Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zgoda: sarkazm powyższego zdania jest raczej kiepskiej jakości, ale „Pomniejszenie” zalicza się w kinie do tych nieszczęsnych przypadków, kiedy wychodząc od świetnego pomysłu i nadmuchując zbytnio ambicje, wytraca się cały potencjał.
Sam pomysł ze zmniejszaniem ludzi jest stary jak sama ludzkość. W ludowych przekazach różnych kultur roi się od rozmaitych Tomciów Paluchów, a przygody Guliwera czy Alicji w Krainie Czarów dopisały do tego motywu rozmaite konteksty symboliczne. Kino, bazując na efektach specjalnych, chętnie wydobywa z pomniejszania jego komiczny charakter, by przywołać tylko filmy w rodzaju „Kochanie, zmniejszyłem dzieciaki” czy rodzimy „Kingsajz”. Ten ostatni tytuł okazał się zresztą czymś więcej niż pikantno-żartobliwą powiastką fantasy: kiedy trafił na ekrany w 1988 r., doszukiwano się w nim grubych politycznych aluzji. Payne również celuje w dystopię krytyczną wobec dnia dzisiejszego. Oto w świecie niedalekiej przyszłości pojawia się technologia pozwalająca ludziom zmniejszyć się do rozmiarów dwunastocentymetrowej lalki.
Z początku twórcy eksperymentu podkreślają przede wszystkim jego dobroczynny wpływ na środowisko naturalne – trzydziestu sześciu pomniejszonych osobników w ciągu czterech lat gromadzi odpady, które zmieszczą się w jednym worku. Jednak marzenia o zrównoważonym rozwoju planety okazują się przykrywką dla pragnień znacznie bardziej egoistycznych. Kiedy skromny fizjoterapeuta Paul z Omahy (gra go przekonująco nijaki Matt Damon) decyduje się wraz z żoną poddać zabiegowi miniaturyzacji, myśli przede wszystkim o podniesieniu standardu życia. Kolonia zwana Leisurelandem, przypominająca podrasowaną wizualizację z katalogu firmy deweloperskiej, to spełniony sen o beztrosce i luksusie. I tylko spotkany w knajpie pijak zapyta Paula całkiem trzeźwo, jakie mogą być prawdziwe koszty zamieszkiwania w ziemskim raju.
Twórca „Spadkobierców” i „Nebraski” chciałby być w swym najnowszym filmie takim właśnie filozofującym pijakiem, który tonem trochę zawadiackim, a trochę namaszczonym pyta o konsekwencje inżynierii społecznej. Ale także o zachłyśnięcie konsumpcją, granice biowładzy, kłamstwo utopii, współczesne migracje i wreszcie – o współczesną definicję szczęścia. Bo choć powstawaniu nowego człowieka towarzyszy zza kadru figlarna muzyka, od początku kryje się w tym wszystkim nuta autentycznej grozy.
Klinika specjalizująca się w pomniejszaniu jako żywo przypomina farmę ludzi. Procedury przejścia w inny „rozmiar” rzeczywistości mają w sobie coś z podstępnych turbokapitalistycznych socjotechnik, zaś idealny świat Leisurelandu szybko odsłania przed bohaterem swój ciemny rewers, stając się karykaturą dobrze znanego nam świata. Okazuje się, że pomniejszenie może być równie dobrze wybawieniem, co i formą przemocy.
Niestety Payne konstruuje swoje diagnozy chętniej sięgając po siekierkę niż skalpel i nawet przejście bohatera ze sterylnej bańki na ciemne zaplecza Leisurelandu nie usprawiedliwia takiego wyboru narzędzi. Druga połowa filmu, któremu również przydałoby się „pomniejszenie” przynajmniej o 20 minut, wprowadza do akcji nowe postacie, m.in. ekscentrycznego sąsiada Dusana (w tej roli parodiujący samego siebie Christoph Waltz) czy okaleczoną wietnamską dysydentkę (Hong Chau), a wraz z nimi nie najlepiej pomyślane zwroty akcji i gatunkowe przewrotki. Apokaliptyczna przypowieść o końcu rodzaju ludzkiego zamienia się w tępą satyrę na zachodnią cywilizację, a futurystyczny body horror w mdły melodramat. Dowiadujemy się też, że jedyny dla ludzkości ratunek znajduje się bardzo daleko od Ameryki, schowany głęboko gdzieś pośród norweskich fiordów, choć tak naprawdę – jak głosi Payne z narastającym patosem – tylko miłość, czyli poświęcenie siebie dla drugiego człowieka, jest w stanie ocalić świat.
W „Pomniejszeniu” pytania o przyszłość ludzkości wybrzmiewają więc cokolwiek głucho. Zawiódł Payne przede wszystkim jako współscenarzysta, mnożąc na ekranie już dawno oswojone przestrogi, kosztem swojej słynnej ironii. Jej przebłyski widać chociażby w scenie przebudzenia Paula po operacji czy podpisywania przez ludzką miniaturkę pełnowymiarowych papierów rozwodowych. Ale reżyser przeprowadza swój wywód również za cenę zwykłej wiarygodności, której potrzebuje przecież każdy, nawet najbardziej umowny czy najbardziej utopijny świat przedstawiony, by stać się na moment naszym światem.
Film, ze względu na ważkość podejmowanych problemów, mógł odegrać podobną rolę co dwie dekady temu „Truman Show”. Bo kto powiedział, że mistrzowie filmowej kameralistyki nie sprawdzają się w wysokobudżetowych hybrydach gatunkowych będących wielką metaforą kondycji ludzkiej? Jeśli jednak nakręcone w 2004 r. „Bezdroża” można było nazwać wielkim małym filmem, w tym przypadku należałoby przestawić kolejność przymiotników.©
POMNIEJSZENIE (Downsizing) – reż. Alexander Payne. Prod. USA 2017. Dystryb. UIP. W kinach od 12 stycznia.