Sami męczennicy

Mój drogi Piołunie, wiesz, co mnie szczególnie raduje w nadwiślańskim domu wariatów? Że szaleństwo wszystkim uderza tu do głów.

07.04.2014

Czyta się kilka minut

Począwszy – rzecz jasna – od pacjentów, przez pielęgniarki i pielęgniarzy, doktorów, docentów i ordynatorów, aż po komisję z resortu zdrowia, przybyłą zwizytować naszą wesołą psychuszkę. Rację mieli starożytni, gdy radzili: lekarzu, ulecz się sam! Jedną zaś z lokalnych chorób, szczególnie zaciekle atakującą nadwiślańskie umysły i dusze, jest martyrium falsum. Czyli męczeństwo fałszywe bądź też urojone.

Nie od dziś wiadomo, że cierpiętników ci u nas dostatek. A czemuż? Bo się to męczeństwo z urojenia po stokroć opłaca. Wysiłku minimum, chwały maksimum. Jeden jest wszakże warunek: byle cierpieć na serio nie trzeba było. Na szczęście z reguły wystarczy tylko o cierpieniu gadać. Byle krzyż był pluszowy, a już jeden z drugim obnażać się poczyna i ogłasza, że z cennego żywota ofiarę składa.

Jednak wydawać się mogło, że ową dyscyplinę zdominowali zawodnicy głównie z kościelnych szeregów. Czyż w moich listach, drogi Piołunie, nie kpiłem już z tych głupców, którym nawet powieka nie drgnie, gdy bez żenady przyrównują się do prześladowanych pierwszych pokoleń sług Nieprzyjaciela – do tych delikwentów kamienowanych, mieczem w poprzek szyi ciętych, głową w dół krzyżowanych, duszonych bądź topionych, rozszarpywanych przez lwy i tygrysy, palonych żywcem i przypiekanych na rozżarzonych rusztach, gotowanych w oleju? Okazuje się jednak, że i druga strona, a zatem ci, co się ogłosili forpocztą oświecenia, pogromcami czarnosecinnego katolandu – niczym się od swoich adwersarzy nie różnią.

Otóż niedawno nadwiślańskimi ulicami przeszedł Marsz Ateistów. Crème de la crème stanowiła rekonstrukcja kaźni niejakiego Łyszczyńskiego, którego ponad trzy wieki temu umęczono za traktat istnienie naszego Nieprzyjaciela negujący. Teraz w nieszczęśnika wcielił się pewien filozof i polityk, a może polityk i filozof, bo już nie wiadomo, co w jego przypadku na pierwszym miejscu stawiać. Minę miał zasępioną i strasznym naznaczoną cierpieniem – jak to tylko aktor ze szkolnego teatru zagrać umie, gdy w końcu dostaje szansę i nie musi już grać muchomora.

Wszystko to było tak paradne, że aż przypomniałem sobie, jak się to przed wiekami pięknie rozgrywało. Biskup Załuski opisywał, że imć Łyszczyńskiego sprowadzono „na miejsce stracenia i okrutnie znęcano się najpierw nad jego językiem i ustami, którymi on okrutnie występował przeciw Bogu. Potem spalono jego rękę, która była narzędziem najpotworniejszego płodu, spalono także jego papiery pełne bluźnierstw i na koniec on sam, potwór, został pochłonięty przez płomienie”.

Wytęż wzrok, drogi Piołunie, i wymień trzy szczegóły różniące los Łyszczyńskiego od losu tegoż, co się dziś za wcielenie Łyszczyńskiego uważa. A gdybyś nie dostrzegł, podpowiem. Primo: nikt jego języka obcęgami nie rwie, ale tymże językiem nasz komediant po różnych telewizjach kilka razy w tygodniu bez przeszkód obraca. Secundo: nikt jego prawicy nie smaży, tylko oną nasz mędrzec felietony pisze. O płomieniach nie wspomnę, żeby inteligencji adresata zbytnio nie obrażać...

Lata temu jeden z nadwiślańskich bardów złożył rymy o miasteczku, w którym jeden szeryf przypadał na jednego mieszkańca. Gdy rabusie napadli na bank, nikt jednak za spluwę nie chwycił. Bo trudno „rozpoznać bandytę, gdy dokoła są sami szeryfowie”. Cóż, do nas nawet i Dziki Zachód się nie umywa. Nad Wisłą nie jeden męczennik na jednego mieszkańca przypada, ale wszyscy są męczennikami! Skoro zaś wszyscy są męczennikami, jedno się już tylko nasuwa pytanie: kto u licha jest oprawcą?


TWÓJ KOCHAJĄCY STRYJ KRĘTACZ

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2014