Satanista niedzielny

Adam Darski jest diabelsko cwanym biznesmenem. Im więcej protestów, tym lepiej będzie się czuł i tym bardziej będzie rosła zasobność jego konta. Zwłaszcza że przez część mediów został potraktowany jak poręczny młot na prawicę i Episkopat.

13.09.2011

Czyta się kilka minut

Nie będę litować się nad Nergalem (taki gest na łamach gazety katolickiej z pewwnością potraktowałby jako afront) ani uznawać, że pada on ofiarą bezprecedensowej nagonki. Lider black-metalowego Behemotha zbiera właśnie burzę, którą posiał, i można podejrzewać, że jest tego świadom. W ubiegłym roku w programie Kuby Wojewódzkiego tłumaczył, że tak jak jego "chcą walić w ryja", tak "w ryja" chce walić Behemoth, prowokując i bluźniąc przeciwko katolicyzmowi.

Powiedziałbym nawet, że reakcje na zdarzenie z 2008 r., kiedy to wokalista podarł w trakcie koncertu Pismo Święte i rzucił je w tłum z okrzykiem "Żryjcie to g..." są niezwykle stonowane. Nergal może katolicyzmu szczerze nienawidzić, ale powinien też mieć świadomość, że katolicy obchodzą się z nim subtelnie, powierzając rozstrzygnięcie sporu niezależnej władzy sądowniczej. Są kraje, gdzie święte księgi traktuje się dalece poważniej, a wyroki zapadają niezwłocznie i nie ma od nich odwołania. Wygłoszone przez biskupa włocławskiego Wiesława Meringa wezwanie do obywatelskiego nieposłuszeństwa po tym, jak muzyk został wybrany do prowadzenia programu "Voice of Poland" w TVP 2 jest odpowiedzią mocną, ale nie widzę w niej nic oburzającego - to cywilizowana odpowiedź na gesty, które z cywilizowanymi miały niewiele wspólnego.

Interesująca jest zresztą strategia obrony Nergala: w sądzie utrzymywał, że w trakcie "zamkniętego koncertu" nie chciał obrazić niczyich uczuć religijnych, a w mediach dodaje, że szatan jest dla niego tylko metaforą, zaś jego walka z Bogiem "toczy się na poziomie literackim". Wybieg zgoła dziecinny, chyba że uznać go za wyrafinowaną taktykę człowieka, który ma diabła za skórą.

***

Święte oburzenie, jakie od kilku lat towarzyszy postaci Adama Darskiego, vel Nergala, wydaje się uzasadnione, niezależnie od tego, jaką motywację można przypisujemy działaniom muzyka. Oto do polskiego mainstreamu kulturalnego wchodzi człowiek, którego można nazwać ambasadorem zła. Oczywiście, można sprawę gmatwać, jak czyni to Darski, odwołując się do motywów z zapomnianego Tadeusza Micińskiego, pokazujących diabła jako postać przede wszystkim smutną i chorą na melancholię. Melancholii w twórczości Darskiego jest jednak niewiele, dominuje raczej wściekłość. Ta muzyka jest rzeczywiście "waleniem po ryju".

Nergal jest przy tym muzykiem, który wraz z black-metalowym zespołem Behemoth buduje swój sceniczny wizerunek konsekwentnie i z dużymi sukcesami. Nie ma w tym krztyny przesady: brutalny, mroczny, antychrześcijański zespół z Polski jest rozpoznawalny na świecie znacznie bardziej niż Antonina Krzysztoń czy Arka Noego. Diabeł okazuje się ponętniejszy marketingowo niż dobro, ale nie jest to żadna nowość. Jeśli Behemoth wnosi cokolwiek nowego, to poziom wściekłości oraz rozmach wizualny rodem z horrorów klasy C: wszystkie te kielichy mszalne wypełnione krwią, szerokie spodnie i twarze umazane nieznanymi szerzej substancjami. Zespół Nergala pokazuje ciemność tak, jak wyobraża ją sobie piętnastolatek wychowany na grach komputerowych i powieściach fantasy, czyli w sposób karykaturalny i groteskowy.

Daleki jestem od tego, by traktować scenę black-metalową wyłącznie jak teatr, który zamyka się wraz z wygaszeniem świateł na scenie czy końcem teledysku, jednak na tle swoich kolegów po fachu ze Skandynawii, specjalizujących się kilkanaście lat temu nie tylko w ostrym graniu i bulgotliwych tekstach, ale też w podpalaniu kościołów, Nergal wygląda na diabła niezwykle stonowanego. Powiedziałbym nawet, że w zadziwiającym stopniu prezentuje przypadłość, o której pisał swego czasu na łamach "TP" Jan Hartman, analizujący intelektualny bełkot polskiej młodzieży. Nergala również zjada wszystkoizm. Z ostatniego "Newsweeka" możemy dowiedzieć się np., że jest ojcem chrzestnym bratanka, bo "rodzinie się nie odmawia". Nie uznaje zasad Dekalogu, instytucji Kościoła nie trawi, na widok krucyfisku zbiera go na mdłości, a mimo to stanął przed znienawidzonym klechą, żeby powiedzieć sakramentalne "Wierzymy".

Najłatwiej byłoby napisać, że to hipokryzja, ale tak być wcale nie musi: Nergal po prostu doprowadza do absurdu sytuację, w której bombardowani informacją ze wszystkich stron zmieniamy się w bezkształtne worki na różne, często wykluczające się poglądy. Jeśli można być wegetarianinem i jeść mięso (patrz: fleksiwegetarianizm), jeśli można uważać się za antysystemowego rewolucjonistę i jednocześnie pracować w korporacji, można też być ojcem chrzestnym w katolickim Kościele i chwalić szatana. Kiedy trzeba, można być satanistą, kiedy staje się to niewygodne, można powiedzieć, że to jedynie gra, symbol i metafora.

***

Niezależnie jednak od pobudek, które wypychają Adama Darskiego na scenę, efekt jest taki, że w szerszym obiegu zaczyna funkcjonować postać, która deklaruje potrzebę rewolucji etycznej, niebezpiecznej nie tylko dla tych, którzy poczuwają się do związków z chrześcijaństwem, ale też dla niewierzących przekonanych, że istnieje coś takiego jak sumienie czy powinności wobec drugiego człowieka.

Przesłanie satanizmu w jego bardziej wyrafinowanej wersji to - wbrew powszechnej opinii - nie wysysanie krwi, gwałty i grabieże, tylko zrzucenie z cokołu dawnych bogów i postawienie na nim własnego "ja". Obowiązującą formą religii staje się wówczas egoizm. Chrześcijaństwo budzi nienawiść satanistów dlatego, że w ich opinii jest religią słabości, porażki i krzyża - religią niewolników, którzy dają się pędzić jak barany na rzeź i gną kolana przed Bogiem.

Nie ma też co udawać: Nergal trafił w dobry czas, a jego obecna popularność to nie tylko wypadkowa lat ciężkiej pracy i genialnego marketingowo związku z celebrytką Dodą. Zapotrzebowanie na krytykę polskiego katolicyzmu jest wysokie i stale rośnie, nieważne, czy będzie to krytyka rzeczowa, czy też wycharkiwanie z gardła fraz o zgniłych krucyfiksach. Obraza uczuć religijnych uznawana jest coraz powszechniej za anachronizm, świadczący o niskim ilorazie inteligencji i średniowiecznej formacji duchowej. Nergal w sutannie papieskiej i wzywający rogatego z łamów "Wprost" ma być dowodem na powrót polskiego społeczeństwa do zdrowia i odrzucenie coraz bardziej krępującego gorsetu chrześcijańskich powinności. Pytanie, czy świat, w którym bez przeszkód wolno ranić innych, jest światem naszych marzeń, najwyraźniej przekracza możliwości intelektualne zarówno Nergala, jak i Tomasza Lisa.

***

Nie ma powodu litować się nad Adamem Darskim, ponieważ jest on diabelsko cwanym biznesmenem, który wie, że showbiznes nie oczekuje od niego rozważań pod tytułem unde malum i rozpraw o kuszeniu św. Antoniego. Wykorzystuje swoje pięć minut w sposób znakomity, w czym pomagają mu media i Kościół. To pułapka, i nie sposób z niej wyjść: trudno oczekiwać, by katolicy milczeli, gdy opluwa się ich religię, a z drugiej strony protesty budują męczennika, okrutnie krzywdzonego przez zacofaną tłuszczę i purpuratów. Im więcej protestów i histerii, tym lepiej będzie czuł się Nergal, i tym bardziej będzie rosła zasobność jego konta. Zwłaszcza że przez część mediów już został potraktowany jak poręczny młot na prawicę i Episkopat.

Istnieje również okoliczność łagodząca. Jakby się bowiem Nergal nie uwijał i jakich kotów by nie jadł na obiad, zawsze będzie postacią teatralną, co do której pozostanie wątpliwość, czy rzeczywiście posiada jakiekolwiek poglądy, czy też jest aktorem sprawnie recytującym płaskie, choć przyciągające publiczność formułki. Istnieje natomiast w Polsce duży fragment sceny muzycznej, w której rolę główną gra nienawiść, nieumalowana, bez pudru i sztucznej krwi. To oczywiście hip-hop, muzyka bardziej popularna niż black-metal i zarażona złem w stopniu nieporównywanie większym niż Behemoth. Raperzy polscy nie drą, co prawda, na scenie Biblii i nie przebierają się za papieży, niektórzy zabierają jednak swoich słuchaczy na zaawansowane zajęcia z nienawiści, zarażając agresją i apologią bandytyzmu. Niestety, nie doczekaliśmy się na razie ani ze strony biskupów, ani katolików protestujących przeciwko Nergalowi komentarza na temat tekstu "Mam wyj...ne na was" zespołu Firma (prawie 1 mln 800 tys. odsłon teledysku w internecie), czy dogłębnej analizy przekazu, jaki płynie z utworów Peji, laureata Fryderyka - nagrody wręczanej w telewizji hołdującej chrześcijańskim wartościom. Polscy raperzy nienawidzą znacznie mocniej niż Darski, z jakichś przyczyn nie zostali jednak dotychczas obłożeni anatemą.

Nergala broni jeszcze coś innego: to jego fani, których w samej Polsce są dziesiątki tysięcy. Większość z nich to normalni ludzie, którzy potrafią postawić granicę między koncertem a zwyczajnym życiem. Jeśli dobrze się orientuję, po dotychczasowych koncertach Behemotha nie zanotowano ataków na wiernych wychodzących z kościołów, co może oznaczać, że fani tego rodzaju muzyki dobrze czują teatralność jej przesłania. Z jednym z fanów black-metalu przyjaźnię się od lat, i jakkolwiek nie pała szczególną miłością do katolicyzmu, nie mogę też powiedzieć, by kiedykolwiek próbował przegryźć mi tętnicę. Śmiem twierdzić, że znacznie agresywniejszą grupą są fani kapel skinowskich i neonazistowskich, których jest w naszym kraju sporo. Podobnie jak

***

Spór o obecność Nergala w TVP, choćby nie wiem jak przerysowane były jego teledyski, jest jednak sprawą poważną. Nadawca publiczny ma ustawowy obowiązek respektowania uczuć religijnych i wartości chrześcijańskich, wciągnięcie na listę płac muzyka, dla którego bluźnierstwo jest racją scenicznego bytu, wygląda więc na błąd, nawet jeżeli założymy, że w trakcie programu nie będzie wystawiał rogów.

Za Adamem Darskim stoi wprawdzie wyrok uniewinniający, ale wyrok sądowy w sporach o metafizykę nie musi być żadną wskazówką i tak też sprawę potraktował biskup Mering, namawiając do bojkotu abonamentu. Inna sprawa, że poddana dyktatowi rynku telewizja publiczna od dawna nie ma z wartościami chrześcijańskimi wiele wspólnego. Prawdziwym szatanem w telewizji są statystyki oglądalności.

Może zdarzyć się więc i tak, że o losach Nergala w TVP zadecyduje rynek, choć nie w taki sposób, jak chciałby ordynariusz włocławski. Jeśli kolejne odcinki "The Voice of Poland" będą miały tak niską oglądalność jak pierwszy, nad programem zawiśnie widmo zdjęcia z ramówki.

A diabeł istnieje naprawdę

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2011