Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Brzmiało to racjonalnie. Szkoda, że takich wypowiedzi polscy przywódcy gotowi są udzielać za granicą, a nie w kraju - gdzie obywatel gubi się w informacyjnym chaosie.
Hipotezę Sikorskiego zdają się potwierdzać (i rozwijać) dwie publikacje z minionego tygodnia, dzienników "Polska The Times" (z 14 maja) i "Rzeczpospolitej" (z 15 maja). To chyba najbardziej wiarygodne z dotychczasowych i przekonujące publikacje na temat przyczyn katastrofy. Pierwsza rekonstruuje ostatnie chwile lotu tupolewa i szuka odpowiedzi na pytanie, dlaczego właśnie tak przebiegały. Druga opisuje wątpliwe procedury zarządzania i braki w szkoleniu w 36. pułku. Jeśli tak wygląda rzekomo elitarna jednostka, transportująca rząd i prezydenta, to zasadne jest pytanie o stan polskiego lotnictwa w ogóle - za co odpowiedzialność polityczną ponosi nie tylko obecne kierownictwo MON, lecz również poprzednie ekipy kierujące tym resortem. Fatalne mechanizmy szkolenia i zarządzania w lotnictwie byłyby więc czwartym czynnikiem, który mógł przyczynić się do tragedii. Czynnikiem, dodajmy, zdejmującym część odpowiedzialności z nieżyjących pilotów.
Czy tak właśnie było? Najlepiej byłoby, gdyby właściwe instytucje ustaliły to przed wyborami prezydenckimi - choćby z zastrzeżeniem, że ustalenia mają charakter wstępny.