Sceny żałujące

28.12.2020

Czyta się kilka minut

DŻINSY

Sekretarz zabębnił palcami po biurku i uśmiechnął się serdecznie. – Towarzyszko G., słyszeliście o stachanowcach?

– Co macie na myśli, towarzyszu sekretarzu? – spytała towarzyszka G.

Towarzysz sekretarz miał na myśli trzecią stronę maszyny. Dotychczas tkaczki pracowały przy dwóch stronach, chodziło o to, żeby z sąsiedniej maszyny przejęły i trzecią.

Towarzyszce G. ta myśl błysnęła w mózgu jak reflektor i zawołała: – Towarzyszu sekretarzu, ja przejdę na trzy strony!

Sekretarz powiedział do towarzyszki G. dziwnie ciepłym głosem:

– Spodziewaliśmy się tego po was.

Książeczkę Wandy Gościmińskiej „Mój wielki dzień” wyciągnęłam na ustnej maturze razem z Kuźnicą Kołłątajowską i snem Nowosilcowa z trzeciej części „Dziadów”.

Piątkę dostałam, pochwaliłam się autorce wielkiego dnia jakieś trzydzieści lat po maturze.

Siedziałyśmy w Domu Chłopa i rozmawiałyśmy o żalu. Taki miałam pomysł na reportaż – kto czego żałuje w swoim życiu.

Że zasiadała w Komitecie Obchodów Urodzin Józefa Stalina?

E, tam. Taki był czas, to się zasiadało.

Że w Komitecie Obchodów Rocznicy PZPR?

Taki był czas.

Jednego żałowała. Że nie nosiła dżinsów.

Figurę miała, nogi miała, świetnie wyglądałaby – w gazetach, komitetach, prezydiach i przy maszynie.

Niestety, dżinsy niewynalezione były.

KUROŃ

O Grażynie Budzie, praserze tworzyw sztucznych.

Był strajk, maszyny stanęły. Wszystkie, poza jedną.

Był to godzinny strajk, ostrzegawczy, i przez całą godzinę słyszeliśmy jedno jedyne brzęczenie, wysokie, trochę jazgotliwe.

Nie wyłączyła maszyny w przerwie śniadaniowej, bo robili izolatory z wtórnego surowca. Wtórny surowiec nie lubi wyłączeń, to po pierwsze. Po drugie, jak maszyna szła, to nie musiała jej uruchamiać po syrenie strajkowej.

Przychodził na szkolenia lektor z komitetu i mówił im, co i jak. Ona dbała, żeby miło było, i zabezpieczała kawę.

Kiedyś o Kuroniu im mówił, no nie, nie najlepiej.

Szynki nie ma. Jakby była i tak nie kupiłaby, za droga dla niej. Nie je i nie potrzeba.

Ojciec jej córki nie zajmuje się dzieckiem. I nie trzeba, człowiek musi umieć być sam.

Ludzie strasznie chcą komuś wierzyć.

Ona nie musi.

Ludzie strasznie chcą być ze wszystkimi.

Ona nie chce.

Ona nie może patrzeć, jak ludzie tak ślepo za innymi idą.

Kuroń przyszedł do nich na strajk i coś mówił. Nawet miała ochotę go posłuchać.

Nie dało się. Jej maszyna jest jakaś głośna, hałas robi, powinna mechanika wezwać.

Może i szkoda.

ZAMIAST NIE PÓJŚĆ

Z Markiem Przybylikiem u jego stryja, Stefana, cichociemnego. Zakopane na Kasprusiach. Notatki.

Wrzesień, Sowiety, pięć lat Pieczorłagu.

Wyrąb lasu, śnieg, wiatr, czterdzieści stopni. Pelagra.

Amnestia (Sikorski–Majski, układ).

Pięć suszonych ryb, chleb i machorka, to na drogę.

I pustynia i piasek i upał i szczury i szczury i szczury.

I wojsko. Polskie. Afryka Południowa.

Statek „Laconia”, konwój do Anglii, włoscy jeńcy.

Ale cóż.

Torpeda. Koło Wyspy Wniebowstąpienia. Na zegarku dwudziesta zero pięć – i buch.

I przechył.

I druga torpeda.

Jedna szalupa na ilu, może na stu, reszta w morzu. Do szalupy chcą, to wiosłami ich, to toporem, po rękach, po głowach, wiosłami, toporem.

Dryfują.

Francuski krążownik, Casablanca i wojsko. Polskie. Chcecie walczyć w kraju z okupantem?

Liberator z Brindisi. Pod Piotrkowem Trybunalskim ognisko, noc, skok, polska, ach, polska ziemia, ale niestety.

Kolacja u siostry zakonnej.

Zamiast nie pójść, to idzie. No cóż, no żałuje. Sypie rodzony brat ich łączniczki. Blondyn, w oczy nie patrzył, od razu nie spodobał mu się ten brat, ale idzie, zamiast nie pójść. Stukanie do drzwi, gestapo.

Tortury, na szczęście cyjanek jest. Na wyposażeniu. Dziesięć sekund… Nic. Piętnaście… No, żyje. No co on poradzi, zwietrzały jakiś ten cyjanek.

Sowiecki nalot.

Wojny nie ma, ale nie dla wszystkich.

Dla niego las i radiostacja.

Sen, dziwny jakiś. Obcy facet chce go pocałować. Zły znak, i rzeczywiście. Obława, bezpieka, przesłuchanie.

W sali pułkownik. Ten ze snu. Moczar, okazuje się, szef bezpieki.

Patrzy na niego, patrzy… Mówi – ten to mi się dzisiaj śnił.

To on – pan pułkownik też mi się śnił.

To tamten – o, jaki bezczelny.

I amnestia.

I już.

To wszystko.

TRZY LITERY

Zofii Kucównie – wielkiej, natchnionej, nostalgicznie.

Ojciec wrócił z więzienia. Chorował, nie mógł pracować. Dużo spał, trochę czytał i rozwiązywał krzyżówki.

Nie chciał zaglądać do encyklopedii, mówił, że ćwiczy mózg.

Kiedyś utknął przy haśle – rzeka w Aleksandrii. Na trzy litery.

Sięgnął po mapę. Ucieszył się – Nil!

Nie, nie Nil. Nie pasuje.

Zmarkotniał.

Zajrzała mu przez ramię.

Tatusiu, to San. Popatrz – AlekSANdria.

Wyjęła mu z ręki długopis i wpisała w krzyżówkę San.

Zawstydził się: – Nigdy bym na to nie wpadł.

Odłożył niedokończoną krzyżówkę.

Powiedziała: – Jeszcze kilka słów, ja ci pomogę.

Ojciec poprawił pled i przymknął oczy. – Zostaw, prześpię się.

Z wielu rzeczy usprawiedliwiała się przed nim – później, kiedy go już nie było, ale z Sanu najczęściej. Z idiotycznego pośpiechu. Z głupawej dumy, z jaką wpisała trzy litery w puste kratki.

NIEPYTANIE

Aneta siedziała w pierwszej ławce od okna, ławka dotykała jej stołu. Na lekcji słuchała nieuważnie, myślała o czymś innym i nie lubiła matematyki.

Mieszkały w jednym bloku, mama Anety była dozorczynią. Przedtem mieszkały gdzieś dalej, za torami. Mama Anety pilnowała magazynów i pracowała na nockach.

Spotkała kiedyś mamę Anety na podwórku przed blokiem i mama Anety powiedziała, że jak wychodziła z domu na nockę, to jej mąż, drugi mąż, ojczym Anety, mówił: – Chodź Anetka, nauczę cię miłości.

Ale on to mówił żartem, zapewniała mama Anety, on by nikogo nie skrzywdził.

Któregoś dnia ojczym Anety zapukał i poprosił o pięćdziesiąt złotych. Dała mu, potem Aneta zapukała. Położyła na stole dług i spytała, czy może usiąść.

Usiadła.

Chyba chciała coś powiedzieć.

Nie spytała Anety, co chce powiedzieć. Nie chciała być nietaktowna ani natrętna.

Gdyby Aneta chciała mówić, to mówiłaby.

Głupio, że nie spytała.

No głupio, głupio z jej strony.

Aneta posiedziała, pomilczała i poszła.

Kilka dni później weszła na dach. Robotnicy siedzieli na dachu i jedli drugie śniadanie.

Aneta powiedziała im, że zeskoczy.

Skoczyła. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i reporterka związana z „Życiem Warszawy”, „Polityką” i „Gazetą Wyborczą”, a od grudnia 2020 r. felietonistka „Tygodnika Powszechnego”. Laureatka wielu nagród, odznaczona Orderem Ecce Homo za „popularyzację uniwersalnych wartości moralnych”,więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 1-2/2021