Sąsiadki z Donbasu

Pamięć o tym, co działo się tu siedem lat temu, jest żywa w Słowiańsku. Mimo trwających wciąż różnic zdań mieszkańcy uczą się żyć ze sobą. Przynajmniej niektórzy.
ze Słowiańska (wschodnia Ukraina)

21.06.2021

Czyta się kilka minut

Dziś front przebiega 60 kilometrów od Słowiańska. Większość budynków zniszczonych w 2014 r. odbudowano, czasem jeszcze można natknąć się na ruiny. Czerwiec 2021 r. / PAWEŁ PIENIĄŻEK
Dziś front przebiega 60 kilometrów od Słowiańska. Większość budynków zniszczonych w 2014 r. odbudowano, czasem jeszcze można natknąć się na ruiny. Czerwiec 2021 r. / PAWEŁ PIENIĄŻEK

Banderowcy przyszli i narzucają nam swoje poglądy na życie. Przysięgam, że tutaj 80 procent prostych ludzi chce, żeby zniknęli – mówi Anna Aleksiejewna.

– Anno Aleksiejewna… – próbuje przerwać Olha, jej sąsiadka.

– Ludzie jadą trolejbusem i tak gadają – ucina Anna Aleksiejewna i od razu dodaje: – Ale pani przecież nie jeździ trolejbusem.

– Ja nie jeżdżę?

– To posłuchaj, co tam mówią ludzie.

– Słyszę, że jeździ nim pełno separatystów.

– A ja jestem separatystką?

– Tak.

Anna Aleksiejewna jest matką jednej z czołowych postaci rosyjskiego ruchu separatystycznego na Donbasie. Olha to ukraińska aktywistka, która siedem lat temu musiała uciekać z domu, być może ratując życie.

Między kwietniem a lipcem 2014 r. oczy świata były często zwrócone na 110-tysięczny Słowiańsk w obwodzie donieckim. To było pierwsze miasto, zajęte przez separatystów i wspierające ich rosyjskie siły specjalne, a także ich główna siedziba. W lipcu Słowiańsk odbiło ukraińskie wojsko. Dziś znajduje się po ukraińskiej stronie frontu.

Miasto stało się jednym z symboli trwającej od siedmiu lat wojny w Donbasie, w której po jednej stronie jest Ukraina, a po drugiej separatyści i Rosja, wspierająca i kontrolująca parapaństwa: „Doniecką Republikę Ludową” i „Ługańską Republikę Ludową”. W rezultacie tej wojny tylko po stronie ukraińskiej życie straciło kilkanaście tysięcy ludzi (podawane są tu różne liczby, zależnie także od tego, czy wliczać np. straty niebojowe, jak samobójstwa wśród żołnierzy). Strona rosyjsko-separatystyczna nie informuje o swoich ofiarach.

Anna Aleksiejewna i Olha mieszkają w sąsiednich klatkach tego samego bloku. Zaprzyjaźniły się dopiero po dramatycznych wydarzeniach z 2014 r. Choć przecież dzieli je chyba wszystko. Do tej pory Anna Aleksiejewna pozostaje niewzruszona na argumenty przytaczane przez Olhę, podobnie jak Olha na to, co mówi Anna Aleksiejewna. Jednak obie zgodnie przyznają, że najgorsze byłoby milczenie. Dopóki trwa rozmowa, nawet pełna kłótni, jest miejsce na to, aby żyć razem.

Czas sowieckiej stabilności

Mieszkanie Anny Aleksiejewny jest przestronne i zadbane, choć meble mają już za sobą czasy świetności. Na ścianach ikony, na regałach zdjęcia męża (nieżyjącego), syna (musiał wyjechać do Rosji) i wnuka (mieszka na terenach poza kontrolą Ukrainy). Anna Aleksiejewna została sama.

Dziś stara i schorowana, w Słowiańsku mieszka od urodzenia. Wspomina II wojnę światową, gdy miasto było okupowane: głód, trudy okupacyjnej codzienności i jeńca, który musiał spać z rodziną Anny Aleksiejewny w kuchni, bo pokój zajęli naziści. – Widziałam cały ten koszmar – mówi.

Jej ojciec nie wrócił z wojny. Anna Aleksiejewna od najmłodszych lat musiała ciężko pracować, by wesprzeć harujące matkę i siostrę. Po podstawówce nie mogła pozwolić sobie na dalszą edukację w pełnym wymiarze, skończyła technikum wieczorowe. Po dwudziestce wyszła za mąż, urodził się Dima. Szybko została wdową: mąż zginął w wypadku, w pracy.

– Choć go straciłam, to właśnie tamten okres mojego życia wspominam najlepiej – mówi dziś. Cieszyła się spokojem i stabilizacją, które, jak mówi, doceniała, mając w pamięci II wojnę światową i trudny czas odbudowy. – Co roku mogliśmy pozwolić sobie na wakacje nad morzem. Dima był dobrze ubrany. Nie żyliśmy biednie – twierdzi.

Ciężko pracowała w fabryce, a że nie mogła liczyć na wsparcie rodziny, oglądała każdy grosz. Ponieważ pracowała w warunkach zagrażających zdrowiu, w wieku 45 lat mogła przejść na emeryturę. Nigdy jednak nie odpoczęła. Ciągle gdzieś dorabiała, aż do 2014 r.

W międzyczasie syn dorósł, ożenił się, a ona doczekała się wnuka. Otrzymała mieszkanie na własność, kupiła daczę. Po latach samotności znów wzięła ślub i przez ćwierć wieku żyła razem z drugim mężem, dopóki nie dopadła go choroba; to było już po roku 2014.

Z Banderą w Donbasie

Olha jest młodsza od Anny Aleksiejewny o dwie dekady. Urodziła się w obwodzie donieckim, w Słowiańsku mieszka od wielu lat. Jej mąż był biznesmenem i dobrze się im powodziło, mogli sobie pozwolić na wyjazdy za granicę.

Jak cała jej rodzina, Olha jest dziś zadeklarowaną ukraińską patriotką, choć wcześniej przez większość życia polityka w ogóle jej nie zajmowała. Jakoś tak się złożyło, że niedługo przed pierwszym Majdanem, z lat 2004-05 (zwanym pomarańczową rewolucją), zaczęła rozmawiać z mężem o bieżących sprawach. – On sprowadził mnie na właściwy tor – śmieje się dziś.

Zajęła się aktywnością społeczną. Podczas pierwszego Majdanu popierała Wiktora Juszczenkę, który w wyborach prezydenckich konkurował z Wiktorem Janukowyczem. Trudno posądzać ją o koniunkturalizm – tych, którzy w Słowiańsku nie popieraliby wtedy publicznie Janukowycza, pochodzącego z Doniecka, była wówczas garstka. Bywało, że jej nazwisko wypisywano na murach, w towarzystwie wyzwisk.

W kolejnych latach wraz z nieliczną wciąż grupą mieszkańców organizowała spotkania, protesty czy dni upamiętnienia takich postaci z ukraińskiej historii, jak wieszcz narodowy Taras Szewczenko czy nawet Stepan Bandera, przywódca Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Słowiańsk jednak żył jakby obok, w spokoju i monotonii.

Gdy pod koniec 2013 r. w Kijowie wybuchły protesty przeciw Janukowyczowi (w międzyczasie Juszczenko zakończył kadencję, a wybory w 2010 r. wygrał właśnie Janukowycz), Olha od razu je poparła. Nawet wybrała się do stolicy, na Majdan. W lutym 2014 r. protesty przerodziły się w rewolucję, nazwaną rewolucją godności.


TU WOŁA DONIECK

MONIKA ANDRUSZEWSKA Z KIJOWA: W sieci uaktywnia się rzadko. Gdy milknie na dłużej, zaczynam się martwić. Czasem pojawia się tylko, aby dać znać, że żyje.


Anna Aleksiejewna patrzyła na to wszystko ze zgrozą. Była zadowolona z rządów Janukowycza i nie rozumiała, o co cały ten raban. Mówi, że przerażała ją ukraińska skrajna prawica, która wywoływała w niej wspomnienia z dzieciństwa.

Krzyżyk dla syna

Gdy pod koniec lutego 2014 r. Janukowycz uciekł (ostatecznie do Rosji), a w Kijowie zapanowała chwilowa euforia, Olha widziała już, że w Słowiańsku coś dzieje się nie tak. Coraz częściej dochodziło do prorosyjskich protestów. Uwagę Olhi zwróciło to, że ukraińskie flagi znikały z budynków publicznych. Ale nie spodziewała się, że może tu przyjść wojna.

Gdy Dima wraz z innymi szedł zajmować budynek milicji, Anna Aleksiejewna zwróciła się do niego: – Synku, czy twoja sprawa jest słuszna?

Odpowiedział, że tak. Wówczas zdjęła z szyi łańcuszek z krzyżykiem i oddała Dimie. Najpierw komenda milicji, potem budynek lokalnej delegatury Służby Bezpieczeństwa, a wreszcie całe miasto wpadło w ręce ludzi, którzy ogłosili, że są „donieckim pospolitym ruszeniem”.

Wtedy, już po dwóch tygodniach, Olha wraz z mężem musiała uciekać z miasta, bo, jak mówi, czatowali na nich bojownicy. Wrócili w lipcu, gdy miasto opanowała ukraińska armia.

Przez długi czas Olha nie wiedziała, że przez tych parę miesięcy jej mieszkanie zajmował Dima, częściowo winny ich biedy. Ani że Anna Aleksiejewna jest jego matką.

Jej sąsiadka pamięta te wydarzenia zupełnie inaczej.

Okupacja, ale czyja?

– Anno Aleksiejewna, a kto zajmował naszą milicję? – pyta Olha.

– To byli nasi!

– Ja panią błagam…

– To byli miejscowi, przysięgam, nasi!

– A skąd wzięli granatniki, skąd karabiny brali?

– Z komisariatu wojskowego [odpowiednik komendy uzupełnień – red.] wzięli je miejscowi i Kozacy. Nie było tu Rosjan! – Anna Aleksiejewna uderza pięścią w kanapę.

Po mieszkaniu niosą się podniesione głosy obu kobiet.

Olha twierdzi, że zdobycie Słowiańska to była zaplanowana operacja, w którą oprócz miejscowych od początku byli zaangażowani Rosjanie. Anna Aleksiejewna jest przekonana, że zajęcie miasta było przejawem samoorganizacji mieszkańców, którzy postanowili postawić się „banderowcom”. Rosjanie, którzy raz się pojawiają w relacji Anny Aleksiejewny, a innym z niej znikają, mieli – jej zdaniem – pojawić się dopiero, gdy nad Słowiańskiem zawisła groźba ze strony ukraińskich sił.

– Gdy zaczęły się sypać na nas bomby, autobusami przyjeżdżali do nas ochotnicy, żeby nas bronić – mówi Anna Aleksiejewna.

– Dlaczego przyjeżdżali, a nie bronili się u siebie, w Rosji?

– A czemu banderowcy przyjechali tutaj, a nie siedzieli u siebie?!

– Oni bronili ukraińskiej ziemi.

– Ja uważam, że tamci ochotnicy to byli Ukraińcy.

– To były kacapy z Rosji.

– To ty wymyśliłaś. Nie pytałaś ich, kim są i co oni tu robią.

Dla Olhi okres od kwietnia do lipca to była rosyjska okupacja, a 5 lipca nastąpiło wyzwolenie. Dla Anny Aleksiejewny okupacja zaczęła się wtedy, gdy dla Olhi się skończyła, i trwa do dzisiaj.

– Żyliśmy swoim życiem, a teraz okupuje nas zachodnia Ukraina – twierdzi Anna Aleksiejewna.

– Przecież żyjemy swoim życiem – mówi Olha.

– Co to za życie? W kieszeniach pusto. Nikt na nas nie zwraca uwagi. Mają nas za nic.

Współodpowiedzialność

Dziś wiemy, że w kwietniu 2014 r. takich jak Dima wspierali żołnierze rosyjskich sił specjalnych, dowodzeni przez pułkownika Igora Girkina, który został też dowódcą „pospolitego ruszenia”. Wiemy o tym także dlatego, że po latach chwalił się tym sam Girkin, oficer rosyjskiej armii. Również tym, że jako szef tzw. trójki NKWD (świadomie stosował takie historyczne określenie) osądzał i wydawał wyroki śmierci.

Po lipcu 2014 r. Anna Aleksiejewna przez trzy lata ukrywała się, omijała swoje mieszkanie. Bała się, że ktoś zrobi jej krzywdę. Przez lata nie otrzymywała przysługujących jej ulg na opłaty za media, jak prąd czy zwłaszcza gaz, który bardzo drożał. To wszystko wpędziło ją w długi i na skraj ubóstwa. – Przez dwa lata żyłam tylko o sucharach i na darowiznach od ludzi – gdy to wspomina, jej oczy zachodzą łzami.

Dima ani wnuk nie mieli pieniędzy, by jej pomóc. Próbowała opłacać czynsz i spłacać długi. Emerytury jej nie wystarczało, więc sprzedawała rzeczy z domu. Aby dostać wsparcie od państwa, poprosiła o referencje od wspólnoty mieszkaniowej, z nadzieją, że dzięki temu urzędnicy będą bardziej skorzy przyznać jej ulgi. Gdy przyszła na posiedzenie wspólnoty, Olha jako jedyna zrobiła awanturę, że „wróg narodu” nie dostanie od wspólnoty żadnego dokumentu.

– Przepracowałam w tym kraju tyle lat i jestem wrogiem narodu – dziwi się Anna Aleksiejewna. Nie może zrozumieć tego do dzisiaj.

Olha uważa, że Anna Aleksiejewna przynajmniej częściowo ponosi odpowiedzialność za wychowanie syna. – Nie nauczyła go miłości do kraju – mówi.

Anna Aleksiejewna uważa się za Ukrainkę: – Mam ukraińską duszę, ale nienawidzę tego, że ci z zachodniej Ukrainy przyszli tutaj i mówią mi, jak mam żyć.

Uważa, że tamci powinni zaakceptować, iż Donbas się różni. Przecież ona akceptuje, że zachodnia Ukraina jest inna. Dlatego popiera federalizację kraju.

Gdy Olha próbuje oponować, Anna Aleksiejewna mówi: – Jesteś taką samą banderówką, jak i oni.

Po czym zaczyna się głośno śmiać, a wkrótce śmieje się i Olha. W ich rozmowach często jest tak, że krzyki mieszają się z żartami i wzajemnymi prowokacjami.

Anna Aleksiejewna wreszcie wyprosiła potrzebne dokumenty i dostała ulgi na opłaty. Dzięki temu nareszcie trochę odżyła, choć wciąż egzystuje bardzo skromnie.

Rozmowa przy kieliszku

To było tak: gdy karty zostały już odkryte, gdy Anna i Olha wiedziały, kim jest ta druga, z czasem obie sąsiadki – jak przed wojną – zaczęły znów witać się ze sobą. Ale początkowo tak spod oka, a i „dzień dobry” było raczej burknięciem niż pozdrowieniem.

Olha potrzebowała roku, by spojrzeć na Annę Aleksiejewnę w innym świetle. – Ona jest normalną i uprzejmą babką, zawsze przychodzącą z pomocą, nie jest podła. Nie robi nic złego – mówi Olha.

Na podwórku, w altanie, mieszkańcy bloku od czasu do czasu organizują imprezy. Tak wyszło, że podczas jednej Olha i Anna Aleksiejewna usiadły obok siebie. Kieliszki były opróżniane jeden za drugim. W końcu Olha nie wytrzymała i rzuciła: – Jesteś separatystką.

– A daj spokój, wypijmy.

Wypiły. Potem rozmawiały spokojnie, ale wkrótce znów zaczęły kłócić się o politykę.

Zgodnie twierdzą, że sąsiedzi mają je za wariatki.

Od czasu tamtej imprezy częściej rozmawiają, kłócą się, śmieją do rozpuku i prowokują nawzajem.

– Ona nie strzelała. A z naszego bloku przynajmniej trzy osobą walczą po tamtej stronie. Tym, którzy wystąpili z bronią przeciw Ukrainie, nie wybaczę – mówi Olha.

A Dimie? – Nie wiem… Ale chyba nie – odpowiada.

– Myślę, że oni nie wiedzieli, na co się porywają – dodaje po chwili. – Nie spodziewali się, że dojdzie do takiego rozlewu krwi.

Na swoim miejscu

Anna Aleksiejewna szybko wybacza innym. A w oczach Olhi odkupiła się ciężką pracą. Wraz z kilkoma innymi osobami dba o ogródek przed blokiem.

Trzeba wiedzieć, że w ukraińskich miastach, nie tylko w Donbasie, ogródki to ważny element codziennej strategii przetrwania – pomiędzy blokami uprawiane są warzywa, nawet ziemniaki. To odciąża budżety domowe.

– Wydaje mi się, że pani robi tu najwięcej – mówi Olha. – Jak jest gorąco, czasem już o wpół do piątej rano zajmuje się pani grządkami, żeby zdążyć przed upałem.

Anna Aleksiejewna twierdzi, że ta praca trzyma ją przy życiu. – Jakbym tego nie robiła, to już by mnie tu nie było – powiada.

Oprowadza po ogródkach. Rośnie tu m.in. koper, czarnuszka, szczaw, fasola, papryka, chrzan. Są też kwiaty. Olha wydaje się być z ogródków nawet bardziej dumna niż Anna.

Na odchodnym Olha nie może się powstrzymać i mówi: – Chwała Ukrainie!

– Bohaterom chwała! – odpowiada Anna Aleksiejewna.

Zanim Olha zdąży się ucieszyć, że ją przekabaciła, dodaje: – Ale naszym, nie waszym. ©

Tożsamość obu bohaterek i ich bliskich została zmieniona.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego". Relacjonował wydarzenia m.in. z Afganistanu, Górskiego Karabachu, Iraku, Syrii i Ukrainy. Autor książek „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii", „Wojna, która nas zmieniła" i „Pozdrowienia z Noworosji".… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 26/2021