Idol, który się waha

Mają jeden cel: aby charyzmatyczny zdobywca Oskara, nominowany do Pokojowej Nagrody Nobla został w przyszłym roku prezydentem USA.

31.07.2007

Czyta się kilka minut

Al Gore / fot. BRETT WILSON (CC) /
Al Gore / fot. BRETT WILSON (CC) /

Wychwytują każde słowo mogące świadczyć o tym, że jednak się zdecyduje. Czasem zdarzy się solidniejszy kąsek. - Właśnie dzwonił znajomy - cieszy się Dylan Malone. - Ponoć w wywiadzie dla "The New Republic" Gore skrytykował demokratycznych kandydatów. Każdemu się dostało! Przecież to musi o czymś świadczyć!

Malone założył organizację The 2008 Grassroots Draft Campaign, która na stronie AlGore.org zbiera podpisy pod apelem do Gore'a, by wystartował w wyborach prezydenckich. Malone ma dziś dobry dzień. Wcześniej przeczytał wypowiedź Billa Clintona, który przestrzega swoją żonę, że jeśli jego dawny zastępca się jednak zdecyduje, to nie widzi dla niej szans. - A zdecyduje się! Przecież musi wyciągnąć z tego wniosek - mówi Malone i pokazuje najnowsze preferencje wyborcze Demokratów: Gore idzie łeb w łeb z Barackiem Obamą, a od marca przybyło mu sześć punktów. Poparcie dla senator Clinton zmniejszyło się w tym czasie o pięć, a u Obamy nic się nie zmieniło.

- Nie mogę sobie wyobrazić lepiej przygotowanego kandydata - mówi z kolei Andrea Ronhovde. - Oprócz doświadczenia drugiej osoby w państwie, łączy najlepsze cechy obecnych kandydatów. Potrafi wsłuchać się w głos ludu i mówić w sposób wykraczający poza typowy język polityczny. No i ma umiejętności przywódcze.

Ronhovde działa w organizacji DraftGore.com ("zaciągnij Gore'a"). Tu i na Al.Gore.org petycję podpisało łącznie prawie 200 tys. osób i z każdym dniem ich przybywa. Wszyscy mają jeden cel: aby ten "nieprawdopodobnie charyzmatyczny zdobywca Nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej, nominowany do Pokojowej Nagrody Nobla prorok ekologii z armią naśladowców i ogromnymi rezerwami kapitału politycznego i kulturalnego" - jak napisał o nim magazyn "Time" (28 maja) - został w przyszłym roku prezydentem USA.

Na razie nie chce tego jednak sam Gore. Całą energię wkłada za to w projekt, który już teraz przynosi efekty.

W hollywoodzkim stylu

Nastąpił ostatnio gwałtowny zwrot w myśleniu Amerykanów o globalnym ociepleniu. Bez względu na sympatie polityczne. Według badań opinii dla "New York Timesa" i CBS News 90 proc. Demokratów, 80 proc. niezależnych i 60 proc. Republikanów uznało, że należy niezwłocznie podjąć starania o zredukowanie skutków zmian klimatycznych. 84 proc. Amerykanów zgadza się z wnioskami najnowszych raportów organizacji międzynarodowych potwierdzających, że przynajmniej od 1950 r. to aktywność człowieka przyczynia się do globalnego ocieplenia. Obywatele USA chcą również, by ich rząd przyłączył się do międzynarodowych konwencji o redukcji emisji gazów cieplarnianych i żeby Ameryka była światowym liderem w badaniach nad alternatywnymi źródłami energii.

Za czynniki, które przysłużyły się tej zmianie w myśleniu, uważa się ogrom zniszczeń wywołanych przez huragan Katrina, coraz bardziej donośny zgodny chór naukowców potwierdzających obawy ekologów oraz... dzieło 59-letniego byłego wiceprezydenta.

Gdy analizę tych badań opublikowano w "NYT", Al Gore odpoczywał między kolejnymi prezentacjami pokazu multimedialnego "An Inconvenient Truth" - "Niewygodna prawda". Z ekologicznym show wystąpił już ponad 2 tys. razy, na prowincji i w wielkich miastach. W ciągu jednego z ośmiotygodniowych cyklów tournée potrafił zgromadzić prawie 20 tys. widzów. Choć pokazu slajdów w nauczaniu używał już dwadzieścia lat temu, "niewygodną prawdę" o globalnym ociepleniu przekazuje zawsze tak, jakby ją sam dopiero odkrył: z pasją i lekkością, dowcipem, który zręcznie zamienia w powagę, i z pewnością siebie świadczącą o ogromnej wiedzy. Ten sztywny do niedawna polityk, wychodząc z psychicznego dołka po przegranych w 2000 r. wyborach (tym głębszego, że w głosowaniu bezpośrednim Amerykanie wskazali na niego, a nie na Busha), odkrył w sobie talent dydaktyczny i smykałkę showmana. Widział to cały świat, gdy Gore, odbierając Oskara za filmową wersję swojego pokazu w iście hollywoodzkim stylu bawił się napięciem oczekujących na ogłoszenie przez niego startu w wyborach.

Niewygodne prawdy

"Gdybym w 2000 r. wiedział to, co dzisiaj wiem o zasadach prezentacji, byłbym już w trakcie drugiej kadencji prezydentury" - przyznał w jednym z wywiadów. Dziś mówi tak, że Amerykanie chcą go słuchać. Tym bardziej że przecież nie tylko diagnoza obecnej sytuacji kłuje amerykańskie uszy. Statystyczny obywatel USA największy problem powinien teoretycznie mieć z zaakceptowaniem proponowanych przez Gore'a środków zaradczych. Przedstawił je ostatnio na Kapitolu połączonym komisjom Izby Reprezentantów: ds. Energii i Handlu oraz Nauki. Mówił o konieczności wprowadzenia podatku od emisji CO2, zakazu używania standardowych żarówek i niedopuszczenia do budowy nowych elektrowni na węgiel. Wezwał także, aby w krajowym programie kredytów hipotecznych zaostrzyć przepisy o korzystaniu z energooszczędnego sprzętu domowego. Patrząc prosto w oczy kongresmanom, wszedł im na ambicję: - Nasze dzieci i wnuki spojrzą za siebie i głośno sformułują jedno z dwojga pytań do swoich przodków - mówił. - "Co, na miłość Boską, oni wtedy robili?" albo: "jak udało im się znaleźć odwagę moralną, aby wznieść się ponad politykę i spełnić obietnicę amerykańskiej demokracji?".

- On wie, że zostało nam jedynie 10 lat. Potem nasz klimat zmieni się na wieki - mówi Malone. Dlatego wraz z największymi grupami ekologicznymi Gore założył organizację The Alliance for Climate Protection (Sojusz na rzecz ochrony klimatu), żeby ostatecznie przekonać wszystkich do drastycznych ograniczeń. Przeznacza na ten cel honorarium ze sprzedaży bijących rekordy książki i DVD pt. "The Inconvenient Truth". Może sobie na to pozwolić. Zasiada w radach nadzorczych i doradza takim firmom jak Apple czy Google.

Kampania ma globalne ambicje. Tubą Sojuszu miał być koncert Live Earth z 7 lipca, zapewne największe tego rodzaju wydarzenie w historii mediów. Koncerty promujące walkę z globalnym ociepleniem odbywały się przez cały dzień na wszystkich kontynentach, transmitowane na żywo, również przez internet. Według raportu Nielsen Media Research w samej sieci NBC obejrzało go 19 mln widzów. Była jednak i gorzka pigułka. Jak napisał komentator "Los Angeles Times" Andrew Malcolm, aż 16 mln z tych widzów nie dooglądało trzygodzinnego koncertu i "wielu z nich, być może zawiedzionych tym, że Gore nie ogłosił w jego trakcie, iż będzie kandydował, wolało zasiąść przy grillu, przyczyniając się w ten sposób do globalnego ocieplenia".

Szansa

Tymczasem pod koniec maja Gore opublikował zupełnie inną w treści, choć podobną w sile przekazu książkę pt. "The Assault on Reason" ("Zamach na rozum"), która dla wielu stanowi dowód na to, że jednak myśli o prezydenturze. Autor utrzymuje, że swobodny i otwarty proces demokratyczny zapoczątkowany przez Ojców Założycieli został stłamszony przez cynizm, nadmierną tajność w sposobie działania administracji Busha, a także bezlitosne wykorzystywanie strachu Amerykanów przed terroryzmem. Pyta: dlaczego rozum, logika i prawda zdają się nie odgrywać większej roli w najważniejszych dla Ameryki decyzjach?

Nie ogranicza się on jedynie do krytyki Busha. Analizuje kondycję amerykańskiej demokracji uczestniczącej i pokazuje niepokojące symptomy: sukcesywne obniżanie się frekwencji wyborczej, rosnący cynizm wyborców, brak rzetelnej informacji, kampanie oparte na trzydziestosekundowych spotach. Pokazuje zgubny wpływ telewizji na proces obywatelskiego dyskursu, a nadzieję na jego odbudowanie widzi w internecie.

- Jest zbyt doświadczonym politykiem, żeby nie wiedzieć, że mając szansę stać się globalnym liderem pozytywnych zmian, musi wystartować w wyborach. Tylko jako prezydent USA będzie mógł tego wszystkiego dokonać - tłumaczy Malone. Głównym powodem do optymizmu jest dla niego fakt, że gdy Grassroots Draft Campaign namawiała Gore'a, aby wystartował w wyborach w 2004 r., były wiceprezydent sam do niego zadzwonił, podziękował za wsparcie i poinformował o zrezygnowaniu ze startu.

- A tym razem nie mieliśmy żadnego sygnału - podkreśla.

Kiedy Al Gore podejmie decyzję? - Na przełomie września i października - twierdzą zgodnie Ronhovde i Malone. - Tuż przed ogłoszeniem nazwiska tegorocznego laureata Pokojowej Nagrody Nobla.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2007