Słowo poety

Otwierasz książkę w dowolnym miejscu i czytasz. Np. to: „Miasto upadło. Podeszliśmy do okna domu, który narysował wariat. Zachód słońca podświetlił kilka porzuconych maszyn porażki...

16.05.2015

Czyta się kilka minut

... – Pamiętam – ktoś zauważył – jak w zamierzchłych czasach można było przemienić wilka w człowieka, a potem go pouczać ile dusza zapragnie”.

Ta krótka proza – bez tytułu i w przekładzie Agaty Hołobut – pochodzi z autorskiego wyboru wierszy Charlesa Simica, zatytułowanego „Blues o śnieżnym poranku”. O czym tu mowa? Jakie skojarzenia budzą pojawiające się obrazy? Upadłe miasto, porzucone „maszyny porażki” – to świat po zakończeniu działań wojennych (ale też może: świat kładący się do snu po dniu pracy). A dom narysowany ręką wariata? To może być dom nierzeczywisty, dom z sennego marzenia. Albo dom pozbawiony proporcji, okaleczony wskutek prowadzonych walk. Gdzieś w tle błąka się w każdym razie skojarzenie ze „snem wariata”. Uczucie bycia w czyimś śnie – oto czym próbuje podzielić się z nami poeta. Uczucie niepewności, utraty kontroli nad tym, co się dzieje. Tak czuje się człowiek, którym miotają wiatry historii i który na nic nie ma wpływu.

Koszmar to jest to, co rzeczywiste, a sen jest tylko jego odbiciem, delikatniejszym, zacierającym niektóre szczegóły. Pewnie amerykański poeta zgodziłby się z tym zdaniem. Wydaje się, że w zacytowanej prozie chodzi mu o przedarcie się w głąb czytelnika, do tego, co słabo uświadomione, z trudem wyrażalne. Ma rację Jerzy Jarniewicz, który w posłowiu do cytowanego tomu pisze, że wiersz Simica pęka „zawsze niespodziewanie, odsłania wtedy w sobie jakieś obce towarzystwo, otwiera się na inny wymiar – to snu i nocnego koszmaru, to znów zwidów i majaków”. Niby chłodny opis, a – wieje grozą. Przypatrzmy się temu zdaniu: „Pamiętam – ktoś zauważył – jak w zamierzchłych czasach można było przemienić wilka w człowieka, a potem go pouczać ile dusza zapragnie”. Oto historia ludzkiego gatunku w kilkunastu słowach. Wydawało się, że wystarczy ucywilizować naturę tak, by służyła człowiekowi. Albo: wydawało się, że to, co agresywne w człowieku, ugnie się przed moralną nauką. W świetle całego wiersza rezultaty pedagogiki zbudowanej na tego rodzaju wyobrażeniach wydają się, łagodnie mówiąc, nienadzwyczajne. I znów – tak jak w pierwszej części analizowanego fragmentu przypominały się słowa o „śnie wariata”, tak tu przypomina się słynne: „Człowiek człowiekowi wilkiem”.

Czego właściwie oczekuje od nas Simic? Żebyśmy pozbierali te rozproszone znaczenia i ułożyli je wedle tego, co nosimy w sobie samych. Wiersz nie ciąży w stronę morału, przeciwnie, wieńczy go ironiczna koda: „można było (...) pouczać ile dusza zapragnie”. O tak, pouczać zawsze można. Także w poezji. Simicowi chodzi o to – powtórzę – żeby przedostać się do wnętrza, do podglebia moralnych decyzji, tam, gdzie wszelka „nauka” nie ma dostępu.

Poeci przychodzą do nas – a piszę ten felieton na kilka dni przed rozpoczęciem kolejnej edycji Festiwalu Miłosza [więcej pisze o nim Małgorzata I. Niemczyńska w dziale „Kraków” – red.] – żeby nas dotknąć, poruszyć, obudzić. Słowo ma moc przedostawania się poza nasze wewnętrzne mury. Ale żeby tak się stało, musi to być słowo, które poczuwa się do jakiejś wspólnoty z nami. Czasem w najbardziej skomplikowanych, wyrafinowanych współczesnych wierszach można odnaleźć tego rodzaju pragnienie. Czasem w wierszach, które niby mówią do nas wprost, tego poczucia wspólnoty znaleźć nie sposób.

A w dodatku poetów nie opuszcza dobry humor. To ci, którzy nawet w obliczu grozy nie zapominają skrzywić ust w dwuznacznym uśmiechu. Także własna śmieszność nie przeraża ich ani nie przygnębia; przywykli oglądać w lustrze swą błazeńską twarz, a świadomość niedoskonałości jest dla nich najlepszym gwarantem porozumienia. „Dziecko smutku. / Stary smarkacz. / Zbłąkany ochłap ze stołu bogów. / Bezzębna małpa”, pisze Simic w wierszu-autoportrecie zatytułowanym „Goląc się” (przekład Krystyny Dąbrowskiej). A we wstępie do książki cytuje piękny, mocno autoironiczny wiersz Jamesa Tate’a:

Nie mieli z tym problemu
nauczyć małpę pisać wiersze:
najpierw przypięli ją do krzesła,
później przywiązali do ręki ołówek
(papier był już zamocowany).
Później dr Bluespire nachylił się
i szepnął jej do ucha:
„Wyglądasz jak siedzący bóg.
Może byś coś napisała?”.

©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, publicysta, stały felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Jako poeta debiutował w 1995 tomem „Wybór większości”. Laureat m.in. nagrody głównej w konkursach poetyckich „Nowego Nurtu” (1995) oraz im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (1995), a także Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2015