Rozsądni przetrwają

Kryzys najpierw uderzył w giełdę i fundusze inwestycyjne. Potem przyszedł czas na tych, którzy spłacają kredyty w obcych walutach. A przed nami kłopoty małych firm z pozyskaniem pieniędzy na inwestycje. Jak z tym wszystkim sobie poradzić?

25.03.2009

Czyta się kilka minut

Jeszcze pół roku temu, tuż przed upadkiem amerykańskiego banku inwestycyjnego Lehman Brothers, wielu przedstawicieli rządu i ekonomistów zapewniało, że Polska jest "bezpieczną wyspą", której żaden kryzys finansowy niestraszny. Dzisiaj już nikt nie pokusiłby się o podobne stwierdzenia. Kurs polskiej waluty waha się bowiem jak nigdy dotąd, na giełdzie nie widać poprawy nastrojów, a sytuację pogarszają informacje o stratach poniesionych przez firmy na tzw. opcjach walutowych.

Kredyty rosną, a ceny mieszkań spadają

Ponad 800 tys. Polaków, którzy w ostatnich latach zaciągnęli kredyty hipoteczne we frankach szwajcarskich, z niepokojem śledzi notowania złotego, bo to od nich zależy wysokość raty, którą spłacają. Najprościej mówiąc, im słabsza polska waluta, tym zobowiązania wyższe. Od lipca ubiegłego roku złoty stracił do euro i franka szwajcarskiego około 30 proc. Gdyby nie obniżka stóp procentowych w Szwajcarii, sytuacja kredytobiorców mogłaby być jeszcze gorsza. W najgorszej sytuacj są ci,którzy kupowały mieszkania na kredyt mniej więcej w połowie ubiegłego roku. Wówczas złoty był najsilniejszy, a ceny nieruchomości najwyższe. Przyjmijmy, że w lipcu ubiegłego roku klient banku zaciągnął 400 tys. zł kredytu bez wkładu własnego w szwajcarskiej walucie, przy kursie 2,20 zł za franka. Pożyczył więc od banku prawie 182 tys. franków. Po kilku miesiącach rozpoczął się w Polsce kryzys. Ceny nieruchomości oraz złoty zaczęły spadać - w lutym za franka trzeba było zapłacić ponad 3 zł. A to w praktyce oznacza, że wartość zadłużenia klienta, zamiast się zmniejszać, wzrosła o ok. 200 tys. zł!

O ile może on sobie jakoś poradzić ze wzrostem raty, to pojawia się o wiele poważniejszy problem: jego kredyt wzrósł do 600 tys. zł, a wartość nieruchomości spadła - można założyć, że do ok. 350 tys. zł. W takiej sytuacji klient powinien zapomnieć o ewentualnej sprzedaży nieruchomości - pojawia się bowiem różnica w wysokości 250 tys. zł, o którą bank wkrótce może się upomnieć.

- Spodziewam się, że banki zaczną żądać od klientów dodatkowych zabezpieczeń kredytów. Dużo zależy od podpisanych umów, ale niestety najczęściej mają do tego prawo - mówi dr Andrzej Sucholiński, ekonomista z Wyższej Szkoły Bankowej we Wrocławiu. Trudno się jednak spodziewać, by bank kazał klientowi zastawiać inną nieruchomość bądź samochód. Dlatego zdaniem Sucholińskiego najprawdopodobniej skończy się na tym, że część klientów będzie musiała poszukać poręczycieli kredytów albo kupić dodatkowe ubezpieczenia, co rzecz jasna podniesie wysokość spłacanych rat.

Spróbuj zawiesić spłaty

Statystyki pokazują, że kredyty hipoteczne są w tej chwili najrzetelniej spłacanymi przez Polaków zobowiązaniami. Liczba "złych długów" w tego typu kredytach nie przekracza 1 proc. - To dlatego, że osoby, które mają problemy finansowe, zawsze w pierwszej kolejności rezygnują ze spłaty rat szybkich pożyczek, kart kredytowych, rachunków za telefon, a dopiero potem rat hipotecznych - podkreśla Michał Macierzyński, analityk portalu Bankier.pl. Ale sytuacja się zmienia. Coraz więcej bowiem osób przestaje radzić sobie ze spłatą tych rat, np. z powodu utraty pracy. Co więc zrobić, gdy już nie mogą dłużej zaciskać pasa? Warto wówczas "odkurzyć" umowę i zobaczyć, jakie są możliwości zawieszenia spłat kredytu. Większość banków jeszcze rok temu oferowała nowym klientom tzw. "wakacje kredytowe". Oznacza to tyle, że w czasie całego okresu kredytowania można raz lub dwa zawiesić spłaty na około pół roku. W grę najczęściej wchodzi zawieszenie spłat rat kapitałowych, więc kilkaset złotych odsetek i tak co miesiąc trzeba będzie odprowadzać do banku.

Jeśli nowy kredyt, to tylko w złotych

Problemu z wyborem waluty nie będą raczej mieć osoby, które dopiero zamierzają teraz kupić mieszkanie na kredyt. Banki praktycznie zakręciły kurki z kredytami frankowymi. Tylko nieliczne, jak Deutsche Bank czy BZ WBK, udzielają ich osobom z dochodami powyżej 10 tys. zł netto miesięcznie. Wysokie marże sprawiają jednak, że nie są one już tak atrakcyjne jak rok czy dwa lata temu.

Dlatego dla większości nowych kredyto­biorców pozostają dzisiaj praktycznie tylko kredyty w złotych, co wcale nie jest takie złe. Spadające stopy procentowe w Polsce powodują bowiem, że ich oprocentowanie staje się niższe, a z drugiej strony - co warto podkreślić - rośnie zdolność kredytowa klientów. Na przykład trzyosobowa rodzina z dochodem 3,5 tys. zł netto miesięcznie jeszcze przed początkiem ubiegłorocznej serii obniżek stóp procentowych mogła pozwolić sobie na kredyt w wysokości około 250 tys. zł. Dzisiaj może starać się już nawet o 290 tys. zł, co w praktyce oznacza możliwość kupna większego mieszkania.

To nie wszystko. Gdy ta sama rodzina zdecyduje się na kredyt złotowy z dopłatą z budżetu państwa w ramach rządowego programu "Rodzina na swoim", to przez osiem lat może płacić raty niższe nawet o połowę i zaoszczędzić kilkadziesiąt tysięcy złotych. Szczegóły programu i listę banków, które w nim uczestniczą, można np. znaleźć na stronie Banku Gospodarstwa Krajowego (www.bgk.pl).

Spóźniony refleks nadzoru finansowego

Jest jeszcze jedna dobra wiadomość dla osób, które już spłacają kredyty we frankach bądź - licząc na cud - zamierzają je dopiero zaciągnąć. 1 lipca wejdą w życie przepisy wprowadzone przez Komisję Nadzoru Finansowego, które umożliwią spłacanie zobowiązań walutą kupioną np. w kantorze. Gdzie ta korzyść? Chodzi tu o tzw. spready, czyli de facto ukryte opłaty stosowane przez banki przy spłacie rat. Banki przeliczają je bowiem z franka po kursie wyższym od rynkowego, a także kantorowego, co może podnieść miesięczną ratę o kilkadziesiąt, a nawet kilkaset złotych.

Tymczasem w lipcu klienci, którzy już spłacają zobowiązania, będą mogli zdecydować, że od danego dnia będą spłacać kredyty frankami, np. kupowanymi w kantorach. To dość dobre rozwiązanie, bo można założyć, że ­spready kantorowe pozostaną niższe od bankowych.

Z kolei już od 1 kwietnia banki będą miały większe obowiązki informacyjne wobec klientów. Każdemu, kto będzie chciał zaciągnąć kredyt hipoteczny, doradca będzie musiał dokładnie pokazać, jak zmienią się raty pod wpływem zmian kursu walutowego, stóp procentowych itd. Do tego banki będą musiały stosować jednakowe tablice kursowe dla transakcji kredytowych, jak i dla wszystkich innych. I choć trudno to sobie wyobrazić, do tej pory nie zawsze tak było. Szkoda tylko, że KNF wprowadza nowe przepisy o rok za późno, gdy kredyty walutowe zamarły, a wiele osób nie uchroni się już przed pazernością banków.

Na razie tylko lokaty

Kolejka tych, którzy mają za złe nadzorowi finansowemu, że zawczasu nie ustrzegł ich przed kłopotami, może być znacznie dłuższa. Obok kredytobiorców to również niedoświadczeni inwestorzy, którzy "na samej górce" masowo nieśli pieniądze do funduszy inwestycyjnych - głównie tych lokujących środki w akcjach. Jeżeli do dzisiaj nie wycofali oni swoich pieniędzy, mają nawet 60-70 proc. straty. Wiele wskazuje na to, że większość spadków na giełdzie już za nami, dlatego wycofanie pieniędzy teraz byłoby dość nierozsądne, bo jest na to po prostu za późno. Z drugiej strony, nie ma się co łudzić - odrobienie strat, nawet przy założeniu optymistycznego wariantu szybkiego wyjścia z kryzysu, zajmie przynajmniej kilka lat.

A być może jest już czas, żeby kupować jednostki funduszy w "promocyjnych cenach". Zdaniem Grzegorza Mielcarka, doradcy inwestycyjnego z Investors TFI, należy robić to bardzo ostrożnie. - W najbliższych miesiącach trzeba postawić przede wszystkim na bezpieczeństwo środków - podkreśla.

Stąd też bardzo duża popularność bankowych lokat. Chociaż ich oprocentowanie w większości banków spada wraz z obniżkami stóp procentowych, to tylko od początku roku Polacy ulokowali w nich ponad 17 mld zł. Chcąc bezpiecznie zainwestować środki na okres dłuższy niż kilka miesięcy, warto pomyśleć również o obligacjach Skarbu Państwa bądź tzw. polisolokatach. Zaletą tych drugich jest to, że ponieważ są "opakowane" w polisę ubezpieczeniową, od zysków nie płaci się 19-proc. tzw. podatku Belki.

Problemy funduszy

Jak pokazały ostatnie tygodnie, osoby oszczędzające pieniądze w funduszach inwestycyjnych muszą się liczyć ze scenariuszem, w którym Towarzystwa Funduszy Inwestycyjnych mogą zawieszać możliwość wypłacania środków. Tak stało się niedawno z funduszami zarządzanymi przez DWS TFI, które na kilka dni wstrzymało wypłaty pieniędzy klientom. To pierwszy taki przypadek w kilkunastoletniej historii funduszy w Polsce. Wcześniej zdarzało się tylko, że szturmowane przez klientów fundusze małych i średnich spółek w okresie największej popularności czasowo zawieszały możliwość wpłacania środków.

DWS swoją decyzję tłumaczyło niemożliwością wiarygodnej wyceny niektórych instrumentów, a tym samym jednostek funduszy. Czy takie sytuacje mogą się powtórzyć w innych TFI? Według Katarzyny Siwek, głównej analityk firmy doradczej Expander, to niewykluczone. - Na dzisiejszym rynku niektórym funduszom może być trudno wycenić niektóre instrumenty, a tym ­samym jednostki uczestnictwa - przyznaje. Jednak, jak dodaje, w takiej sytuacji klienci nie powinni panikować. Fundusze mają bowiem prawo zawieszać transakcje na okres nie dłuższy niż dwa tygodnie. Przedłużenie tego terminu wymaga zgody nadzoru finansowego. W tej chwili trudno jednak wyobrazić sobie taką sytuację. Mogłaby ona bowiem spowodować panikę na i tak bardzo już trudnym rynku funduszy.

Kto był rozsądny, ten przetrwa

Na brak problemów z pewnością w najbliższych miesiącach nie będą mogli również narzekać właściciele małych i średnich firm. Nawet jeżeli nie ponieśli oni strat na opcjach walutowych, to i tak obecnie mogą mieć duże problemy z bankami. Te jak ognia boją się teraz udzielać przedsiębiorstwom kredytów. - Trudno jest im ocenić, jak spowolnienie gospodarcze wpłynie na kondycję firm. Nie wiadomo, czy podmiot, któremu udzielą kredytu, za kilka tygodni nie zbankrutuje - mówi dr Andrzej Sucholiński.

Jego zdaniem, jedyne, co w takiej sytuacji mogą zrobić właściciele małych firm, to czekać, aż rząd wprowadzi wreszcie zapowiadane państwowe gwarancje i poręczenia na kredyty dla firm. - Takie rozwiązanie powinno wejść w życie, choć z różnymi obostrzeniami. Państwo nie może przecież ratować firm, które nierozsądnie inwestowały i teraz nie mają szans na przetrwanie. Chodzi o to, by pomóc tym, którzy chcą się rozwijać - podkreśla Sucholiński.

Kryzys przetrwają zapewne firmy, które w okresie dobrej koniunktury potrafiły oszczędzać i teraz mają pieniądze. Widać to w danych Narodowego Banku Polskiego. Od początku roku wartość depozytów przedsiębiorstw spadła o ponad 7 mld zł, co oznacza, że firmy zaczęły wykorzystywać swoje zapasy gotówki.

Przeczekać kryzys

Najbliższe miesiące pokażą, jak bardzo kryzys finansowy przełoży się na sferę realnej gospodarki. Kilkunastoprocentowe spadki produkcji przemysłowej z pewnością nie wróżą nic dobrego. Dlatego można spodziewać się bankructw firm, wzrostu bezrobocia i coraz większych problemów kredytobiorców.

Pozostaje mieć jednak nadzieję, że taka sytuacja nie potrwa długo, a wiele osób nauczy się, że w lepszych czasach nie należy żyć tylko na kredyt, ale również oszczędzać.

Łukasz Pałka jest dziennikarzem działu ekonomicznego dziennika "Polska The Times".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2009

Artykuł pochodzi z dodatku „Ucho igielne (13/2009)