Smoleńsk: żałoba po prawdzie

Gdyby ktoś mnie zapytał, dlaczego co roku 10 kwietnia siadam przed komputerem, by wysłuchać zapisu rozmów z kokpitu tupolewa, który rozbił się pod Smoleńskiem, nie potrafiłbym pewnie udzielić jasnej odpowiedzi.

17.04.2017

Czyta się kilka minut

Obchody rocznicy katastrofy smoleńskiej: VII Biało-Czerwony Marsz Pamięci w Krakowie, 10 kwietnia 2017 r. / Fot. Beata Zawrzel / REPORTER
Obchody rocznicy katastrofy smoleńskiej: VII Biało-Czerwony Marsz Pamięci w Krakowie, 10 kwietnia 2017 r. / Fot. Beata Zawrzel / REPORTER

Dlaczego jak zahipnotyzowany wchodzę w to misterium śmierci; dlaczego śledzę trywialne z początku rozmowy między członkami załogi (z ust drugiego pilota pada nawet żart: „Jakby kto pytał, Franciszkańska 3”), przemieszane z rutynowymi kontaktami z białoruskim kontrolerem z Mińska, a potem z wieżą lotniska Siewiernyj? Dlaczego chcę jeszcze raz spotkać się z banalnością i grozą słów dowódcy jaka-40: „Ogólnie rzecz biorąc, to pizda tutaj jest” albo „Arek, teraz widać dwieście” (zgodnie z przepisami tupolew nie może lądować przy widoczności mniejszej niż 1500 metrów)? Dlaczego znam na pamięć dialog dowódcy prezydenckiego samolotu z szefem protokołu; czemu cierpnę, słysząc jego późniejsze słowa o „odejściu w automacie” (nad tym lotniskiem nie mogło się to powieść: wciskając guzik autopilota, kpt. Protasiuk stracił kilka sekund, podczas których mógłby może jeszcze wyprowadzić maszynę na drugi krąg)? Dlaczego słucham uspokajających informacji rosyjskiego kontrolera: „jesteście na kursie, jesteście na ścieżce” (były spóźnione, czego załoga nie zauważyła – mało kto pamięta, że o tym, iż złe komendy z wieży były jedną z przyczyn tragedii, mówiła już komisja Millera), i głosów odliczających wysokość, nieświadomych, że kierują się wysokościomierzem radiowym, a nie barometrycznym, i przerywanych już sygnałem alarmowym, wzywającym do poderwania samolotu?

Może chodzi o uodpornienie na te wszystkie fantastyczne teorie o helu, trotylu, a ostatnio bombie termobarycznej (ani rejestrator głosu, ani rejestratory parametrów lotu nie odnotowały wybuchu na pokładzie)? O odizolowanie się od zgiełku manifestacji i kontrmanifestacji, wywiadów i konferencji, przemówień i homilii, którymi w dzień rocznicy zasypują nas media, a które w gruncie rzeczy oddalają tylko potrzebne nam wszystkim godne upamiętnienie tragedii? O znalezienie własnego sposobu na przeżycie żałoby po dziewięćdziesięciu sześciu ludziach różnych światopoglądów i biografii, którzy rzeczywiście oddali życie na służbie, bo w drodze na miejsce zbrodni katyńskiej, której ofiarom chcieli oddać hołd?

Nie jest to łatwe. W opublikowanej przez nas dwa tygodnie temu rozmowie „Łączy nas Smoleńsk” Michał Bilewicz i Michał Łuczewski mówili o fatalnych konsekwencjach społecznych tego, co działo się w Polsce już po 10 kwietnia 2010 r. Obaj badacze nie wierzą w zamach, ale też obaj nie mają złudzeń: państwo nie zdało egzaminu, a wiele rewelacji podawanych nam w pierwszych tygodniach po katastrofie okazało się niezgodnych z prawdą. Wspominał o tym także w ubiegły poniedziałek na Wawelu abp Marek Jędraszewski: faktycznie, gen. Błasik nie był pijany, nie było „wspaniałej współpracy polskich i rosyjskich lekarzy przy badaniu najmniejszych szczątków ciał ofiar katastrofy” ani też przekopywania miejsca tragedii „na metr w głąb”.

Inna sprawa, czy uznanie tych faktów prowadzi do konkluzji, że „dzisiaj, w siódmą rocznicę katastrofy, mamy wszyscy odczucie, że mgła nad Smoleńskiem ustępuje” – niejeden słuchacz tego kazania pomyślał pewnie, że metropolita autoryzuje tymi słowami najnowsze elukubracje podkomisji smoleńskiej, o których sam jej przewodniczący Wacław Berczyński powiedział, że „mogło tak być, ale nie możemy z całą pewnością powiedzieć, że tak było”.

Z całą pewnością możemy powiedzieć za Michałem Łuczewskim, że „nas wszystkich to bardzo zabolało, i dalej boli”. Ból ten prowadzi jednak, jak widać, w najróżniejsze strony. Oto, dlaczego – podzielając przekonanie arcybiskupa krakowskiego, że tylko prawda może nas wyzwolić – za rok o tej samej porze będę znowu słuchał rozmów z kokpitu tupolewa. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, redaktor wydań specjalnych i publicysta działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w pisaniu o piłce nożnej i o stosunkach polsko-żydowskich, a także w wywiadzie prasowym. W redakcji od 1991 roku, był m.in. (do 2015 r.) zastępcą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2017