Siwa siła rusza na Busha

Grupa babć chcących zaciągnąć się do armii - czyż to nie brzmi jak świetny początek scenariusza filmowego? I czy samo słowo "babcia nie brzmi magicznie? Jest w nim ciepło, które sprawia, że ludzie chcą słuchać. A jest czego - chodzi o strach przed losem wysłanych do Iraku wnuków.

22.01.2007

Czyta się kilka minut

Manifestacja Babć w Nowym Jorku, 29 kwietnia 2006 r. /fot. Indymedia /
Manifestacja Babć w Nowym Jorku, 29 kwietnia 2006 r. /fot. Indymedia /

Szły od strony 42. ulicy na Manhattanie. Żołnierze z obsługi punktu rekrutacyjnego U.S. Army na Times Square zostali wprawdzie poinformowani, że tego dnia - 17 października 2005 r. - przed budynkiem ma dojść do jakiejś "pikietki" pań. Ale nikt z nich nie sądził, że będą w tak słusznym wieku. I że przyjdzie ich aż tyle.

Na czele pochodu szła obwieszona pacyfistycznymi znaczkami 77-letnia dziś Betty Brassel. Ledwo ją było widać zza balkonika, którym się podpierała. Za nią w zwartym szyku kroczyły koleżanki. Był też ich prawnik Norman Siegel, ongiś szef Nowojorskiej Unii Swobód Obywatelskich, który tak wspomina końcówkę marszu: - Betty spytała mnie cichutko: "Co będzie, jak nas naprawdę zapiszą?". Odpowiedziałem, że jeśli tak się stanie, będą musiały pojechać na wojnę. Myślałem, że się przestraszy, ale ona uśmiechnęła się tylko i zwróciła do koleżanki słowami: "Joan, a ty wolisz marynarkę, czy piechotę? Bo ja mam chrapkę na siły powietrzne!".

Kilkadziesiąt członkiń i sympatyczek organizacji Grandmothers Against the War (Babcie Przeciwko Wojnie) - w wieku między 49 a 91 lat, większość siwiutkich, podpierających się laskami i balkonikami - szło tego dnia do punktu rekrutacyjnego, aby zaciągnąć się do armii i wyjechać do Iraku. - My już jesteśmy stare ramoty - mówiły. - Swoje w życiu przeszłyśmy, doczekałyśmy się wnuków, a niektóre z nas nawet prawnuków. Niech Bush wyśle na wojnę nas, a nie te dzieciaki, które dopiero zaczynają naprawdę żyć.

Żołnierz z obsługi punktu, nie odrywając wzroku od nadchodzącej grupy, przezornie zamknął od środka główne wejście do budynku...

Zakuwaj, chłopcze!

Oglądałam bezczynnie mydlane opery,

Ja, bezużyteczny kawał starej baby.

Wtedy usłyszałam republikańskie bajery -

Mówili, że Irak zbombardować trza by.

Skoczyłam z bujaka z rozżarzonym licem,

Chwyciłam bannery, plakaty zabrałam

I wybiegłam z nimi prosto na ulicę

O pokój na świecie krzykiem zabiegałam...

"Babcie kochane, połączmy swe siły!",

słowa i muzyka: Joan Wile (76 lat, pięcioro wnucząt)

Pod jednostkę podeszła 91-letnia Marie Runyon - była działaczka lewicowa i członkini Zgromadzenia Stanu Nowy Jork. Słabo widzi nawet w grubych okularach, ale wigoru miała dość, żeby zacząć walić pięścią w drzwi i domagać się wpuszczenia do środka. Przez szybę zauważyła żołnierza, który wcześniej zamknął drzwi. - Ty tam! Masz problemy ze słuchem?! Dziewczyny! - krzyknęła do swoich towarzyszek. - Oni tam wszyscy pogłuchli. Musimy się włamać!

I znów, waląc otwartą dłonią w szybę, zawołała do znajdujących się wewnątrz żołnierzy: - Halo! Chcemy się zaciągnąć do armii! Co się z wami dzieje?

Kiedy zrozumiały, że i tak do armii się nie dostaną, babcie wzorem Mahatmy Gandhiego postanowiły zorganizować sit-in protest, czyli protestować na siedząco, choć dla wielu z nich był to nie lada wyczyn. - Ja chyba nie dam rady - powiedziała Betty Brassel, przykucając raz na lewą, raz na prawą nogę, nie odrywając jednak rąk od balkonika. - Przycupnę po prostu, ile się da.

W tym momencie do grupy babć podszedł porucznik Kevin Lee z nowojorskiego departamentu policji i przez megafon oznajmił: - Rozkazuję wam opuścić chodnik!

To tylko rozjuszyło babcie, które zaczęły wykrzykiwać rymowankę "We insist, we enlist!" (nalegamy i się zaciągamy). Do akcji wkroczyła więc grupa funkcjonariuszy i - jedną po drugiej - zaczęli aresztować babcie, podnosić je z ziemi i delikatnie zakładać plastikowe kajdanki na ręce. - Nie za ciasno? - upewniał się jeden z nich. - Na litość Boską - odparła manifestantka - zakuwaj, chłopcze!

Osiemnaście z nich wsadzono do policyjnych suk i odwieziono do aresztu. A potem był proces, który z zapartym tchem śledziła część Ameryki.

Babcia wie najlepiej

Niech każda z miejsca prędko tyłek rusza

Babcie kochane! Pozbądźmy się Busha!

Dorwijmy tego kłamliwego wstręciucha

Z ironicznym uśmieszkiem od ucha do ucha.

Uchwalili swoją Patriotyczną Ustawę -

Spójrz, jak się prawa nam z rąk wymykają,

Jak tracimy swoje konstytucyjne prawa.

Trzeba coś zrobić z pełną buty zgrają!

Robert Morgenthau, prokurator okręgowy Manhattanu, równie leciwy jak większość Babć Przeciwko Wojnie, robił wszystko, żeby nie doszło do rozprawy. Zaproponował nawet ugodę, na podstawie której babcie same przyznałyby się do zakłócania porządku publicznego, a on nałożyłby na nie sześciomiesięczny okres próbny. Jeśli w tym czasie nie dopuściłyby się żadnych przewinień, uniknęłyby kary. Babcie nie zgodziły się jednak, uznając, że proces będzie znakomitą okazją do zaprezentowania ich argumentów przeciwko wojnie w Iraku. Zaryzykowały tym samym karę piętnastu dni pozbawienia wolności i grzywnę po 250 dolarów od każdej. Odpowiadać mogły oczywiście z wolnej stopy.

Na rozprawie przedwstępnej, do której doszło 20 kwietnia 2006 r., zjawiły się nie tylko one, ale i ich zwolenniczki z innych babcinych organizacji antywojennych. Były m.in. Wściekłe Babcie (Raging Grannies - prekursorki akcji zaciągania się do armii) oraz Seniorki na Rzecz Pokoju i Sprawiedliwości Na Następnych Siedem Pokoleń. Wszystkie aresztowane pod punktem rekrutacyjnym panie utworzyły koalicję, którą nazwały Pokojową Brygadą Babć, przez media przechrzczoną na Brygadę Lasek i Balkoników. Na szyjach pozawieszane miały duże zdjęcia swoich wnucząt, tabliczki z aktualną liczbą zabitych w Iraku amerykańskich żołnierzy i miejscowych cywilów, a Betty Brassel specjalnie na tę okazję założyła swój ulubiony znaczek przedstawiający wojskowy but nad krzakiem (ang. bush) z napisem "smush bush" (smush, ang. - zniszcz, rozwal).

Przed sędzią stawały po kolei. Przyjęły zasadę, że każda z nich oprócz nakazanego prawem przedstawienia imienia, nazwiska, wieku i zawodu, powie również kilka słów o swojej rodzinie.

- Carol Husten. 74 lata. Dwoje dzieci - powiedziała pierwsza.

- Judy Lear. 62 lata. Troje dorosłych dzieci i dwoje wnucząt - przedstawiła się druga. Diane Dreyfus nieco zmieszanym głosem powiedziała, że ma wprawdzie tylko 59 lat, ale szybko dodała: "i trzy czwarte". I tak aż do 91-letniej Marie Runyon, która waliła pięścią w drzwi punktu rekrutacyjnego na Times Square. Dwoje wnucząt.

- Czy naprawdę myślały panie, że uda im się zaciągnąć do armii? - spytał młody prokurator. - Na początku nie byłam tego pewna - odpowiedziała Diane Dreyfus. - Mam jednak umiejętności, które czyniłyby mnie przydatną, np. w oddziałach zaopatrzenia.

Prokurator nie dawał za wygraną i pytał dalej. - Czy byłyście panie przygotowane na wojnę?

- Tak - odpowiedziała bez wahania Dreyfus. - Byłam całkowicie przygotowana, zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Właśnie niedawno się rozwiodłam - wytłumaczyła, wywołując chichot babć siedzących na ławie oskarżonych.

Jednak żarty na bok. Każdą możliwość wypowiedzenia się przed sądem starały się wykorzystać do wyrażenia antywojennych poglądów, w czym z zapałem pomagał im mecenas Norman Siegel. W mowie końcowej powiedział, że "podsądne starały się rozbudzić ospałą opinię publiczną, nakłonić ją do myślenia o moralności, pokazać, jak nielegalna, destrukcyjna i niesłuszna jest wojna w Iraku". Prokuratura zaś nie walczyła z ich poglądami, lecz starała się udowodnić, że babcie 17 października 2005 r. świadomie zablokowały wejście do wojskowego punktu rekrutacyjnego na Times Square. Teza ta została szybko obalona w zeznaniach policjantów, którzy przyznali, że protestujące panie oddalone były od budynku na tyle, że dało się do niego wejść. Po tygodniu sąd wydał wyrok uniewinniający, a "The New York Times" tak relacjonował reakcję babć: "W sali rozległo się zbiorowe »Ufff!«, które po chwili przerodziło się w okrzyki radości. Panie pobiegły - każda w tempie, na które pozwalał jej wiek - do adwokata, aby go porządnie wyściskać. Jedna z nich krzyknęła do zgromadzonych na sali: »Słuchajcie swoich babć. One wiedzą najlepiej«".

Wielki rajd

Niech każda z miejsca prędko tyłek rusza

I lepszą opiekę zdrowotną wymusza

Walczmy o pokój, sprzeciwmy się wojnie

Naróbmy im smrodu, niech nie śpią spokojnie

Zapomnijcie o swych robótkach na drutach

Pójdźcie raczej z nami w swych marszowych butach

By krzyczeć: Condoleezzo! Cheney! Rumsfeldzie!

Nie tkwijcie wciąż w tym politycznym błędzie!

Założycielka Grandmothers Against the War, 76-letnia Joan Wile, babcia pięciorga wnucząt, doskonale zdaje sobie sprawę z medialnej siły swojego ruchu. W nowojorskiej kafejce, kilka miesięcy po zakończeniu procesu, z lubością wspomina akcję z Times Square i zamieszanie, jakie udało się wywołać babciom w sądzie. Całe zawodowe życie poświęciła pisaniu tekstów i układaniu muzyki do programów w radiu i telewizji. Śpiewała też jako muzyk sesyjny na Broadwayu. - Jestem artystką - mówi. - Wiem, co ludziom może się spodobać. Grupa babć chcących zaciągnąć się do armii, czyż to nie brzmi jak świetny początek scenariusza filmowego? A samo słowo "babcia", czyż ono nie brzmi magicznie? Jest w nim jakieś ciepło, które chwyta za serca i sprawia, że ludzie chcą cię słuchać.

Organizacja, którą stworzyła, nie jest dla niej jednak grą. - Sześć miesięcy po wybuchu tej bezsensownej wojny poczułam, że muszę zrobić wszystko, żeby się jej sprzeciwić. To było wielkie poczucie odpowiedzialności za kraj i przede wszystkim strach przed losem, jaki czeka młodych ludzi wysyłanych do Iraku. Wtedy właśnie napisałam hymn Pokojowej Brygady Babć - opowiada.

Zaczęło się od cotygodniowego czuwania przy Rockefeller Center. Robi to do tej pory, zawsze w środy, między 16.30 a 17.30, od przeszło trzech lat. - Deszcz nie deszcz, upał, burza czy śnieżyca, jesteśmy tam zawsze. Na początku stałyśmy we dwie z moją przyjaciółką, ale potem, stopniowo, przychodziło coraz więcej babć, aby przez godzinę w milczeniu potrzymać transparenty i zapalić znicze za młodych Amerykanów poległych w Iraku. Szybko grupa urosła do rozmiarów, które pozwoliły z sukcesem przeprowadzić akcję pod punktem rekrutacyjnym.

Akcja na Times Square rzeczywiście dała im rozgłos, którego za nic w świecie nie chciały roztrwonić. Na środowe czuwania zaczęły przychodzić rozpoznawane powszechnie gwiazdy polityki i showbiznesu. Znalazła się tam m.in. Cindy Sheehan, matka zabitego w Iraku żołnierza, która zasłynęła akcją protestacyjną pod teksańskim ranczem Busha. Wile rozpoczęła stałą współpracę z portalem internetowym kontrowersyjnego dokumentalisty Michae­la Moore'a. Wkrótce Babcie Przeciwko Wojnie wyjechały do Niemiec, aby tam spotkać się z organizacjami pokojowymi i śpiewać pod amerykańskimi bazami wojskowymi. Urządziły też wielki rajd autobusem z Nowego Jorku do Waszyngtonu, podczas którego zatrzymywały się w kolejnych miastach, nawołując do jak najszybszego zakończenia wojny. Pod mijanymi po drodze bazami wojskowymi po prostu czuwały. 10 września 2006 r., dzień przed piątą rocznicą ataków terrorystycznych na Stany Zjednoczone, podczas wizyty prezydenta George'a Busha w nowojorskiej Strefie Zero, stanęły przy płocie z olbrzymimi czarnymi balonami z napisami "Niech wojska wrócą do domu" oraz "Nie będziemy milczały". - Musiałby zamknąć oczy, żeby ich po drodze nie zobaczyć. Łobuz! - uśmiecha się Joan.

Dziewięć dni później babcie znów uderzyły, tym razem pod siedzibą ONZ, w której Bush miał wygłosić przemówienie. Cudem omijały je policyjne pałki, nie powstrzymując ich przed wznoszeniem okrzyków typu "Bush to przestępca wojenny!" lub "Aresztować Busha!", tudzież "Wykurzyć terrorystów z Białego Domu". 1 grudnia pomogły koleżankom z Pensylwanii, które ich śladem próbowały zaciągnąć się do armii, po czym zostały oskarżone o "nielegalne przechodzenie przez zastrzeżony teren". Pokojowa Brygada Babć zorganizowała w ich obronie kilkusetosobową pikietę pod filadelfijskim sądem.

Wreszcie, w miniony czwartek, Brygada poprowadziła "marsz na Waszyngton". Babcie w stolicy chciały spotkać się z wszystkimi senatorami w ich biurach. Na specjalnej konferencji zorganizowanej przez członka Izby Reprezentantów, demokratę z Ohio Dennisa Kucinicha, Pokojowa Brygada Babć poparła jego projekt wycofania wojsk amerykańskich z Iraku. Do stolicy zjechało się w tym celu około dwieście babć z całego kraju.

***

Wyskoczcie na chwilę ze swych ciepłych kapci,

Trzeba nam dziś każdej wojującej babci.

Pokażmy im prawdziwą, wielką siwą siłę,

Niechaj drżą ze strachu te potwory zgniłe,

Babcie Kochane, do boju staniemy,

Póki jeszcze w ogóle w pionie stać możemy!

Pasożyta w stolicy zaraz pokonamy,

A przecież dopiero walkę zaczynamy!

P.S. Joan Wile z uznaniem przyjęła informację o istnieniu w Polsce sporej grupy bardzo zaangażowanych społecznie babć. Z wyraźną zazdrością słuchała o wielkim poparciu, jakim cieszą się w rządzie, a także o zapleczu medialnym, z jakiego korzystają. W każdym razie kazała przekazać serdeczne życzenia z okazji polskiego Dnia Babci.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2007