Aleksiej nie składa broni

Wobec groźby uwięzienia młodzi Białorusini opuszczają kraj, a częsty kierunek ich ucieczki to Ukraina. Oto historia jednego z nich. I człowieka, który im pomaga.
ze Lwowa

04.10.2021

Czyta się kilka minut

ALEKSIEJ FRANCKIEWICZ, założyciel Białoruskiego Centrum Kryzysowego we Lwowie, sierpień 2021 r. / Robert Barca
ALEKSIEJ FRANCKIEWICZ, założyciel Białoruskiego Centrum Kryzysowego we Lwowie, sierpień 2021 r. / Robert Barca

Od razu zapytam: podać wersję oficjalną czy nieoficjalną? Jest taka, którą możemy opowiedzieć wszystkim. Ale jest też druga, ta prawdziwa – mówi Sasza (imię zmienione). Po zapewnieniu, że jego personalia nie zostaną opublikowane, kiwa głową uspokojony.

Zanim uciekł na Ukrainę, 24-letni Białorusin pracował jako kucharz w jednostce wojskowej. Gdzie, tego woli nie podawać.

Rozmawiamy w starej kamienicy we Lwowie, w której pomieszczenia podnajmuje Białoruskie Centrum Kryzysowe: założone przez białoruskich dysydentów, pomaga rodakom, którzy zostali zmuszeni do emigracji.

Prowodyr

– 10 sierpnia tamtego roku, dzień po wyborach prezydenckich, wracałem do domu z urodzin przyjaciela – wspomina Sasza. – Przechodziłem przez plac, na którym spacerowali ludzie, jak w zwykłe popołudnie. Nagle zajechały dwa auta, mercedes i volkswagen. Wyskoczyli z nich mundurowi w kominiarkach, bez żadnych oznaczeń, i zaczęli losowo wyłapywać przechodniów. Bez różnicy, stary czy młody, kobieta czy mężczyzna. Wrzucali ich do samochodów, po czym odjechali.

Sasza wspomina, jak ktoś zaproponował, żeby w odpowiedzi stworzyć ludzki łańcuch, że w ten sposób milicjanci nikogo nie wyciągną. Zebrało się ich może trzydzieścioro. Wzięli się pod ramiona, zaparli. Po chwili oba auta wróciły, wyskoczyli mundurowi. – Ten, który próbował mnie złapać, chyba mnie polubił – uśmiecha się Sasza. – Niby ciągnął, ale jakoś tak słabo. Zażartowałem: ty co, pod ołtarz mnie ciągniesz, obrączki nie zapomniałeś?

Ale to był ostatni moment na żarty. Gdy ktoś kopnął milicjanta, funkcjonariusze wyjęli pałki. Bili na oślep, łańcuch słabł. Sasza przekonuje, że to nie był żaden protest polityczny, nikt nic nie skandował. W obliczu ataku OMON-u (oddziałów specjalnych milicji) ludzki łańcuch zaczął wznosić jedno hasło: „Milicja z narodem!”. Niewiele pomogło.


KAŻDY ZNA KOGOŚ, KOGO DOPADŁ REŻIM

BARTOSZ RUMIEŃCZYK: To, że wyjechaliśmy wcześniej i nas nie złapali, jest kwestią czystego przypadku – mówią Białorusini organizujący w Polsce sieć wsparcia dla tych, którzy zostali.


– Pracowałem z wojskowymi, wiem, co to milicyjna pałka – dodaje Sasza. – Te OMON-owskie są inne. W środku jest zamontowana armatura, żeby sprawiać więcej bólu. Jednym uderzeniem można złamać kręgosłup. Wcześniej nie słyszałem, żeby zamach milicyjnej pały przecinał powietrze. Teraz słyszałem ten świst. Bili jak leci.

Sasza zobaczył, jak cios otrzymuje jedna z jego znajomych. Dziewczyna, jak to ujęto potem w sądowych aktach, pod wpływem ciosu „wypróżniła się”. Wtedy rzucił do reszty, że trzeba brać nogi za pas, inaczej ktoś może stracić życie. – A potem w sądzie stwierdzili, że to ja koordynowałem protest – dodaje.

Aleksiej

– Oto i Lwów! – rzuca po ukraińsku Aleksiej Franckiewicz, założyciel tutejszego Białoruskiego Centrum Kryzysowego. Wchodzimy na podwórko kamienicy. W porównaniu z fasadami, które przed chwilą mijaliśmy (Centrum mieści się niedaleko lwowskiej opery), kontrast jest mocny: podwórko jest zaniedbane, z murów odpada tynk.

Centrum to raptem kilka małych pomieszczeń, z poczekalnią jak w przychodni, gdzie na parapecie ktoś zostawił plastikową gęś. Z Aleksiejem rozmawiamy w jego gabinecie. Biurko, stary komputer, nieustannie brzęczący telefon i jedyna ozdoba: biało-czerwono-biała flaga na ścianie. – Staramy się zapewnić uchodźcom prawną i codzienną pomoc. Wysłać ich dzieci do przedszkola i szkoły, wynająć mieszkanie, kupić leki, znaleźć pracę. Co drugi nasz podopieczny potrzebuje też leczenia psychologicznego ze względu na stres pourazowy. Często nie mają pieniędzy, bo uciekali w pośpiechu. Każdemu pomagamy, jak możemy.

Rozmawiamy przy otwartych drzwiach. Po korytarzu ciągle ktoś się krząta, a Aleksiej co chwila przerywa rozmowę, by odebrać telefon.

Centrum to jego inicjatywa, powstało w styczniu tego roku: – Na Ukrainie znalazła się masa Białorusinów, którzy porzucili kraj ze względu na prześladowania polityczne. Trzeba było stworzyć jakąś platformę, która pomogłaby im w zorganizowaniu sobie życia po ucieczce czy w staraniach o azyl gdzieś indziej. Na Białorusi wnioskować o wizę nie mogą, bo każdy, wobec którego otwarto postępowanie karne czy administracyjne, nie może przekroczyć granicy. Dlatego muszą się znaleźć w miejscu, z którego będą mogli to robić.

Ucieczka

Także Sasza jest podopiecznym Centrum.

Tamtego dnia, gdy ludzie się rozpierzchli, milicjanci wystrzelili granaty hukowe. Jeden wybuchł przed nim. – Odłamki poharatały mi nogę. Upadłem, tłum odciągnął mnie, ktoś wezwał taksówkę i zawieźli mnie pod dom. Widziałem na jedno oko, w drugie trafił odłamek. Sąsiedzi wyjęli go pęsetą. Gdyby nie to, pewnie nie miałbym oka – wspomina.

Następnego dnia Sasza został zatrzymany i wywieziony do innego miasta. W więzieniu na powitanie został pobity. Usłyszał: 10 dni aresztu. Myślał, że to koniec.

– Do grudnia dali mi spokój, ale potem na wniosek prokuratury moją sprawę przekwalifikowano, jak setki innych. Dostałem do wglądu cztery tomy akt śledztwa. Oskarżyli mnie o koordynację protestów, blokowanie ulicy i naruszenie porządku publicznego.

Skazano go na dwa lata prac przymusowych, w kołchozach bądź na budowie. W kwietniu przypadkowy „koordynator” protestów pojechał na drugi koniec kraju, by tam odbyć wyrok. Wspomina: – To było jak więzienie, tylko za pokój dzielony z innymi osadzonymi i za jedzenie musiałem płacić.

W czerwcu dowiedział się, że prokurator wnioskuje o ponowne rozpatrzenie jego sprawy ze względu na nieadekwatność kary względem winy. Sugerowany wyrok: trzy lata więzienia. To przesądziło, że zdecydował się opuścić kraj: – Długo się nie zastanawiałem. Już wcześniej znałem ludzi, którzy organizują ucieczki. Dogadałem się z nimi, że odbiorą mnie w konkretnym miejscu. Pojechałem do domu, zabrałem parę rzeczy: dokumenty, telefon, ładowarkę, trochę pieniędzy, brzytwę. Wszystko pochowałem w osobne foliówki. Myślałem, że może trzeba będzie jakąś rzekę przepłynąć. Na szczęście obyło się bez tego.

Podróż do Lwowa trwała trzy miesiące. Białoruś najłatwiej opuścić przez Rosję, bo kontrola graniczna jest tam nieszczelna. Sasza początkowo chciał osiąść w rosyjskim mieście blisko granicy. Jednak latem Rosjanie zaczęli dokonywać ekstradycji ściganych przez Mińsk Białorusinów, więc zdecydował się na dalszą ucieczkę. Do rodziny zadzwonił dopiero ze Lwowa. Będąc wcześniej w Rosji, bał się, że FSB go namierzy i wyda białoruskim służbom.

– Nie wiem, co dalej się ze mną stanie. Może Polska, może Litwa? Chciałbym wrócić do kraju, tam jest rodzina i przyjaciele. Ale naprawdę nie wiem, jak to będzie.

Perspektywy

Aleksiej Franckiewicz mówi, że na Białorusi trwa dziś operacja mająca na celu nastraszenie społeczeństwa. Stąd przekwalifikowywanie spraw karnych. Łukaszenka pojął, że polityczni więźniowie to świetny materiał do targów z Zachodem, można ich wypuszczać w zamian za ustępstwa. Ci, którzy nie chcą siedzieć, niech się salwują ucieczką.

– Proszę zaznaczyć, że nie jesteśmy białoruską diasporą. Diaspora to ci, którzy wyjechali i nie chcą wracać do kraju – podkreśla Franckiewicz. – To zresztą najgorsze: wyjeżdżają ci najbardziej aktywni. Studenci, lekarze, informatycy. Ludzie, których kraj potrzebuje. Ich emigracja to ślepy zaułek dla całego państwa.

Franckiewicz przytacza statystyki. W tym roku akademickim po rekrutacji pozostało 7 tys. miejsc na bezpłatnych studiach, na które nie było chętnych; niedobór lekarzy szacuje się na 10 tys. osób. To oficjalne liczby, w rzeczywistości jest pewnie gorzej. Aleksiej mówi, że aby dostać receptę, jego matka musi ustawić się w kolejce do przychodni o piątej rano.

I nie kryje pesymizmu. – Opozycja, w tym Swiatłana Cichanouska, w czasie sierpniowych protestów mówiła, że wygraliśmy – wspomina gorzko. – Teraz mówi, że nie przegrywamy. Ale skąd oni to biorą? W ciągu 26 lat istnienia reżim Łukaszenki zastawił pułapkę na wszystkich obywateli. Telefon, lodówka, mieszkanie, telewizor: wszystko na raty. Każdy Białorusin to zakładnik systemu. Jeden fałszywy krok i tracisz pracę. Gdy rozmawiam ze znajomymi, którzy zostali w kraju, co drugi planuje ucieczkę.

Zagrożenie

Według obliczeń ukraińskich służb od sierpnia 2020 r. na Ukrainę wjechało ponad 100 tys. Białorusinów. Dla wielu Kijów czy Lwów to przystanek, chcą jechać dalej, na Zachód.

Aleksiej Franckiewicz jest wdzięczny Ukraińcom, że umożliwiają uciekinierom legalny pobyt. Za brak pomocy finansowej ich nie wini. Przypomina, że Ukraina wciąż prowadzi wojnę. Jego ośrodek utrzymuje się głównie z indywidualnych wpłat. – Pomagamy wszystkim – podkreśla. – Dziś zadzwonił do mnie pracownik prokuratury. Jest już na Ukrainie z całą rodziną. Nie chcę mówić konkretniej, bo władze wciąż nie wiedzą, że on uciekł. Jego żona nie wytrzymywała już ciągłego strachu. Za każdym razem, jak słyszała, że na piętrze otwierają się drzwi do windy, myślała, że idą po nich.

Ale po opuszczeniu kraju poczucie zagrożenia nie mija. Stąd anonimowość Saszy i fakt, że podopieczni Centrum nie upubliczniają nazwisk i wizerunków. Chcą zniknąć z „radarów” białoruskich służb.

Zapytany o zagrożenia, Franckiewicz wzrusza ramionami: – Fantazja reżimu jest wręcz poroniona, gdy idzie o prześladowania przeciwników. Nikt nie mógł przewidzieć, że Łukaszenka będzie gotów uprowadzić europejski samolot, żeby pochwycić Ramana Pratasiewicza i zmusić go do kolaboracji. Albo że w kijowskim parku przechodnie znajdą martwego Białorusina.

Chodzi o Witala Szyszowa: w sierpniu znaleziono go powieszonego na drzewie. Szyszow prowadził w Kijowie Dom Białoruski, tak jak Franckiewicz pomagał rodakom, którzy uciekli. Białoruska opozycja uważa, że Szyszowa zamordowano na rozkaz Łukaszenki. Po jego śmierci Ukraińcy zaproponowali Franckiewiczowi ochronę.

– Nie zgodziłem się, to by nic nie zmieniło – mówi. – Od dawna wiadomo, że nie trzeba być na Białorusi, aby coś się stało komuś, kto działa na rzecz prześladowanych. Choć to odległe sprawy, wystarczy spojrzeć na otrucie Skripalów. Ponoć byli chronieni, a i tak Kreml próbował ich zabić. I to w Wielkiej Brytanii!

Bezsilność

Pracy we lwowskim Centrum Kryzysowym jest coraz więcej. Franckiewicz mówi, że na tydzień przed naszą rozmową do Lwowa przyjechały 23 turystyczne autobusy z Białorusi. Gdy wracały, w każdym brakowało po kilku pasażerów. Wyjechać z kraju jest coraz trudniej – ludzie wiedzą, że ucieka im czas, dlatego muszą szybko podejmować decyzję.

Aleksiej Franckiewicz widzi, że protesty doprowadziły do narodzin białoruskiej świadomości narodowej w kontrze do reżimu. Problem w tym, że prócz tego nie ma innych powodów do optymizmu. Patrzy bezsilnie, jak Łukaszenka terroryzuje społeczeństwo i ułatwia Rosji proces faktycznej aneksji kraju. A ewentualna utrata suwerenności Białorusi może oznaczać koniec marzeń o powrocie. Tylko jak się temu przeciwstawiać?

Zapewnia jednak, że nie zamierza składać broni. I nie porzuca nadziei, że kiedyś ktoś odpowie za los Saszy i tysięcy innych przetrąconych życiorysów.

Mówiąc to, Franckiewicz wskazuje na plastikową gęś na parapecie. – Jak gdaka gęś? – pyta z cierpkim uśmiechem. – Ga-aga, ga-aga! Czyli po rosyjsku Haga, gdzie sądzą takich zbrodniarzy jak Łukaszenka. Oby gęś wywróżyła mu przyszłość.©

Współpraca NINA SOBOTOVIČOVÁ (SME.sk)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 41/2021