Słowa roku

Dziesięć tysięcy procent. O tyle – czyli bardziej po ludzku mówiąc: sto razy – skoczyło w mijającym roku użycie wyrażenia climate emergency, co na nasze należałoby przetłumaczyć jako „katastrofa klimatyczna” (bo bardziej ścisły przekład „klimatyczna sytuacja nadzwyczajna” brzmi sztucznie, nieżyciowo, a ludzkość nie składa się wszak z filologów przelewających leksemy do próbowek).

25.11.2019

Czyta się kilka minut

 / CONGERDESIGN / PIXABAY
/ CONGERDESIGN / PIXABAY

Stwierdziła to redakcja słownikowa Oxford University Press, bazując na swoim korpusie języka angielskiego, który zawiera ponad dwa miliardy stale aktualizowanych przykładów użycia słów. Skoro większość tego, co jest istotne w życiu publicznym, kulturze, polityce, finansach, zostaje najpierw sformułowana po angielsku – a często pozostaje w tej formie, bo prościej nam się komunikować w tym języku niż podjąć czelendż przepracowania sprawy na gruncie rodzimej mowy – to ów korpus można uznać za miejsce, gdzie prawdziwie rezyduje duch czasu. Wszechmocna angielszczyzna określa go niemieckim terminem Zeitgeist. Hegemona stać na takie drobne gesty łaski wobec pokonanych.

Katastrofa klimatyczna zatem. Jak komentują leksykografowie, to istotna modyfikacja wobec dotychczas powszechnej „zmiany klimatu” lub „ocieplenia”. Fakt ten odzwierciedla przekonanie osób zaangażowanych w próbę powstrzymania zjawiska, że czas skończyć z neutralnym językiem. Nieraz ta neutralność działała usypiająco, wszak „ocieplenie” ma w pierwszej warstwie raczej miłe konotacje, niczym ulubiony kocyk w reniferki i kubek z parującą czekoladą (tu się kłania inne wychwycone z kolei przez polskich obserwatorów młodzieżowe słowo „jesieniara” – na określenie instagramowej mody na sezonowy kicz). Pora zacząć straszyć – uznali decydenci, a w ślad za nimi wpływowe media, z brytyjskim „Guardianem” na czele, który w wytycznych dla swoich autorów zarządził wprowadzenie wojennej retoryki.

Katastrofy, kryzys, załamanie, mobilizacja i środki nadzwyczajne – wróg u bram. Arundhati Roy, w imieniu, jak myślę, wielu innych troskliwych pasterzy słowa, zwróciła niedawno uwagę, że taka militaryzacja języka, owszem, może przebudzić opinię publiczną z drzemki, ale poskutkuje tym, że ludzie odsuną od siebie codzienną odpowiedzialność za cokolwiek – wszak na wojnie to generałowie wydają rozkazy, a my mamy karnie słuchać i czytać obwieszczenia na słupach. „Oddajemy proces decyzyjny w ręce tych samych, co zawsze, sprawców”: znów o wszystkim będą decydować wielcy panowie władzy i pieniądza, którzy dotychczas czerpali korzyści z rabunkowej eksploatacji planety – zauważa pisarka. A my możemy kwaśno dodać, iż opisane przez nią zjawisko jest w sumie wygodne dla większości. Gdyby jakiś polityk chciał naprawdę np. wprowadzić drakoński podatek od biletów samolotowych, to elektorat pośle go do diabła przy okazji najbliższych wyborów.

Zamiast się pogodzić z takim podatkiem, wolimy bezpłatne flight shaming, czyli zawstydzanie (w mediach społecznościowych) z powodu podróży samolotem. Według oksfordzkiej redakcji użycie wyrażenia podskoczyło w zeszłym roku o 182 proc. „Szejming” to jeden z moich kandydatów na słowo dekady obok „hejtu” – oba świadczą o dramatycznie uproszczonych formach komunikacji społecznej. Mocno skurczyła się nam skala reakcji na irytujące czy niegodne zachowania bliźnich – zostaje kilka odruchów równie prostych w użyciu, jak „pochwalny” kciuk do góry lub serduszko.

Albo uśmiechnięta buźka z dwiema błękitnymi łezkami – jedno z emoji, czyli specjalnych ikonek odzwierciedlających emocje, gesty albo przedmioty stosowanych w komunikatorach. W 2015 r. Oxford University Press ogłosiło tę właśnie buźkę „słowem roku”, bazując na statystykach oszałamiającego skoku jej zastosowania. „Tradycyjne alfabety z trudem sobie radzą z zaspokojeniem szybkich, podporządkowanych aspektowi wizualnemu potrzeb komunikacji w XXI wieku” – tłumaczył wówczas redaktor naczelny redakcji słownikowej Casper Grathwohl. „Emoji stają się coraz bogatszą formą komunikacji, przekraczającą granice językowe”.

Ludwiku Zamenhofie, urodziłeś się sto lat za wcześnie, esperanto miało przekraczać granice, ale stało się tylko kolejną zacną utopią. Istnieją setki ikonek emoji, przydatne na każdą okazję – poszukam więc obrazka, który wyrażałby sympatię zmieszaną z litością, wydrukuję i gdy pojawię się na warszawskim Muranowie, przylepię na domu, gdzie mieszkałeś i dłubałeś, tak jak ja, w „tradycyjnym alfabecie”. ©℗

Na tegorocznej „krótkiej liście” Oksfordu było parę okołoklimatycznych wyrażeń (m.in. eco-anxiety, czyli ekologiczny lęk, oraz ecocide, czyli „ekobójstwo”). W tym samym, nomen omen, klimacie mentalnym jest inny finalista – plant-based, czyli „roślinny”. O wegańskim jedzeniu mówiliśmy o 144 proc. częściej niż w poprzednim roku. Jaka jest główna pociecha grudniowego roślinożercy? Fenkuł co roku powraca do naszej rubryczki o tej porze, nigdy dość o tym zacnym koprze z wyraźną anyżową nutą. Radziłem już wam kiedyś sałatkę z pomarańczą oraz duszenie drobno posiekanej bulwy z cebulą. Dziś spróbujmy zrobić z niego „kotleta”. Po oderwaniu zewnętrznej zeschłej łuski tniemy całą bulwę (weźmy jak największą, wielkości co najmniej pięści) wzdłuż na plastry grubości 0,5 cm. Solimy, moczymy każdy plaster w rozkłóconym jajku i panierujemy w bułce tartej (do której można dosypać odrobinę parmezanu i coś zielonego... np. szczypiorek). Smażymy w oleju krótko, po minucie z każdej strony, aż panierka się dobrze zezłoci, a fenkuł będzie gorący, chociaż nadal pozostanie całkiem chrupki.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 48/2019