Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ich zwieńczeniem była Eucharystia sprawowana na placu św. Piotra w Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa. Papież mówił przez ok. 20 minut – i to o rzeczach bardzo istotnych. Nie tylko dla 6 tys. koncelebrujących księży. I nie wyłącznie dla księży. Mówił o rzeczach ważnych dla całego Kościoła.
Punktem wyjścia uczynił Jezusowy logion: gdzie skarb twój, tam będzie i serce twoje (por. Łk 12, 34). Gdzie jest twoje serce? – pytał każdego z nas Franciszek. Serce Jezusa jest tam, gdzie Jego „skarb” – to znaczy przy Ojcu i przy nas. Ale gdzie jest nasze serce? Czy potrafimy uczciwie nazwać te swoje „skarby”, które trzymają nas z dala od Chrystusa? Pytanie o serce – mówił papież – jest ważniejsze od pytania, ile i co robimy dla Kościoła. Od jakiejkolwiek naszej aktywności ważniejszy jest stan naszej osobistej relacji z Jezusem! Co nas z Nim łączy? Kim On jest dla naszego serca, nie tylko dla intelektu?
Dopiero znając odpowiedź na to pytanie, można zadawać sobie następne. A te mają charakter pastoralny. Co znaczy być pasterzem według Serca Jezusowego? – pytał Franciszek. Jaki jest pasterski/pastoralny „program” Jezusa? Można go zebrać w trzech słowach: „wyjść – włączyć – ucieszyć się”!
Przyjrzyjmy się im. Aby „wyjść”, trzeba po pierwsze przestać myśleć wyłącznie o sobie i o swojej wspólnocie, którą znam i w której mi dobrze: zobaczyć cel Kościoła poza nim. Po drugie: trzeba zaryzykować! Kto boi się ryzyka, kto ponad wszystko ceni sobie spokój i jakąkolwiek, ale stabilizację – nie wyjdzie. W wyjściu kryje się ryzyko porażki, fiaska, niezrozumienia, krytyki, może nawet odrzucenia i poranienia. W wyjściu może nas spotkać to, co spotkało Jezusa. Ale On uczynił wychodzenie swoim stylem bycia: nie pozwolił się zamknąć w żadnych granicach. Potrafił przekraczać wszystkie – religijne, obyczajowe, społeczne, polityczne, majątkowe itd.
„Włączyć” – bo taki jest cel wyjścia ku komukolwiek, kto w jakimś sensie pozostaje na zewnątrz. Nie wychodzisz przecież ku niemu po to, żeby go osądzić i potępić. Nie po to, by mu triumfalnie i z satysfakcją ogłosić ekskomunikę – nawet latae sententiae… Przeciwnie, wychodzisz ku wykluczonemu i temu, który trzyma się z dala i ma dystans do Kościoła – by go zaprosić do środka, i by mu „towarzyszyć” (to dzisiaj jedno ze słów podniesionych do rangi klucza) na nierzadko długiej drodze do pełnej komunii. Niczego nie udając, niczego nie przeskakując, niczego nie banalizując czy przemilczając. Włączyć – pokazując każdemu możliwe obszary jego zaangażowania i odpowiedzialności, i przekonując go, że bez niego będziemy w tej wspólnocie niepełnosprawni – że jego udział jest dla nas konieczny i bezcenny.
Wtedy też w pełnej prawdzie i bez udawania możemy „ucieszyć się” – czyli przeżyć radość Ewangelii, zasiąść do uczty wystawionej przez Ojca (por. Łk 15). Podzielić Jego większą radość. Jeszcze raz odkryć, że człowiek nie jest „problemem”, lecz „szansą”. Oby nie zmarnowaną. ©