Śmierć Walerego Boboka

Wiktor Bobok zatrzymał taksówkę obok demonstrantów. Słyszał krzyki. Gdyby podszedł, może ujrzałby syna, zabrał? Ale ktoś spytał: pan wolny? I Wiktor odjechał.

04.08.2009

Czyta się kilka minut

Jeździ taksówką od trzech lat. "Za Sojuza" uczył historii, po 1991 r. imał się różnych zajęć: handlował, sprowadzał ze Szczecina samochody. Pamięta Kraków, ale nie z powodu zabytków. - Czaili się tam Ukraińcy. Wiedzieli, że jedziemy z pieniędzmi po auta - wspomina. Było coraz mniej bezpiecznie i w końcu został taksówkarzem. Najpierw musiał spłacić firmie auto, zostawało może 10 euro na dzień. Dlatego najstarszy syn Walery rzucił studia, zwłaszcza gdy przyszło mu wyżywić żonę i synka.

Wszyscy - Wiktor z żoną, Walery z rodziną i jeszcze jego brat - mieścili się na 40 metrach kwadratowych. Walery chciał zarobić na swoje mieszkanie. Zmieniał pracę, chciał zakładać biznes, wybierał się do Petersburga. Ostatnio pracował na placu targowym.

Tamtego dnia, 7 kwietnia 2009 r., w stolicy Mołdawii trwały powyborcze protesty. Demonstranci demolowali budynki publiczne. Choć zdaniem opozycji widać było też prowokatorów. Dokumenty tak nie płoną, tam musiała być wcześniej benzyna - można usłyszeć od kiszyniowskiej młodzieży.

Rankiem, gdy 23-letni Walery wychodził do pracy, ojciec jeszcze leżał w łóżku. Wiktor: - Poprosił matkę o pieniądze. Powiedziałem żonie: "Daj mu więcej". Walery popatrzył na nas i powiedział: "No to idę".

Co się potem działo z Walerym, rodzina wie z zeznań jego przyjaciół. Po pracy był na piwie z kolegą. Potem, ok. 20.00, już sam, poszedł na demonstrację; tu spotkał znajomych. Około północy w pobliżu wiecu przejeżdżał taksówką Wiktor. Zatrzymał się. Jak się potem dowiedział, może 150 metrów od syna. Ale skąd mógł to wiedzieć? Dziś wydaje mu się, że wtedy czuł, iż stanie się coś złego. Przez moment myślał, aby przyjrzeć się demonstracji. Ale trafił się klient i pojechali. W tym czasie Walery chciał od koleżanki zadzwonić po ojca, by rozwiózł ich do domów; demonstracja dobiegała końca.

- Może mogłem go uratować? - ojciec ciągle zadaje sobie pytanie. Gdy później znów znalazł się w tym samym miejscu, było odgrodzone przez policję. Bo gdy demonstranci zaczęli się rozchodzić, zjawili się funkcjonariusze oddziałów specjalnych i zaczęli wszystkich bić pałkami. Walery chyba coś chciał powiedzieć, tłumaczyć, ale oni tylko go bili. Nie miał siły wstać. Po chwili nie żył. Tego dnia według opozycji zginęło troje ludzi. Przypadkowe ofiary psów spuszczonych z łańcucha. Przez trzy dni rodzina nie wiedziała, co się stało. Szukali po szpitalach i komisariatach. W końcu: telefon z policji. Odebrała matka. Policjant nie chciał z nią rozmawiać. Słuchawkę wziął Wiktor. Usłyszał, że ma przyjść na komisariat. Tam pokazali mu zdjęcia, do identyfikacji. Zmasakrowane zwłoki. Kazali wierzyć, że syn się czymś otruł. Gazem, może narkotykami? Tak też mówili przedstawiciele rządu i prokuratury. Państwowe media powtarzały, że śmierć nie ma nic wspólnego z zamieszkami.

Może rodzina zostałaby sama ze swym bólem, gdyby nie niezależni adwokaci, którzy do niej dotarli. Wiktor nawet nie wiedział, że o prawdę na temat śmierci syna może się głośno upominać. Dopiero pod wpływem nacisków prokuratura zgodziła się na ekshumację i autopsję, wykonaną przez eksperta z Anglii; wynik badań chciała utajnić. - Sprawa jest otwarta, ale trudno będzie ją wyjaśnić - mówi ojciec. - Cała moja nadzieja w tym, że liderzy opozycji obiecali zająć się nią po wyborach. Tak, wykorzystali śmierć syna w kampanii. Ale zgodziłem się na to. Niech wszyscy, którzy mają dzieci, wiedzą, na co pozwala władza w tym kraju.

Walery Bobok marzył, by wziąć kredyt i otworzyć z ojcem biznes. Może myjnię samochodową? Chciał żyć, godnie. Ojciec nie marzy. Wie, że do końca będzie żyć wspomnieniem. Tak mu powiedzieli ludzie, którzy też stracili dzieci. Nawet za 20 lat coś wywoła ból w sercu i rozpacz wróci. I tylko gdy pytam o wnuka, twarz Wiktora się rozjaśnia: - Jest jak kopia syna. Pomożemy synowej go wychować.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2009