Samospalenie i wolność

Trudno się nie zgodzić z treścią apelu, jaki pozostał na placu Defilad, gdy pogotowie zabierało ciężko poparzonego człowieka. Skąd więc to zawstydzone, niezręczne milczenie?

23.10.2017

Czyta się kilka minut

Świeczki w miejscu próby samospalenia, Warszawa, 20 października 2017 r. / Fot. Maciej Stanik / Reporter / East News
Świeczki w miejscu próby samospalenia, Warszawa, 20 października 2017 r. / Fot. Maciej Stanik / Reporter / East News

Samospalenie mężczyzny w Warszawie kilka dni temu: cisza, jaka wokół tego zdarzenia panuje – uderzająca, jeśli zważymy, jakie błahostki potrafią wzbudzić kilkudniowe opętanie mediów tradycyjnych i społecznościowych – jest zarazem sprzeczna z naturą tego gestu, ale zrozumiała. Sprzeczna, bo sedno takiej ofiary złożonej z siebie polega przecież na budzeniu innych. Jest to akt z definicji publiczny, obliczony na rezonans i w tym sensie nie ma czegoś takiego jak nieuprawnione „wykorzystanie” polityczne ludzkiej tragedii. Ona zaistniała po to, by ją głośno nieść dalej w świat, choć sposób, w jaki się to robi, to już kwestia smaku. Każda partia i każdy działacz ma prawo głosić, że atmosfera wokół działań władzy zrobiła się tak napięta, a rewolucyjna retoryka wywiera już tak toksyczną presję, iż szczególnie wrażliwe jednostki sięgają po śmierć. I że to dlatego stoimy na granicy, kiedy trzeba powiedzieć: „stop, zatrzymajcie się, bo ludzie nie wytrzymują waszej zmiany, taka ona dobra”.

Z drugiej strony cisza jest zrozumiała i trudno, żeby było inaczej: szacunek do cudzej ofiary nakazuje powściągnąć komentowanie, co jest do danej sytuacji politycznej adekwatne, a co nie. Ludzka wrażliwość jest nienegocjowalna, jeśli ktoś ma problem, żeby zaakceptować kroki z niej wynikłe, to po prostu wypada mu siedzieć cicho, zamiast oceniać czyjąś poczytalność.

Trudno się nie zgodzić z każdym z 15 punktów wyłuszczonych w apelu, jaki pozostał na placu Defilad, gdy pogotowie zabierało ciężko poparzonego człowieka. Jest to właściwie klarownie i chłodno wyłożona lista najważniejszych nadużyć i wykroczeń władzy z punktu widzenia zasad liberalnej demokracji i państwa prawa. Czemu jednak postawa ich autora budzi w nas zakłopotanie, którego nie można łatwo zakwalifikować jako wygodną obłudę? Może dlatego, że w odróżnieniu od autorytarnych kontekstów, które od razu przychodzą na myśl, wraz z nazwiskami Palacha czy Siwca, dziś da się o tym wszystkim publicznie krzyczeć, roztrząsać, zapisywać ku pamięci, a czasem nawet przeciwdziałać i cofać. Gdyby spróbować spisać na osobnej kartce rzeczy, które obecna władza robi dla dobra wspólnego, umacniając raczej równość, a nie wolność (a jedno bez drugiego jest wydmuszką), to może tych punktów nie byłoby aż 15, ale kilka dałoby się sformułować jako niebłahą przeciwwagę.

Po zawstydzonym, niezręcznym, milczeniu widać, że w swej masie nie uważamy, by Polska była więzieniem. I to nie tylko dlatego, że jego komendant przekupił nas rozkazem, żeby w miskach było pełno, a sienniki wymieniono na świeże. Poniżej poziomu spraw dotyczących rzeczypospolitej jako całości dzieje się dużo dobra, w skali lokalnej, samorządowej, obywatelskiej i sąsiedzkiej, zupełnie poza skalą wyznaczoną przez PiS i opozycję. To między tymi ludźmi, nieuchwytnymi dla medialnych radarów, utrzymują się obszary wolności, mniej efektowne niż to, co widać na scenie państwowej, poprzerywane i niecałkowite, jednak kto wie, czy nie bardziej realne od wolności przez wielkie W, o której głoszą konstytucje i inne dokumenty, którymi ta władza, tak jak poprzednia, wyciera sobie gębę, kiedy jej wygodnie.

Poszerzanie ich obszarów, bez oglądania się na łaskawe pozwolenie rządu i jego hojne wsparcie, jest pewnie jedynym odruchem, jaki możemy uczciwie poświęcić temu człowiekowi, z którym się zgadzamy, ale którego żaden z nas nie chciałby naśladować.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 44/2017