Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zwraca uwagę ta wzmianka o aranżacji na okładce płyty. Wprawdzie Ptaszyn Wróblewski nieraz zasadnie pomstował na wydawców, którzy pomijają w opisie tych, którzy rozpisali instrumentację na orkiestrę - ale tu chodzi “tylko" o trio. Jaskułke, jak sądzę, chciał podkreślić intelektualną, konstrukcyjną sferę swojej muzyki. I rzeczywiście: są to utwory bardzo przemyślane, zarówno w przebiegu narracyjnym, jak i na poziomie współbrzmień. Improwizacja jest nie tyle ograniczona, ile zrygoryzowana. Świetnie to słychać w “Don’t Even Swing". Zaczyna się efektownym, dynamicznym i silnie zrytmizowanym tematem, który co jakiś czas będzie powracał. A między tymi powrotami lider coraz bardziej improwizuje, aż do radykalnego przetworzenia głównego motywu.
Piękna i bardzo dojrzała płyta. Jaskułke już rozwiązał jeden z najtrudniejszych paradoksów twórczości: im ściślejsza i bardziej skomplikowana dyscyplina przyjętej struktury, tym rozleglejsza przestrzeń możliwości i estetycznych skutków. W lirycznym utworze “Chili Spirit", przy instrumentacji zaplanowanej do każdej kropki przy nucie i do każdego dynamicznego niuansu, fortepian przez cały czas jakby poszukiwał tej zasadniczej muzycznej figury, by po jej wykonaniu i przetworzeniach ucichnąć w niedokończeniu.