Dziedziniec pogan

Jeśli mówimy, że chcemy rozmawiać z niewierzącymi, jeśli uczymy o miłości nieprzyjaciół, to w konsekwencji musimy z szacunkiem traktować prawdziwych niewierzących i prawdziwych nieprzyjaciół.

04.10.2011

Czyta się kilka minut

Ks. Adam Boniecki / fot. Grażyna Makara /
Ks. Adam Boniecki / fot. Grażyna Makara /

Po pierwsze, bo tego uczy Ewangelia. Po drugie, bo być może czasem mają rację.

Uprzedzam: igrzysk nie będzie. Uważam, że nie ma sensu kontynuowanie sporu o to, czy Nergal jest satanistą i czy znieważenie Biblii podczas jakiegoś spektaklu powinno zamknąć autorowi tego czynu drogę do publicznej telewizji. Nie warto dyskutować, czy głośne protesty przeciw poczynaniom artystycznym uznanym za skandal zawsze służą poprawie obyczajów, czy przeciwnie: są znakomitą reklamą dla skandalisty. Nie ma sensu zastanawianie się, czy diabeł w naszych czasach przybiera postać kojarzącą się z jasełkami, wywrzaskującą coś ze sceny w oparach dymu, czy może szuka form bardziej wyrafinowanych. We wszystkich tych kwestiach wszyscy już powiedzieli swoje i na ogół każdy przy swoim został.

Nie mam też zamiaru polemizować z Księdzem Biskupem, który mnie w "Liście otwartym" upomina i krytykuje. Według "Naszego Dziennika" (w tekście listu tego zdania nie ma) ordynariusz włocławski miał nawet powiedzieć, że się stałem "wilkiem w owczarni". Nie jest łatwo słyszeć coś takiego od Pasterza diecezji, w której otrzymałem dar kapłaństwa, ale nie godzi się z tym spierać. Wyjaśniam więc tylko jeszcze raz, że uważam, iż obrażanie symboli religijnych przybierające postać "ekspresji artystycznej" może uwłaczać kulturze społecznego współżycia i słusznie jest tak traktowane przez ustawodawców, a protest bp. Wiesława Meringa przeciw pojawieniu się Nergala w publicznej telewizji był uzasadniony.

W liście Księdza Biskupa została jednak poruszona kwestia o znaczeniu szerszym. Chodzi mi o fragment: "To na łamach Księdza pisma pojawiały się nazwiska takich »autorytetów« jak Magdalena Środa (córka prof. Ciupaka, marksisty i »religioznawcy« z czasów PRL), ks. Tomasz Węcławski (ileż się Znak natrudził w promocji jego książek), Stanisław Obirek... Podobny ciąg nazwisk mógłbym dalej tworzyć".

Pomijam zdumiewającą w tym kontekście wzmiankę o prof. Edwardzie Ciupaku i odpowiedzialności Magdaleny Środy za jego pisma, bo się doczekała dostatecznie wielu komentarzy. Chodzi mi o to, że z obecności na łamach katolickiego pisma autorów niewierzących, krytycznie nastawionych do Kościoła, albo księży, którzy potem porzucili kapłaństwo, czyni się "Tygodnikowi" zarzut. A przecież nasze pismo od początku starało się być otwarte dla autorów, z którymi znajdowało obszary wspólnych wartości. I zawsze było przeciwne budowaniu murów między wierzącymi a niewierzącymi. Byliśmy przekonani, że zamykanie się we własnym gronie jest sprzeczne z tytułowym przymiotnikiem "powszechny". Pragnieniem, jeśli nie wręcz programem "Tygodnika" była otwartość na różnice zdań i kontrowersje. Byliśmy zawsze przekonani, że fasadowa jednobarwność do niczego dobrego nie prowadzi. Tym się różni artykuł w katolickiej gazecie od encykliki, że nie wszystko, co podaje, podaje do wierzenia. Czy jest jeszcze sens dodawać, że ani wymienieni tu autorzy, ani ci, których "ciąg nazwisk" mógłby Autor "Listu otwartego" tworzyć, nie obrażali na łamach "Tygodnika" ani Pana Boga, ani Kościoła, ani niczyich uczuć religijnych?

Ta sprawa prostą drogą prowadzi do pytań o stosunek katolika do ludzi innej wiary i innych przekonań, do pytań o granice tolerancji, o miłość wobec "innego", o dialog i o sposób istnienia wierzących w społeczeństwie, nieskładającym się ani z samych katolików, ani z samych wierzących - społeczeństwa, w którym Kościół (zwłaszcza kler) niekoniecznie musi się cieszyć uznaniem, a raczej przeciwnie: często jest postrzegany jako instytucja niepożądana, ograniczająca wolność, żądna pieniędzy i władzy.

A przecież ci, którzy nie są z nami, niekoniecznie muszą być pozbawieni ludzkich zalet, ich motywy niekoniecznie wywodzą się od diabła, ich pretensje do ludzi Kościoła niekoniecznie są złośliwie wydumane, ich pytania niekoniecznie są zastawianymi na nas pułapkami, lecz mogą pochodzić z autentycznej troski o dobro człowieka i społeczeństwa. Jeśli te stwierdzenia mogą się wydać banalne, to w praktyce wciąż nie możemy się z nimi uporać. Prawdopodobnie nie tylko my, Polacy, skoro jest to jedna z wielkich trosk Papieża. Benedykt XVI

głosi ideę stworzenia przestrzeni, którą - nawiązując do Świątyni Jerozolimskiej - nazwał "dziedzińcem pogan".

W świątyni wzniesionej przez Heroda istniała wielka przestrzeń dla tych, którzy chcieli się przybliżyć, lecz nie należeli do ludu wybranego - zwanych właśnie poganami. To stąd Jezus wyrzucił handlarzy, chcąc, by miejsce to było miejscem spotkania z Bogiem, a nie ziemskich interesów. Od przestrzeni dostępnej tylko dla Żydów pogan odgradzał mur z napisem ostrzegającym, że jego przekroczenie grozi nieobrzezanym śmiercią. Papież za św. Pawłem przypomina, że Chrystus zburzył mur dzielący ludzi.

Benedykt XVI wskazuje na potrzebę miejsc spokojnego spotkania świata niereligijnego z religijnym. Nie ma przy tym na myśli debat akademickich, ale spotkanie, które niewierzącym pozwoli dotknąć wiary wspólnoty wierzących. Może to miał na myśli, kiedy w Londynie mówił, że "Nikt, kto patrzy realistycznie na nasz współczesny świat, nie może uważać, że chrześcijanie mogą poprzestać na tym, co zwykle czynią, nie zważając na głęboki kryzys wiary, który dotyka nasze społeczeństwa, czy też po prostu uważać, że owo dziedzictwo wartości, przekazanych przez wieki chrześcijaństwa, będzie nadal inspirować i kształtować przyszłość naszego społeczeństwa".

W papieskiej wizji słowo "poganin" znaczy dziś "człowiek niereligijny", a konieczność tworzenia przez wierzących przestrzeni, w której religijni mogą się spotkać z niereligijnymi, ukazuje jako życiową konieczność. Nie możemy bez końca ostrzeliwać nieprzyjaciół Boga z naszej zabarykadowanej twierdzy doskonałych. Jacy z nas zresztą doskonali...

Inny wielki problem zawiera się w pytaniu, jak chrześcijanin powinien reagować na zniewagi jego wiary. Odwoływanie się do sposobu reagowania innych wspólnot religijnych jest nieporozumieniem. W końcu tylko my jesteśmy wyznawcami Tego, który "istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci - i to śmierci krzyżowej" (Flp 2, 6-8).

Na znieważanie wartości, poniżanie i obrażanie ludzkich uczuć powinno reagować cywilizowane państwo. Na szerzenie nienawiści, wszelkiej nienawiści - powinni reagować wszyscy, zwłaszcza wspólnoty religijne głoszące miłość. Jak reagować? Dobrem zło zwyciężać? Oto pytanie także do nas, chrześcijan.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2011