Rozedrgana dusza

Pedrosa zadaje pytania fundamentalne dla każdego człowieka. Ale częściej odpowiada na nie obrazami, bo słowa wydają mu się niewystarczająco trafne lub banalne.

22.07.2013

Czyta się kilka minut

Kadry z komiksu „Portugalia” / Fot. MATERIAŁY PRASOWE
Kadry z komiksu „Portugalia” / Fot. MATERIAŁY PRASOWE

Po przeczytaniu pierwszych kilkunastu plansz komiks Cyrila Pedrosy może czytelnika zirytować. „Portugalia” zaczyna się bowiem jak jedna z wielu historii o artyście, który nie wie, czego oczekuje od siebie i innych, nie może się odnaleźć i nie potrafi podjąć żadnej dorosłej decyzji. Główny bohater, Simon Muchat, jest właśnie takim artystą. Na oko 30 lat, mieszka we Francji, ma ładną dziewczynę, talent i dość spokojne życie. Rysuje komiksy (co w Paryżu zasługuje na miano zajęcia artystycznego) i właśnie przeżywa twórczy kryzys. Nie ma siły tworzyć kolejnego albumu, bierze robotę nauczyciela plastyki, bo przestaje wierzyć, że kogokolwiek interesuje jego twórczość. Rzeczywistość przypiera go do muru. Dziewczyna dostaje szału od jego fochów, naciska na kredyt mieszkaniowy i stabilizację: „Mam dość tego, że czekasz, aby innym na tobie zależało”.

Pewnego dnia Muchat dostaje zaproszenie na festiwal komiksowy do Portugalii – ojczyzny swoich dziadków, z którą nie wiążą go żadne emocje, bo sam urodził się we Francji, zostało zaledwie kilka wspomnień z dzieciństwa.

Nieoczekiwanie jednak wyjazd do Lizbony przewraca jego życie do góry nogami i staje się początkiem podróży w poszukiwaniu nie tylko własnych korzeni i tożsamości, ale także pozwala mu na nowo odkryć swoje artystyczne możliwości, otworzyć się i zrozumieć, czego tak naprawdę chce.

Z RZEMIEŚLNIKA W ARTYSTĘ

„Portugalia” nie jest komiksem autobiograficznym, ale życiorys Pedrosy stanowi do niej doskonały klucz. Pedrosa, podobnie jak Muchat, urodził się we Francji i ma portugalskie korzenie, a wyjazd do Lizbony na festiwal komiksów po 20 latach nieobecności w ojczyźnie przodków zmienił jego stosunek do własnej twórczości i pomógł wyzwolić się z artystycznych ograniczeń. Chociaż od dziecka uwielbiał komiksy, spędzał wiele godzin rysując w samotności i chciał tworzyć je zawodowo, wybrał „rozsądniejszą” drogę i zaczął studiować animację.

Zaraz po ukończeniu studiów dowiedział się, że Disney otwiera swoje studio w Paryżu i szuka pracowników. Pedrosa dostał robotę i trafił do animatorskiej pierwszej ligi. Pracował przy „Dzwonniku z Notre Dame” i „Herkulesie” – zajmował się przede wszystkim projektami postaci. Ale czuł się ograniczony. Był tylko trybikiem w wielkim zespole, a nie niezależnym autorem.

W końcu za namową kolegi, scenarzysty komiksowego, porzucił animację, stabilizację finansową i stworzył serię „Ring Circus”. Nie był jednak z niej zadowolony, cały czas nie mógł wyzwolić się ze stylistycznych nawyków, których nabrał u Disneya, nadal czuł się jedynie rzemieślnikiem.

Artystą z prawdziwego zdarzenia poczuł się dopiero wtedy, gdy stworzył „Trzy cienie” – w pełni autorską baśń dla dorosłych, opowiadającą o śmierci dziecka. W idyllicznej krainie, gdzie młoda para wychowuje synka, na horyzoncie pojawiają się nagle trzej jeźdźcy. Nie można przed nimi uciec ani ich oszukać. Przyjechali po syna. „Trzy cienie” (wydane w Polsce w 2009 r.) to opowieść o próbie pogodzenia się z bólem i stratą. Rzecz niezwykle przejmująca, dojrzała, kipiąca od emocji i łamiąca serce. Narysowana z niezwykłą lekkością, dynamiką, pełna wizualnych metafor, choć wciąż widać w niej ślady disneyowskiej szkoły – podobny sposób dynamizowania narracji obrazem, podobne podejście do przedstawiania ruchu, wciąż baśniowa kreska.

Po „Trzech cieniach”, nagrodzonych na najważniejszym komiksowym festiwalu w Angoulême, Pedrosa stawia poprzeczkę wyżej. Tworzy „Portugalię”, która w samej tylko Francji sprzedaje się w nakładzie 45 tys. egzemplarzy, co jak na autorski, niezależny komiks jest wielkim osiągnięciem.

OTWIERANIE OKNA DO SAMEGO SIEBIE

Jak to możliwe, że dylematy młodego twórcy komiksowego (co wydaje się hermetycznym tematem) zyskały zainteresowanie tak wielu czytelników? „Portugalia”, wbrew pozorom, dotyka problemów, z którymi mierzy się każdy człowiek. Sęk w tym, że większość wstydzi się o nich mówić, bo mogą wydawać się wydumane, sztuczne, pretensjonalne, niedzisiejsze. Owszem, gdyby to, co przedstawia Pedrosa, zawrzeć jedynie w słowach, brzmiałoby to jak mądrości Paulo Coelho o podążaniu własną drogą, wsłuchiwaniu się w siebie i płakaniu nad brzegiem rzeki. Tyle że Pedrosa o swoich uczuciach nie mówi wprost, nie opowiada słowami o procesie swojego dojrzewania. Autor „Portugalii” wszystko to czytelnikowi pokazuje – za pomocą obrazu, szkicu, koloru.

Album składa się z trzech rozdziałów, każdy z nich tworzony jest w trochę innym stylu. W pierwszym dominuje uporządkowana kreska, a plansze toną głównie w sepii. To moment, gdy poznajemy Muchata wypranego z emocji. W rozdziale drugim, gdy bohater wybiera się na ślub swojej kuzynki do Burgundii, jego życie (i zarazem plansze) nabierają więcej barw, by w trzecim rozdziale – w pełni poświęconym pobytowi w Portugalii – kadry komiksu mogły rozbłysnąć gorącymi kolorami, a rysunki stać się bardziej spontaniczne, rozedrgane, pełne celowego nieuporządkowania i – przede wszystkim – radości. Pedrosa poprzez krajobrazy wspaniale pokazuje, jak zmieniają się emocje jego bohatera, jak zaczyna żyć pełną piersią.

Pedrosa wspomina w wywiadach, że kiedy trafił do Portugalii po 20 latach nieobecności, został dosłownie przeciążony emocjami. Wszystko wydało mu się dziwnie znajome: zapachy, obrazy, a nawet dźwięki języka, którego zupełnie nie rozumiał. Poczuł się, jakby wrócił do domu i obudził część swojej podświadomości. Gdy o tym piszę, brzmi to trywialnie – gdy patrzy się na plansze „Portugalii”, współdzielimy te niezwykle silne uczucia z bohaterem i autorem. Banalne rozmowy postaci o rodzinnych korzeniach, odkrywaniu historii swoich przodków, świetnie komponują się z tym, co dzieje się w sferze emocji – przedstawionej za pomocą rysunku.

Pedrosa udowadnia, że nasze korzenie są ważne. Niezależnie od tego, na jak długo o nich zapominamy, kiedyś i tak się w końcu obudzą. Dziś, gdy nie rodzimy się i nie umieramy w tym samym miejscu, ciągle podróżujemy, przeprowadzamy, problem tożsamości staje się jeszcze bardziej istotny. Naszą tożsamość kształtują także doświadczenia poprzednich pokoleń – niewyartykułowane, których nie mieliśmy szans współdzielić. Bez względu na to, jak bardzo chcielibyśmy wmówić sobie, że jesteśmy obywatelami świata – to nieprawda.

Podświadomie jesteśmy przywiązani do konkretnego miejsca, a więzów krwi nie da się przeciąć. Pedrosa drąży ten problem do bólu.

„Portugalia” to również opowieść, w której ryzykowne i trudne wybory okazują się trafne. I Pedrosa nas do tych trudnych wyborów – wbrew rozsądkowi, wbrew społecznej i ekonomicznej presji – podstępnie zachęca. Kusi w nieodparty, zmysłowy sposób.


Cyril Pedrosa „Portugalia”, Timof Comics, Warszawa 2013.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2013