Same zagadki

Kiedy słyszę życzenia: "zdrowia, bo to najważniejsze", wierząc w ich zacną szczerość, myślę, że się całkowicie rozmijają z treścią tamtego wydarzenia.

20.12.2010

Czyta się kilka minut

Rys. Joanna Grochocka /
Rys. Joanna Grochocka /

No i zaczyna się okres Bożego Narodzenia z naszymi pięknymi, jak się zwykło podkreślać - polskimi tradycjami. Liturgia Mszy świętych wypełniona kolędami, które często w sposób karykaturalny lub przesłodzony deformują prawdę tego święta. I będzie to trwało dłużej niż w całym Kościele powszechnym, bo u nas Boże Narodzenie musi trwać do Gromnicznej. Fragmenty Ewangelii pełne snów, aniołów i innych nieprawdopodobnych zjawisk, jak ta betlejemska gwiazda ("O gwiazdeczko, coś świeciła"), które początek chrześcijaństwa zdają się umieszczać w świecie mitu i legendy, przez co dalszy ciąg też staje się mityczny albo legendarny. Dzieci w parafialnych jasełkach przebrane za pastuszków (gdy tam pasterze byli niemytymi zbirami ex definitione nieczystymi, bo żyjącymi ze zwierzętami).

W ogóle z Bożego Narodzenia robi się historyjkę dla dzieci, a ono wcale historyjką dla dzieci nie jest. Poczynając od historii Józefa, który nagle dowiaduje się, że jego małżonka jest w ciąży. Małżeństwo wówczas miało dwie fazy. Pierwsza, niejako narzeczeństwo: młodzi (bardzo młodzi, nawet dzieci) mieszkali w domach rodzinnych, jednak byli zobowiązani do wierności. W przypadku ciąży można było niewierną oskarżyć (wówczas była po prostu kamienowana) i można było jej dać list rozwodowy - wtedy do końca życia pozostawała odepchnięta na margines, skompromitowana. Józefowi przyśnił się anioł i powiedział, co ma robić.

Te anioły w Ewangelii Dzieciństwa... Jedni z opisu Narodzenia wnoszą, że wszystko jest po prostu mitem, inni z wielkim nakładem pracy bronią historyczności każdego detalu w opisie. Kepler np. dociekał, co to była za gwiazda, która prowadziła magów ze Wschodu (skąd? Nie wiadomo...) do Betlejem.

Tymczasem jest to trudny dziś do zrozumienia opis wydarzenia historycznego i religijnego. Anioły (częste zresztą w Starym Testamencie) znaczą dane przez Boga światło zrozumienia, gwiazda zaś równie dobrze może być realnym ciałem niebieskim, jak symbolem Bożego przewodnictwa, natchnienia, oświecenia.

Lepiej się czujemy, słysząc opisany przez Łukasza historyczny kontekst wydarzenia (spis ludności w Cesarstwie, imiona rządzących) - kłopot w tym, że w 6. roku przed naszą erą (czyli w roku urodzenia Jezusa z Nazaretu) takiego spisu w dokumentach nie ma. Rozszyfrowywanie zagadki tak dokładnie opisanego w Ewangelii wydarzenia, które nie znajduje potwierdzenia w innych dokumentach, przez dziesiątki lat trapiło egzegetów. Dziś - na szczęście dla Łukasza - problem rozwiązano. Wiele wskazuje na to, że lokalny spis odbył się w Judei, stanowiąc element szerszej operacji przeprowadzonej przez cesarza Augusta, dokonującego lokalnych spisów ludności w ciągu kilku lat. Mniejsza w tej chwili o detale - ważna jest bezkrytyczna bezmyślność.

I powiedzmy sobie szczerze: pielęgnowanie polskich obyczajów często niewiele ma wspólnego z wiarą, nawet wręcz może ją zamazywać lub osłabiać, jeśli pozostaniemy na ich powierzchni rzewnej i ludowej, bez sięgnięcia głębiej.

Mnóstwo napisali uczeni o tzw. Ewangelii Dzieciństwa, my w naszych kazaniach powtarzamy opowieści zaczerpnięte często z późnych apokryfów, niejako chroniąc się przed ogromem prawdy wiary, że Bóg stał się człowiekiem. Bez tej wiary nie ma w ogóle mowy o chrześcijaństwie.

Kiedy się już przebrnie przez hermeneutykę opisu, następuje pytanie o zawarty w Bożym Narodzeniu teologiczny przekaz wiary. Ubóstwo Boga-człowieka, charakter nowego królestwa, środowisko (bardzo mizerne), które jest pierwszym adresatem, agresywny sprzeciw, który od początku Jego pojawienie się prowokuje i budzi...

Kiedy św. Franciszek rekonstruował wydarzenia tamtej nocy, sam krańcowo ubogi, odtworzył ubóstwo tamtych narodzin. Potem stopniowo ubóstwo ustąpiło miejsca naszym polukrowanym szopkom.

Przerażające było tamto Boże Narodzenie. Jeśli było miejsce na radość, to doprawdy radość eschatologiczną, radość zmartwychwstania. Przypomnijmy tu choćby tylko proroctwo starca Symeona. Nad grotą już unosił się cień krzyża.

Kiedy słyszę życzenia: "zdrowia, bo to najważniejsze", wierząc w ich zacną szczerość, myślę sobie, że się całkowicie rozmijają z treścią tamtego wydarzenia. Boże Narodzenie jest po to, byśmy - my, ludzie wiary - dowiedzieli się, co jest najważniejsze. Jeśli życie Syna Bożego w ludzkim ciele ma być dla chrześcijanina wzorem, to doprawdy: mówienie, że zdrowie jest w życiu najważniejsze, trąci kiepskim żartem.

Jedna polska tradycja ma sens niewątpliwie głębszy: przekonanie, że w noc Narodzenia bydlęta mówią ludzkim głosem. Coś w tym jest, bo Święta to dla wielu ludzi moment, w którym przynajmniej na chwilę odnajdują swoje człowieczeństwo. Wierzę, że to nie hipokryzja, bo właściwie po co?

Widziałem obchody Bożego Narodzenia w kilku krajach, wszystkie mają wspólną cechę: są traktowane jako święta dobroci, lecz trudno dociec, czy ta dobroć służy poprawie własnego samopoczucia i wizerunku, czy jest eksplozją autentycznej troski o drugich, podjęciem przykazania miłości. U nas łamiemy się opłatkiem, co ma wielką wymowę symboliczną, znaczy bowiem, że "wszyscy jednego chleba uczestnikami jesteśmy", znaczy przebaczenie, znaczy wyjście z zaklętego kręgu egoizmu.

Teraz, kiedy to piszę, dzwoni do moich drzwi biedny człowiek, Mariusz. Znam go, wiem, że jakoś sobie radzi, że od czasu do czasu się "zapada". Wtedy dzwoni do mnie i w domofonie słyszę: "to ja, Mariusz". I wiem, o co chodzi. Teraz zirytowany odpowiadam: "nie mam czasu, proszę przyjść kiedy indziej" (jestem zajęty, piszę o miłości bliźniego!). Tacy właśnie jeśli nie jesteśmy, to bywamy. Na ludzką bezradność reagujemy, kiedy mamy dobry humor, czas i nieco grosza. Szczęśliwie po chwili zdałem sobie sprawę z absurdalności mojej reakcji i mogę nie wykreślać tego wszystkiego, co napisałem wyżej.

Boże Narodzenie to święta dla chrześcijanina trudne, tym trudniejsze, że zasnute sentymentalną mgłą mającą niewiele wspólnego z Betlejem, święta uświadomienia sobie realności naszej wiary, konfrontacji z jej historycznością i z jej konsekwencjami.

W opowieści o Bożym Narodzeniu musiały się znaleźć i cudowne sny, i aniołowie, i gwiazda, wszystkie te niezwykłe elementy - bo inaczej tego się opowiedzieć nie da. Boże Narodzenie to punkt przecięcia się sacrum i profanum, wejście Boga w rzeczywistość ziemską, która od tej pory, pozostając ziemską, staje się miejscem obecności Boga "po wszystkie dni aż do skończenia świata". I tego nie da się zrozumieć...

Drodzy Czytelnicy, Współpracownicy, Koledzy, Przyjaciele, łamiąc się opłatkiem, życzę, aby było w Waszym życiu wiele cudownych snów, aniołów i mędrców. By światło tamtej Nocy rozjaśniało Wasze noce i byśmy umieli na wszystkie trudne i bolesne sprawy patrzeć w perspektywie i blasku tamtej Nocy Betlejemskiej. Pokój wam.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 52/2010