Bushem i jego ekipą: Cheneyem, Rumsfeldem, Rice, Powellem. U boku Ameryki: brytyjski premier Tony Blair, a także premierzy i prezydenci Polski, Australii, Włoch, Hiszpanii, Portugalii, Japonii i inni. Tak zwana „koalicja chcących”, wspierana – nieformalnie i po kryjomu – przez niechętne Saddamowi Husajnowi państwa Bliskiego Wschodu: głównie Arabię Saudyjską, Egipt i maleńki Kuwejt, zamieniony w wielką bazę wojskową USA, z której przed dekadą zaczęła się inwazja na Irak.

Po drugiej zaś stronie sporu stanęły: Niemcy, Francja, Rosja. Politycy: Gerhard Schröder i jego szef MSZ Joschka Fischer, Jacques Chirac, Władimir Putin. Również sekretarz generalny ONZ Kofi Annan i szef inspektorów rozbrojeniowych ONZ Hans Blix. Obok nich: Jan Paweł II, który w dramatycznym apelu wzywał do nierozpoczynania wojny z Irakiem. I miliony ludzi demonstrujących na ulicach miast Europy i Ameryki przeciw planom interwencji, zapowiedziom obalenia reżimu Husajna i rozbrojenia domniemanych arsenałów broni masowej zagłady, jaką miał posiadać dyktator z Bagdadu.

USA: (PRAWIE) WSZYSCY BYLI ZA

Przypuszczenia, że Stany podejmą operację przeciw Husajnowi, pojawiły się już kilka miesięcy po zamachach z 11 września 2001 r. Jesienią tamtego roku, gdy interwencja zachodniego sojuszu w Afganistanie doprowadziła do błyskawicznego obalenia reżimu talibów, w Waszyngtonie odżył plan rozprawienia się z Husajnem – pod pretekstem rozbrojenia jego arsenału.

Plan ten popierały obie główne siły polityczne USA. Warto przypomnieć, że ustawę o wyzwoleniu Iraku podpisał prezydent Bill Clinton. W 1998 r., za rządów Clintona, Waszyngton i Londyn przeprowadziły kilkudniowe naloty na cele wojskowe w Iraku, uzasadniając je torpedowaniem przez Bagdad pracy inspektorów rozbrojeniowych. Już wtedy Clinton, informując o nalotach w przemówieniu telewizyjnym, mówił, że tak długo, jak Husajn zostanie przy władzy, pokój i bezpieczeństwo na Bliskim Wschodzie będą zagrożone. „Zważcie na moje słowa: Husajn zdobędzie broń masowego zniszczenia. On jej użyje” – podkreślał Clinton.

Następca Clintona, G.W. Bush, w swych wspomnieniach przypomniał tę wypowiedź poprzednika. Według Busha to zapominany dziś dowód, że w polityce USA wobec Iraku istniała ciągłość. Celem Waszyngtonu od lat 90. było obalenie i rozbrojenie reżimu irackiego. Wszyscy wpływowi politycy, republikańscy i demokratyczni – w tym poprzednia sekretarz stanu Hillary Clinton, obecny sekretarz stanu John Kerry i obecny wiceprezydent Joe Biden – poparli rezolucję dającą Bushowi kompetencje do rozpoczęcia tej wojny. Krytyczny był Barack Obama, ale on nie był wtedy liczącym się politykiem – dopiero w 2004 r. został senatorem.

EUROPA „STARA” KONTRA EUROPA „NOWA”

Bush wspomina też, że o planach obalenia Husajna rozmawiał w drugiej połowie 2001 r. i w 2002 z szeregiem światowych przywódców, w tym z Aleksandrem Kwaśniewskim. Podkreśla, że o swych zamiarach szczerze powiedział niemieckiemu kanclerzowi Gerhardowi Schröderowi, który – wedle Busha – miał zadeklarować, że poprze Stany, jeśli działania będą szybkie i zdecydowane.

Były kanclerz po latach przedstawia tę sprawę inaczej: wspomina, że w 2002 r. dawał Bushowi do zrozumienia, iż jest wojnie w Iraku przeciwny, aż w końcu latem 2002 r. powiedział to publicznie. Bush wspomina też, że od początku wojnie przeciwny był rosyjski przywódca Władimir Putin – ze względu na obawy, że powojenny Irak nie będzie w stanie spłacić prawie 10 mld dolarów długu, jaki Bagdad zaciągnął jeszcze wobec ZSRR. Podobne zastrzeżenia zgłaszał Paryż: Chirac był gotów poprzeć zdecydowane inspekcje rozbrojeniowe w Iraku. Ale, zdaniem Busha, bez wsparcia inspekcji realną wolą zbrojnego wymuszenia przestrzegania rezolucji ONZ, francuskie stanowisko było nielogiczne.

Szef Pentagonu Rumsfeld i ówczesny wiceprezydent Dick Cheney po latach podtrzymują swój krytyczny stosunek do niemiecko-francusko-rosyjskiej „osi”, skierowanej przeciw USA. W chwili, gdy z Europy nadeszły wieści o antywojennym sojuszu Paryża, Berlina i Moskwy, Rumsfeld na konferencji prasowej wypowiedział słynne słowa o „starej” Europie (Niemcy i Francja) oraz „nowej”, złożonej z państw Europy Środkowo-Wschodniej, włącznie z Polską, zdecydowanie wspierających USA.

Kraje te włączyły się do sporu „starej” Europy z USA, nie oglądając się na fakt, że irytują tym Paryż i Berlin. Wtedy właśnie finalizował się proces wstępowania nowych krajów do Unii Europejskiej, w Polsce trwały przygotowania do referendum unijnego. Spór o Irak komplikował rozszerzenie Unii, ale na szczęście go nie storpedował. Polska i jej sąsiedzi opowiedzieli się jednoznacznie po stronie Stanów, ryzykując pogorszenie stosunków z Niemcami i Francją.

JAK MILLER ROZCZAROWAŁ SCHRÖDERA

Znamienne było postępowanie władz polskich: w grudniu 2002 r. i potem, w ścisłym porozumieniu ze Schröderem, kończono rokowania o wejściu Polski do Unii. Polska, rządzona przez SLD, szczególnie ustami premiera Leszka Millera akcentowała ścisły sojusz z Berlinem. Mimo to w krytycznym momencie Miller nawet nie poinformował kanclerza o podpisaniu publicznego listu premierów krajów Europy Środkowej, w którym poparli Busha.

We wspomnieniach Schröder zauważa wprawdzie, że czuł się rozczarowany bezkrytycznym poparciem wschodnich sąsiadów Niemiec dla USA, ale przyznaje, iż rozumie ich instynktowne opowiedzenie się za sojuszem ze Stanami. Kraje, dopiero wyzwolone z dominacji Rosji, potrzebowały oparcia supermocarstwa zza Atlantyku – pisze Schröder, który nie przyłączył się do francuskich połajanek wobec Polski i innych państw.

Nawiązując do swoich słów o „nowej” i „starej” Europie, Rumsfeld tłumaczy we wspomnieniach, że w momencie, gdy to mówił, chciał w gruncie rzeczy powiedzieć o starym i nowym NATO. Miał na myśli przesunięcie strategicznego punktu ciężkości w Europie. Dopiero po reakcjach w Europie szybko się zorientował, że dotknął czułego punktu. I, dodaje, miał rację.

Koniec „zimnej wojny” zmienił rolę Berlina i Paryża na Starym Kontynencie i dlatego tak istotne były te słowa – twierdzi Rumsfeld, oskarżając zresztą Schrödera i Chiraca, że opierając się działaniom ekipy Busha, osłabili front antysaddamowski, co zaowocowało wojną. Gdyby bowiem Zachód solidarnie naciskał na Bagdad, być może Husajn ugiąłby się i poważnie potraktował inspektorów ONZ.

DOWODY, KTÓRYCH NIE BYŁO

Rzecz znamienna: grupa czołowych współpracowników Busha – Rumsfeld, Condoleezza Rice (wtedy doradca prezydenta USA ds. bezpieczeństwa, potem sekretarz stanu) i Cheney – zgodnie i ostro krytykują Colina Powella, który jako szef dyplomacji amerykańskiej osobiście przekonywał ONZ w lutym 2003 r., że Irak pracuje nad bronią masowej zagłady.

Po latach Powell przyznał, że dowody na irackie zbrojenia niekonwencjonalne były słabe, może zmanipulowane. Tymczasem Rice, Rumsfeld i Cheney podkreślają w pamiętnikach, że Powell był w ścisłym gronie osób decydujących o wojnie – na podstawie raportów wywiadu USA i doniesień innych służb zachodnich oraz służb krajów arabskich współpracujących ze Stanami. Powell miał więc widzieć te dowody i mógł wcześniej zgłosić zastrzeżenia. Cała trójka zgodnie podkreśla, że dystansowanie się potem przez Powella od polityki Busha źle świadczy o samym generale.

Eksprezydent Bush przyznaje we wspomnieniach, że często wraca myślami do faktu, iż przez kilka lat amerykańskiej obecności wojskowej w Iraku nie znaleziono dowodów na istnienie programu zbrojeń atomowych, chemicznych i biologicznych. Ponieważ był to główny powód rozpoczęcia wojny, Bush pisze, że źle się czuje z tego powodu. Ale nadal utrzymuje, że były postawy do obaw, iż Saddam ignoruje wezwania do rozbrojenia i próbuje uzbroić się w broń masowego rażenia. Te obawy wzrosły po zamachach 11 września.

W istocie, nie da się zrozumieć decyzji o ataku na Irak 10 lat temu, jeśli nie weźmie się pod uwagę amerykańskiego przerażenia możliwością i wizją Al-Kaidy, atakującej na całym globie amerykańskie cele i atakującej ponownie same Stany, tym razem przy użyciu broni jądrowej, chemicznej czy biologicznej. A w latach 2001-03 administracja amerykańska mogła sądzić, że Husajn w jakiś sposób wspiera albo zamierza wesprzeć Al-Kaidę.

Dowody na to były raczej poszlakowe; między innymi wskazywano, że Bagdad poparł publicznie zamachy na Nowy Jork i Waszyngton (czego nie zrobił nawet Iran), a w dodatku, że w jednym z regionów Iraku jeszcze przed wojną miał swoją bazę terrorysta Al-Zarkawi, który był potem jednym z głównych przywódców zbrojnej rebelii przeciw Stanom i ich sojusznikom, i który wezwał także irackich sunnitów do atakowania na masową skalę irackich szyitów.

Dowody na związki Husajna z Al-Kaidą były całkowicie nieprzekonujące dla przeciwników wojny. Dezawuują je i Schroeder, i Joschka Fischer, ówczesny minister spraw zagranicznych Niemiec. Na dorocznej monachijskiej konferencji poświęconej globalnemu bezpieczeństwu w lutym 2003 r. Fischer spontanicznie odpowiedział Rumsfeldowi, uzasadniającemu potrzebę akcji zbrojnej. „Nie jestem przekonany!” – krzyczał do Amerykanina w obecności setek wpływowych polityków z całego świata.

ZAPOMNIANY RAPORT Z PRZESŁUCHANIA HUSAJNA

Skrupulatnie i sumiennie o swoim poparciu dla wojny irackiej pisze we wspomnieniach Tony Blair, wtedy premier Wielkiej Brytanii. Poparcie Blaira dla Busha było punktem zwrotnym w karierze tego znanego polityka. W 1997 r., sześć lat wcześniej, w brawurowy sposób poprowadził do wyborczego zwycięstwa swoją Partię Pracy i odsunął Partię Konserwatywną od rządów, które sprawowała od końca lat 70. Blair stał się gwiazdą międzynarodowej polityki – i przywódcą, który miał ambicje przewodzenia Unii Europejskiej w XXI wieku.

Poparcie dla interwencji w Iraku obróciło te plany w gruzy. Opinia publiczna w Wielkiej Brytanii była mocno przeciwna wojnie, Blairowi zarzucano okłamanie społeczeństwa w sprawie przyczyn wojny, co w końcu wymusiło jego dymisję w 2007 r. Na dodatek kłótnia z Niemcami i Francją pozbawiła Blaira wpływu na politykę europejską.

Podsumowując po latach swoje decyzje z lat 2002-03 r., Blair wskazuje – obok standardowych uwag o ścisłym sojuszu ze Stanami i o potrzebie interwencji w celu obalenia tyranii – na istnienie, jego zdaniem, istotnych podstaw do obaw o zbrojenia irackie. Choć nie znaleziono broni masowego rażenia – i twierdzenia Blaira o irackim zagrożeniu w Wielkiej Brytanii całkowicie odrzucono w debacie publicznej – ekspremier po latach zwraca uwagę na raport, powstały po przesłuchaniach samego Husajna i funkcjonariuszy reżimu.

Raport ten jest nieco zapomniany, ale zawiera ciekawe tezy. Główna brzmi: w połowie lat 90. Saddam Husajn podjął decyzję, że będzie dążyć do zniesienia surowych sankcji ekonomicznych nałożonych na Irak. Dlatego skrzętnie ukrył albo zniszczył dowody wskazujące, iż zamierzał się uzbroić w broń masowego rażenia. Według raportu, iracki dyktator nie zamierzał nigdy zrezygnować z dążeń do wejścia w posiadanie broni jądrowej czy chemicznej. Jego celem było utrzymanie władzy i prymat na Bliskim Wschodzie. Zawsze gotów był wznowić program zbrojeniowy. Dla Blaira tezy tego raportu są nadal dowodem, że mimo wielkich ofiar amerykańsko-brytyjska interwencja i obalenie reżimu Husajna miały sens.

PO LATACH: FISCHER KONTRA SCHRÖDER

Szczególnie ciekawie o kulisach sporu niemiecko-amerykańskiego o wojnę w Iraku piszą Schröder i Fischer. Obaj utrzymują, że wojna była wielkim błędem. Schröder, bardziej patetyczny, twierdzi we wspomnieniach, że celem jego polityki było utrzymanie pokoju i podkreśla, że o ile wojna w Afganistanie była słuszna, i że słusznie Niemcy zadeklarowały wcześniej, po zamachach z 11 września, „nieograniczoną solidarność” z USA, o tyle wojna iracka zburzyła jedność koalicji antyterrorystycznej i osłabiła Zachód w wojnie z terroryzmem.

Wtedy, w 2003 r., po raz pierwszy od powstania RFN po II wojnie światowej Niemcy odmówiły wsparcia Stanów Zjednoczonych. To zrodziło pytania, pisze Schröder, na ile sojusz z Ameryką oznacza – dla niedawno zjednoczonych i suwerennych Niemiec – potrzebę stałego podporządkowania się interesom Waszyngtonu. Schröder sugeruje tu konieczność określenia nowych zasad sojuszu europejsko-amerykańskiego.

Z kolei Joschka Fischer w swoich wspomnieniach wyraża obawę, że zapoczątkowany przez Schrödera sprzeciw wobec Waszyngtonu – i hasło jego partii, socjaldemokracji, pójścia „niemiecką drogą” w polityce zagranicznej – budzą demony przeszłości, kiedy to Niemcy poszły „specjalną, osobną drogą”, co doprowadziło do katastrofy wojen światowych w XX w. Dlatego Fischer, choć sam z centrolewicy (z Partii Zielonych), odrzuca obudzony w wyniku sporu o Irak europejski i niemiecki antyamerykanizm.

Podkreślając, że wojna była błędem – także dlatego, bo obudziła demony wojny cywilizacji: Zachodu z islamem – Fischer ubolewa zarazem, jak bardzo stosunki amerykańsko-niemieckie popsuły wtedy słowa Schrödera o „irackiej awanturze Busha” i porównanie Busha do Hitlera, po jakie sięgnął jeden z członków niemieckiego rządu. Było to bulwersujące dla wszystkich, wspomina Fischer, Amerykanie zaś mogli czuć się obrażeni.

UKARAĆ, WYBACZYĆ, IGNOROWAĆ

Do tego momentu wraca także Bush: wyznaje, że to, iż ktoś w Niemczech nazwał go Hitlerem, wzbudził w nim wielki niesmak. Także dlatego nie pogratulował Schröderowi zwycięstwa wyborczego jesienią 2002 r. – lider niemieckich socjaldemokratów osiągnął je w znacznym stopniu dzięki temu, że grał na nucie antywojennej i trochę antyamerykańskiej.

Tak bardzo rozłościło to Amerykanów, że na szczycie NATO w Pradze – jak wspominają i Fischer, i Bush – jednym z głównym tematów było pytanie, czy Schröder i Bush uścisną sobie dłonie. Ostatecznie, w świetle kamer, Bush podał rękę niemieckiemu kanclerzowi, wymienili kilka zdań i szybko temat przestał być interesujący dla mediów.

Podziały między Stanami z jednej strony a Niemcami i Francją z drugiej przez kilka lat pozostawały silne, ale ostatecznie uległy zapomnieniu. W pamiętnikach czołowych polityków tamtego okresu wracają wspomnienia głośnej i ostentacyjnej zmiany nazwy frytek: w Stanach nazywano je „French fries” (francuskie frytki), a po kłótni o Irak w kongresowej restauracji nazwę zmieniono na „freedom fries” (frytki wolności).

To oczywiście anegdota. Ale realny opis stosunku administracji Busha do przeciwników wojny w Iraku opisuje Condoleeza Rice: postanowiliśmy „ukarać Francję, wybaczyć Rosji i ignorować Niemcy”. Zmiana w relacjach z Berlinem i Paryżem przyszła dopiero po 3-4 latach.

***
Inaczej niż ich koledzy z Zachodu, polscy politycy rzadko wspominają okoliczności i powody poparcia Stanów w 2003 r. Ale kilka lat po wojnie Aleksander Kwaśniewski powiedział publicznie, że czuje się oszukany, gdyż dowody na zbrojenia Iraku okazały się bardzo wątłe. Nigdy publicznie od swej decyzji o poparciu USA nie odżegnał się Leszek Miller. Niedawno powtórzył, że uważa ją za słuszną. 



Korzystałem z książek: G.W. Bush „Decision Points”; G. Schröder „Entscheidungen”; J. Fischer „I am not convinced: Der Irak-Krieg und die rot-grünen Jahre”; C. Rice „No Higher Honour”; T. Blair „A Journey”; D. Cheney „In My Time”; D. Rumsfeld „Known and Unknown – a Memoir”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2013