Rozpacz w zawieszeniu

Surowość i prostota aspirowały kiedyś do bycia normą etyczną - uważa Tony Judt. Były fundamentem dla moralnej ważkości. Dziś jednak stały się towarem deficytowym.

27.07.2010

Czyta się kilka minut

Przychodzi noc... Leżę okutany, niedowidzący, nieruchomy jak współczesna mumia, samotny w więzieniu mego ciała, za towarzystwo mając jedynie swe myśli... Budzę się w dokładnie tej samej pozycji, tym samym nastroju, w stanie zawieszonej rozpaczy, w jakich się kładłem" - napisał w eseju "Noc", w którym z przejmującą precyzją - w sposób szczery i plastyczny, ale stroniący od taniej ckliwości czy egzaltacji - opowiada o chorobie i swoich z nią zmaganiach.

We wrześniu 2008 r. Tony Judt, pisarz, historyk, profesor Uniwersytetu Nowojorskiego, dowiedział się, że cierpi na nieuleczalną chorobę Lou Gerigha. ALS, czyli stwardnienie zanikowe boczne, polega na stopniowym paraliżu neuronów odpowiedzialnych za ruchy mięśni. Chory nie odczuwa fizycznego bólu i zachowuje pełną sprawność intelektualną, stopniowo traci jednak zdolność do poruszania kończynami, potem także samodzielnego trawienia, oddychania i mówienia.

"Niczym film, przewijam moje życie, myśli, marzenia, to, co pamiętam i co zostało przez pamięć zniekształcone, aż natrafię na wydarzenie, ludzi czy historie, które pomogą mi wyprowadzić umysł z będącego więzieniem ciała". Ukochane szwajcarskie Alpy; zapach ryb w porcie Boulogne; pierwsza zamówiona w Ameryce pizza - kilkakrotnie większa, niż się spodziewał.

Efektem owych mentalnych wędrówek - mówi, że to jego "technologia przetrwania" - jest seria przejmujących esejów, które od kilku miesięcy Judt publikuje na łamach "New York Review of Books". Stanowią swego rodzaju pamiętnik - intelektualne, emocjonalne i zmysłowe sprawozdanie; próbę odpowiedzi na pytania: kim jestem? Co mnie ukształtowało? Co stanowi moje sedno?

Człowiek z myślnikiem

"Ciepła kąpiel pod nazwą tożsamość zawsze była mi niemiła" - pisze w eseju "Ludzie na krawędzi", w którym dystansuje się od współczesnych, często jego zdaniem jałowych dyskusji o płci, rasie, orientacji seksualnej czy politycznych etykietkach. "Wychowałem się w Anglii, angielski jest językiem, w którym myślę i piszę... Znam ten kraj dobrze, podzielam nawet niektóre jego przesądy i predylekcje. Ale kiedy myślę czy mówię o Anglikach, instynktownie używam trzeciej osoby. Nie identyfikuję się z nimi".

Podobnie rzecz ma się z żydowskimi korzeniami. Choć zawsze był z nich dumny - jako kilkunastoletni chłopak pracował w kibucu, a potem zaciągnął się do izraelskiej armii - uważa się za antysyjonistę i nie waha się ostro krytykować polityki Izraela. Nie po drodze mu też często z amerykańskimi Żydami, których znajomość własnych korzeni często jest jego zdaniem powierzchowna i którzy nie potrafią się samookreślić bez odwoływania do martyrologii, a nawet jej nadużywania.

Dlaczego zatem zdecydował się na emigrację do Ameryki? "Dla rozczarowanych Europejczyków jej sprzeczności i osobliwości są bardzo pociągające. To stary-nowy kraj, który nieustannie na nowo się odkrywa (często kosztem innych): imperium otulone mitami epoki przedindustrialnej, niebezpieczne i niewinne zarazem". Właśnie w Ameryce, bardziej niż gdzie indziej, Judt czuje się Europejczykiem. To kraj dla takich jak on - "ludzi z myślnikiem"; by ich opisać czy zdefiniować, potrzeba na ogół kilku rzeczowników lub przymiotników.

Nie bez dozy satysfakcji czy dumy zauważa, że należy do plemienia ludzi, którzy najlepiej czują się na krawędziach i pograniczach - muszą godzić wiele różnych sprzeczności, nierzadko wadzą się sami ze sobą, trudno im znaleźć miejsce. "Być może powinienem szukać schronienia pod wygodnym parasolem »kosmopolity bez korzeni«. Ale to również wydaje mi się zbyt mało precyzyjne, zbyt pojemne i zadufane w swej ambicji. W żadnym wypadku nie jestem kimś pozbawionym korzeni, wręcz przeciwnie, jestem głęboko zakorzeniony w wielu różnych, odrębnych od siebie nawzajem tradycjach".

Oszczędność

Bez wątpienia okoliczności, w których Judt dokonuje owego podsumowania, sprawiają, że jest to przejmująca lektura. Ale fascynuje również to, jak szeroko zarzuca swoją sieć autor, usiłując wyłowić to, co było w jego życiu najważniejsze: od potraw gotowanych w dzieciństwie przez babkę po lekcje tańca, na które zapisali się z przyjacielem (choć wokół szalała seksualna rewolucja, nadal byli nieśmiali wobec kobiet). Czytelnik nie ma wątpliwości, że potrafił czerpać z życia pełną garścią. I że ma poczucie humoru.

Judt opowiada, jak próbując się uporać z kryzysem wieku średniego, nabył niewielki samouczek i zabrał się za naukę czeskiego. Opisuje, jak znalazłszy się w Cambridge z trudem przyzwyczajał się do tego, że w akademiku jego łóżko ścieli służąca, i co się stało, gdy pewnego ranka znalazła go w kałuży wymiotów. Z rozrzewnieniem wspomina nauczyciela niemieckiego ze szkoły średniej - kostycznego, zimnego mężczyznę, który bez wahania informował swych uczniów, że są debilami. We współczesnej szkole, gdzie wszyscy są za wszystko chwaleni, nie przetrwałby on ani godziny - zauważa Judt, który sam naraził się na zarzuty o "dyskryminację" i "seksizm", gdy nie przyjął na swoje seminarium kilku nowojorskich studentek (nie mogły uwierzyć, że o decyzji przesądziły li tylko ich walory intelektualne, a ściślej rzecz biorąc ich niedobór).

"Ojciec wychował się w biedzie" - wyjaśniają swym amerykańskim kolegom synowie Judta, gdy ten nawołuje, by gasić światło, nie wyrzucać resztek jedzenia i reperować zepsute sprzęty. "Nieprawda" - protestuje i tłumaczy, że ubóstwo to nie to samo co prostota czy powściągliwość. W eseju opatrzonym takim właśnie tytułem ("Austerity") przyznaje, że dzieciństwo w powojennej Anglii - gdzie żywność była racjonowana, a wydatki na zaspokojenie najbardziej podstawowych potrzeb niemal w całości pochłaniały zarobki większości rodzin - wykształciło w nim wiele przyzwyczajeń, które bynajmniej nie ograniczają się tylko do sfery materialnej.

Judt wspomina reakcję swojego 12-letniego syna, który po raz pierwszy obejrzał z nim "Czterysta batów" FranÇois Truffauta. Przyzwyczajony do gwiezdnych wojen i avatarów chłopiec był pod wrażeniem powściągliwości reżysera - z trudem mógł uwierzyć, że przy użyciu tak skromnych środków tak wiele zdołał powiedzieć. Przyznając nastolatkowi rację, Judt zauważa, że dzisiejsze kino czy sztuka postępują odwrotnie: "Uciekamy się do tak wielkiego bogactwa środków, po to tylko, by zamaskować, jak bardzo mizerne są to produkty. Podobnie dzieje się w polityce - bezustanny jazgot i pozująca na elokwencję retoryka maskuje li tylko ziewającą pustkę".

Owa mizeria, pustka i jazgot bardzo go niepokoją. Surowość i prostota aspirowały kiedyś do bycia normą etyczną, zauważa. Były fundamentem dla moralnej ważkości, którą niczym pornografię trudno zdefiniować, ale którą człowiek od razu rozpoznaje, gdy ją zobaczy. Dziś jednak zobaczyć ją coraz trudniej. Stała się towarem deficytowym.

Egoistyczny język

Właśnie owemu deficytowi moralnej ważkości poświęcił wydaną wiosną książkę "Ill Fares the Land" ("Źle się dzieje w kraju"). Zadedykowana synom, a adresowana, jak pisze w przedmowie, do młodych ludzi po obu stronach Atlantyku, dotyczy kryzysu, w jakim zdaniem Judta w krajach Zachodu znalazło się życie zbiorowe i wspólnota. "Straciliśmy zdolność do myślenia o państwie jako czymś pozytywnym... W ciągu minionych trzech dekad z egoistycznego zaspokajania potrzeb materialnych uczyniliśmy cnotę. Wiemy, ile co kosztuje, ale nie mamy pojęcia, jaką ma wartość. Oceniając jakieś orzeczenie sądu czy decyzję legislacyjną nie pytamy: czy jest dobra? Czy jest sensowna? Czy jest sprawiedliwa? Czy jest słuszna? Czy przyczyni się do budowania lepszego społeczeństwa i lepszego świata?".

Współczesną polityką - zdaniem Judta - niemal całkowicie zawładnęła ekonomia. Na najważniejsze pytania poszukujemy dziś odpowiedzi, analizując wzrost lub spadek PKB. Liczy się przede wszystkim efektywność i wydajność. W imię owej wydajności zachodnie gospodarki ochoczo prywatyzują wszystko, co nierentowne: szpitale, koleje, autobusy, wodociągi, linie energetyczne, usługi pocztowe. Stan państwowej kasy zostaje na chwilę podreperowany. Prywatni inwestorzy wprowadzają usprawnienia: szpitale oszczędzają, pociągi omijają małe miasteczka, w wioskach zamyka się urzędy pocztowe. Czy rzeczywiście jest to zysk? Wszystko zależy od definicji. Czy zmianą na lepsze są pogłębiające się nierówności w dostępie do edukacji? Pojawiające się coraz częściej w "dobrych" dzielnicach ogrodzenia wokół osiedli mieszkaniowych? Coraz większa przepaść dzieląca biednych od bogatych? Judt nie ma wątpliwości, że wszystkie prowadzą do dezintegracji wspólnot. To zaś pociąga za sobą cały szereg negatywnych zjawisk: wzrost przestępczości i liczby samobójstw, liczne patologie, zwiększenie zachorowalności na choroby cywilizacyjne czy psychiczne, zmniejszenie społecznej mobilności.

Dlaczego dziś nawet nie potrafimy sobie WYOBRAZIĆ, że mogłoby być inaczej - pyta Judt. Jego zdaniem współczesna lewica nie potrafi zadawać właściwych pytań. Ogranicza się do bardzo wąskiego - ekonomicznego - postrzegania spraw. Konieczne jest uwzględnienie uwarunkowań etycznych i społecznych: "Intuicyjnie wiemy, czym jest niesprawiedliwość, nieuczciwość, nierówność, amoralność. Zapomnieliśmy tylko, jak o nich rozmawiać".

Owa skłonność do unikania "moralnych" pytań czy rozważań sprawia, iż przestrzeń publiczna zostaje zredukowana do centrum handlowego, a jej uczestnicy, obywatele, stają się

li tylko konsumentami, pisze Judt w rozdziale zatytułowanym "Nieznośna lekkość polityki". Kiedyś rozczarowani i sfrustrowani młodzi ludzie chcieli obalać system - zauważa. Dziś nikt nie ma nawet pojęcia, jak się do tego zabrać i czym można by go zastąpić. Nawet zresztą gdyby istniały alternatywy, najprawdopodobniej nie byłoby chętnych, by się tym zająć.

Ale to dobrze ? uważa sceptyk-historyk, który przez większą część swego życia próbował zrozumieć faszyzm, marksizm, komunizm. "Nawet jeśli niczego innego wiek XX nas nie nauczył, powinniśmy przynajmniej wiedzieć, że im bardziej dalekosiężna jest odpowiedź, tym tragiczniejsze mogą być jej konsekwencje. Powolne, drobne zmiany w odpowiednich momentach to najlepsze, na co możemy liczyć i do czego powinniśmy dążyć".

Ważkość. Oszczędność. Dużo myślników. Zawieszona rozpacz. Czy jest jakieś wyjście? Tony Judt mówi o tym w wywiadzie dla "Tygodnika".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1969. Reperterka, fotografka, była korespondentka Tygodnika w USA. Autorka książki „Nowy Jork. Od Mannahaty do Ground Zero” (2013). Od 2014 mieszka w Tokio. Prowadzi dziennik japoński na stronie magdarittenhouse.com. Instagram: @magdarittenhouse.

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2010