Smocza dolina

Miasto start-upów, nowych technologii i młodych przedsiębiorców. Czy będzie kolejną Doliną Krzemową?

08.06.2015

Czyta się kilka minut

Rahim Blak, jeden z założycieli Click Community, z uczestnikami szkolenia „Budowanie marki w sieci”, 23 maja 2015 r. / Fot. MATERIAŁY PRASOWE
Rahim Blak, jeden z założycieli Click Community, z uczestnikami szkolenia „Budowanie marki w sieci”, 23 maja 2015 r. / Fot. MATERIAŁY PRASOWE

Biały sensor wygląda jak gumka do mazania – większa ściana to kwadrat o boku długości dwóch centymetrów, z lekko zaokrąglonymi brzegami. Miękki w dotyku, wykonany z silikonu, kosztuje 35 dolarów. W środku ma układ elektroniczny wielkości paznokcia i baterię, na której może działać do dwóch lat. Jeśli ma do tego czujnik wilgotności, to przyczepiony do sznurka na balkonie poinformuje nas, gdy pranie będzie suche. Nazywa się Clime.

– Mikrosensory, nazywane też beaconami, nadają kontekstowe informacje i służą do automatyzacji otoczenia – opowiada Andrzej Pawlikowski, jeden z twórców. – Są w stanie zbadać temperaturę, światło, wilgotność oraz natężenie drgań i wysłać o tym informację na telefon – mówi. Jeśli zintegrujemy go z urządzeniem irygującym, nie tylko dostaniemy informację, że nasz kwiatek ma za sucho, ale sensor sam wyda komunikat, że trzeba go podlać.

– Dążymy do utopijnej wizji, kiedy budzimy się rano i sensor rozsuwa nam rolety, a w deszczowy dzień włącza lampkę symulującą promienie słońca – kontynuuje Andrzej. – Nie chodzi o to, że jesteśmy leniwi – wtrąca Bart Zimny, drugi twórca Clime, opierając się o balustradę balkonu w starej kamienicy. – Mamy więcej możliwości, możemy ten czas wykorzystać kreatywnie.

Czym właściwie są start-upy, które stają się ostatnio znakiem rozpoznawczym miasta? – Potocznie przyjęło się, że start-up to koleś siedzący w kawiarni przy laptopie. My na początku też tak wyglądaliśmy – żartuje Andrzej, wypuszczając dym z papierosa. – Start-up to tymczasowa organizacja, która ma zweryfikować pomysły i modele biznesowe. Nie ma granicy między nim a firmą. Amerykański model mówi, że jeśli spółka pozyskuje kapitał od inwestorów na weryfikację nowych pomysłów, a nie na rozwój swoich produktów, to choć będzie zatrudniać setki osób, pozostanie start-upem.

Portfel, którego nie zgubisz

Bart (oficjalnie Bartłomiej) i Andrzej poznają się na pierwszym roku wzornictwa przemysłowego na ASP. Obsługują tokarki i frezarki, ale też rzeźbią i rysują. Po studiach ich drogi się rozchodzą, lecz obaj pracują w nowych technologiach. W lutym 2014 r. spotykają się w knajpie i nad talerzami z karkówką ustalają: zakładamy biznes. Pierwsze biuro wynajmują w pofabrycznym budynku na Zabłociu. Jest upalny czerwiec, w starym lofcie nie ma wentylacji. – Wymyśliliśmy czujnik, który informował, jaka jest temperatura. Dostawaliśmy na telefon informację, czy można iść do biura, czy jednak jest tam za gorąco i lepiej zostać w domu – opowiada Bart.

Ludzie z pobliskich biur pytają o czujniki, oni zbierają zamówienia. I stawiają wszystko na jedną kartę. Bart wyjeżdża do San Francisco, nowo poznani ludzie z branży IT zachęcają go do samodzielnego szukania funduszy. W kieszeni mają 318 dolarów, za które rejestrują spółkę, kupują licencję do muzyki i robią film, który pokazuje jak działa ich produkt. Startują z kampanią crowdfundingową. – Do tej pory sprzedaliśmy tysiąc sensorów, kolejne są w produkcji – mówi Bart.

Na jednym z krakowskich spotkań start-upowych rozmawiają z Markiem Cieślą z Sherlybox (który stworzył bezpieczną chmurę do przechowywania plików). Teodor, kolega Marka, po raz trzeci gubi portfel, chcą więc zaprojektować taki, którego nigdy już nie zgubi. Jest grudzień 2014 r., kiedy organizują kampanię na Kickstarterze, międzynarodowej platformie crowdfundingowej, gdzie określa się minimum potrzebne na wypuszczenie produktu, a klienci zamawiają go w przedsprzedaży. Celują w 15 tys. dolarów, ale zgłaszają się 3 tysiące osób – zbierają ponad 300 tys. Powstaje Woolet, od angielskiego „woof”, czyli szczekanie. Litera „t” w żółtym logo kształtem przypomina psi ogon. – Portfel jest jak pies, który aportuje. Jeśli gdzieś go zostawisz, aplikacja, którą masz w telefonie, poinformuje cię o tym szczekaniem. Na ekranie pojawi się też psi ogon: im bliżej będziesz swojego portfela tym intensywniej będzie merdał – opowiada Bart. Pierwsza seria produkcyjna to 10 tysięcy portfeli – ultracienkich, czarnych, z bydlęcej skóry z czerwonymi przeszyciami i brązowych ze szczotkowanego zamszu. Cena: 120 dolarów. – Mamy plan, jak stać się globalnym liderem w tym, co robimy – mówi twórca.

Innowacje w powijakach

W 2010 r. w Krakowie kilka inicjatyw zbiega się ze sobą. Ela Madej, Piotr Nędzyński i Izraelczyk Uzi Shmilovici zakładają Base CRM, gdzie tworzą innowacyjną bazę klientów dla urządzeń mobilnych (dwa lata później dostaną z USA 9 milionów dolarów finansowania), a potem zakładają też krakowską społeczność start-upową Hive53. W tym samym czasie rozpędu nabiera Estimote (pisaliśmy o nich w „TP” 1/2014) oraz Brainly, grupa interaktywnych portali edukacyjnych dla dzieci, która dziś ma 12 wersji językowych (polska to Zadane.pl). Piotr Wilam, współtwórca Onetu, i Marek Kapturkiewicz zakładają Innovation Nest, fundusz inwestycyjny, który ma wspierać start-upy we wczesnym okresie.

– Największe rundy finansowania rozgrywają się w Dolinie Krzemowej. Zachęcamy zespoły, żeby były tam obecne – mówi Michał Kalina, pracujący w Innovation Nest. Inwestują w Flowboxa, narzędzie do przygotowywania efektów specjalnych, czy Press-Pada, system dla wydawców do tworzenia mobilnych aplikacji. Organizują Startup Stage, spotkania, które mają inspirować i pokazywać success stories, czyli tych, którym już się udało. Na ostatni zapisało się ponad 600 osób. – Na tle polskich miast mamy najbardziej rozwiniętą społeczność start-upową – mówi Michał. – Nie chodzi tylko o samą liczbę start-upów, ale o to, że wszyscy się znają i nawzajem wspierają. Choć brzmi to banalnie, nie ma u nas niezdrowej rywalizacji.

Malarz sztalugowy

Rahim Blak ma niewiele ponad trzydziestkę, nad czołem falującą brązową grzywkę, w niej zatknięte okulary. Macedończyk, do Polski przyjeżdża z rodzicami pod koniec lat 80. Na ASP studiuje malarstwo, gdzie poznaje Michała Blaka – przyjaciela i przyszłego wspólnika. Na studiach tworzą grupę artystyczną „Rahim Blak” – od jednego biorą imię, od drugiego nazwisko (później Rahim zmieni też nazwisko). Jako niepokorni artyści wzbudzają kontrowersje wystawą fotografii, gdzie pokazują uformowane z włosa łonowego serce.

W 2010 r. zmieniają front: zakładają jedną z pierwszych w Polsce agencji promocji w mediach społecznościowych: Click Community. – W gruncie rzeczy świat sztuki, mediów czy start-upów jest podobny, bo tu też tworzy się dzieła – mówi Rahim. – Ale skala jest inna. Sztuka jest marginesem, a nowe technologie to centrum świata.

Następny projekt to platforma Click Apps, narzędzie do samodzielnego tworzenia aplikacji na Facebooka. Potem, w 2014 r., rusza kolejny start-up, Edrone. Ma być pierwszą platformą do intuicyjnego kupowania w sklepach internetowych na całym świecie, która będzie rozpoznawać potrzeby klienta. – Jeśli będziesz chciał kupić samochód, Edrone będzie o tym wiedział. Zaproponuje ci odpowiednie modele, a po zakupie przypomni o przeglądzie i wymianie opon – tłumaczy Rahim. – Jesteśmy dumni, że to powstaje w Krakowie. Nie chcemy mówić po angielsku i udawać, że nie jesteśmy stąd – dodaje. Niedawno przyjął obywatelstwo.

Czy Kraków będzie kolejną Doliną Krzemową? Bart z Clime twierdzi, że polską jest już na pewno. Daniel Di Giusto, koordynator Hive53, wtóruje: – Ludzie, którzy tu pracują za dobre pieniądze, i tak są tańsi niż specjaliści w USA, a często o wiele lepsi. Kraków będzie Krakowem, nie musi być drugą Doliną, nie musi być lepszy. Ważne, żeby miał swój charakter. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego, szefowa serwisu TygodnikPowszechny.pl. Z „Tygodnikiem Powszechnym” związana od 2014 roku jako autorka reportaży, rozmów i artykułów o tematyce społecznej. Po dołączeniu do zespołu w 2015 roku pracowała jako… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2015