Schröder: koniec self-made mana

Kiedy 6 lat temu obejmował władzę mówiono, że trudno z nim polemizować, gdyż krytykowanie jego poglądów przypomina “przybijanie budyniu gwoździem do ściany", bo on gotów jest na każdy kompromis. Mówiono, że perfekcyjnie funkcjonuje w “demokracji telewizyjnej"; że mediom i właśnie pragmatyzmowi (co w oczach starych niemieckich socjaldemokratów równało się bezideowości) zawdzięcza, iż został kanclerzem z ramienia SPD, choć nie był szefem partii.

15.02.2004

Czyta się kilka minut

Kariera Gerharda Schrödera, typowego self-made mana, dowodzi, że w demokracji przywódcą zostać może ktoś z nizin społecznych. Bo Schröder (ur. 1944), pochodził z rodziny ubogiej: ojciec zginął na wojnie, matka utrzymywała pięcioro dzieci, wiążąc koniec z końcem jako sprzątaczka i służąca. Gerhard walczył o edukację. Jego biograf pisał: “wykształciła się u niego niesłychanie silna osobista ambicja, która kształtowała całą jego karierę; odtąd brał swój los we własne ręce". Gdy rówieśnicy demonstrowali w 1968 r., on robił zaocznie maturę, a studia finansował, pracując. W SPD karierę zrobił w sposób odmienny niż np. Kohl, który przeszedł modelowo wszystkie szczeble w CDU, i dla którego partia była ostoją. Schröder inaczej: awans budował wbrew aparatowi SPD, balansując między partyjną “prawicą" a “lewicą". Jako kanclerz obiecywał, że unowocześni gospodarkę i systemy socjalne, pamiętając o sprawiedliwości społecznej. Obietnic nie spełnił. Reformy były połowiczne, wybory w 2002 r. wygrał dzięki Bushowi (którego kreował na przeciwnika, choć nikt nie żądał, by Bundeswehra szła na Bagdad). Dziś Niemcy są w stagnacji, a polityka zagraniczna jest jak stos rozbitych skorup.

Czy czas przeszły jest uzasadniony? Czy Schröder jest u kresu? On sam przekonuje, że ustąpienie z funkcji szefa SPD w miniony piątek to strategia: chce uwolnić się od spraw partyjnych i poświęcić rządzeniu. Prawda wygląda inaczej. SPD okazuje się niezdolna do zreformowania państwa. Gdyby wybory odbywały się dziś, opozycyjna chadecja dostałaby prawie 50 proc. głosów, a SPD 24 proc. - i jest to historyczny “niż". Jakby tego było mało, w 2004 r. Niemcy czeka maraton: w rożnych regionach wyborcy kilkanaście razy pójdą do urn, by wyłaniać władze samorządowe i parlamenty landowe. Popularność Schrödera i SPD może spadać dalej. Czas pracuje na korzyść opozycji, która zyskuje, choć nie przedstawia alternatywy. Otwarta jest tylko kwestia, czy Schröder dotrwa do końca kadencji, czyli do jesieni 2006 roku.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2004