Talmudysta na czterech łapach

Wreszcie możemy przeczytać wszystkie pięć albumów „Kota Rabina”. Ta seria to jedno z najważniejszych dzieł w historii komiksu europejskiego. Pokazuje, że ludzie różnych kultur mogą świetnie się dogadać.

17.12.2013

Czyta się kilka minut

 / repr. Wydawnictwo Komiksowe
/ repr. Wydawnictwo Komiksowe

Rysujący od 15. roku życia Joann Sfar ma na swoim koncie kilkadziesiąt komiksów, a choć już skończył czterdziestkę, można odnieść wrażenie, że jego twórcze ADHD nie słabnie. Jest wręcz odwrotnie. Wydaje kilka albumów rocznie (jedne mniej, drugie bardziej udane), a w ostatnich latach zajął się również filmem. „Kot Rabina” zajmuje jednak w jego twórczości najważniejsze miejsce. Nie tylko ze względu na filmową ekranizację, ale osobisty ton, wielowątkowość oraz umiejętność ujmowania spraw trudnych w bezpretensjonalny i lekki sposób.


KOT TO JA


Nie da się oderwać scenariusza „Kota Rabina” od biografii autora i historii jego rodziny. Komiks opowiada bowiem o przedwojennym wieloetnicznym Algierze, koegzystencji wielu kultur i religii. Sam Joann Sfar jest niereligijnym Żydem, ożenił się z litewską katoliczką, a wychował się w domu łączącym tradycje sefardyjskie (rodzina ze strony ojca) i aszkenazyjskie (rodzina ze strony matki). Jeden z dziadków pochodził z przedwojennego Bolechowa i wyjechał do Paryża przed II wojną na studia medyczne. Autor „Kota...” często wspomina go w wywiadach i przyznaje, że choć dziadek władał blisko 10 językami – niechętnie mówił w jidysz i uznawał go za język plebejski.

Po latach Sfar na własną rękę (i trochę wbrew woli dziadka) odkrywał tradycję wschodnioeuropejskich Żydów. Sfarowie byli podzieleni ze względu na stosunek do religii. Spory i dyskusje o Boga między niereligijną a religijną częścią rodziny były chlebem powszednim. Z kolei młody Joann uczęszczał do szkoły publicznej, a zarazem uczył się hebrajskiego i praw Tory. Wszystkie te zawirowania, paradoksy i roztrząsania religijnej problematyki znajdują swoje lustrzane odbicie w „Kocie Rabina”, a tytułowy bohater to alter ego samego autora z czasów dzieciństwa – Sfar podkreśla to na każdym kroku.

„Kot Rabina” opowiada o cwanym futrzaku Mujrumie, który pewnego dnia pożera papugę i zaczyna mówić ludzkim głosem. Co więcej: jako że jest kotem z religijnej, żydowskiej rodziny, domaga się Bar Micwy, co dla jego właściciela jest nie lada problemem. Wymaga to od futrzaka poznania Tory i Talmudu. Oczywiście Mujrum, przesiąknięty zachodnim racjonalizmem, niczym dobry uczeń w jesziwie, zaczyna podważać zdanie swojego mistrza i właściciela. Ale to dopiero początek domowej rewolucji, bowiem córka żeni się z młodym rabinem, który przyjeżdża do Algieru z Paryża.

Dla starego Rabina obyczaje Żydów z Europy są dziwaczne i lepiej rozumie muzułmańskiego szejka Mohammeda Sfara, muzyka i zbieracza dawnych pieśni (pielgrzymuje wraz z nim na grób mędrca szanowanego zarówno przez judaizm, jak i islam), niż dziwnego fircyka w garniturze. A gdy stary Rabin ma wyjechać do Paryża, by odwiedzić rodzinę swojego zięcia, zachowuje się, jakby zabierano go na wyprawę na koło podbiegunowe. Bo z jego punktu widzenia, stolica Francji nie jest miastem romantycznej miłości, ale brudnym, deszczowym i okropnym miejscem – spokój odnajduje w pustym kościele katolickim, a nie w paryskiej synagodze.


ŻEBY GRAĆ ŻYDA


W „Kocie Rabina” Sfar bawi się przyzwyczajeniami czytelnika. Zaskakuje, serwuje kolejne paradoksy i podsuwa mu pod nos stereotypowe sytuacje, zdarzenia i motywy, by je obnażyć – ale jest to raczej subtelna ironia i życzliwy uśmiech aniżeli kpina. Wbrew temu, co często pisze się o „Kocie Rabina”, nie jest to komiks skupiony na stosunkach żydowsko-arabskich. To uniwersalna opowieść o spotkaniach ludzi, których tylko pozornie coś dzieli. Podziały te nie przebiegają jedynie na linii judaizm–islam, znajdują się w obrębie samego judaizmu (wierzący/niewierzący lub sefardyjczycy/aszkenazyjczycy), w obrębie islamu (fanatycy spotkani na pustyni kontra stary arabski muzyk), a także – jeszcze głębiej – wzdłuż całych kontynentów (Europa kontra Afryka). Ten ostatni podział jest szczególnie istotny, bowiem kolonialny, pogardliwy sposób postrzegania Afryki przez Europejczyków jest równie istotnym tematem dla Sfara, co odchodzący w zapomnienie świat Żydów Maghrebu.

I choć Sfar sam jest europejskim Żydem, stara się zaprezentować nam spojrzenie na świat z punktu widzenia mieszkańca Afryki, a z tej perspektywy Europejczycy to ludzie, których horyzonty kończą się na rogatkach ich miast. Gdy algierski Rabin spotyka w Paryżu swojego siostrzeńca Rebibo, ten okazuje się ulicznym śpiewakiem, który odgrywa rolę nadpobudliwego seksualnie Araba śpiewającego sprośne piosenki, co doskonale wpisuje się w gusta paryskiej publiczności preferującej tani kabaret i „turystyczną” wersję orientalnej kultury (autentyczna muzyka z Algierii nie pozwala Rebibo zarobić). Kiedy Rabin pyta go w końcu, dlaczego udaje Araba, ten odpowiada: „Bo żeby grać Żyda, trzeba mieć polski akcent, którego nie umiem naśladować. Żyd z Maghrebu – to nikogo nie pociąga. Dla ludzi to zbyt skomplikowane”.

Sfar umiejętnie wbija szpilę także w kolonialne tradycje europejskiego komiksu. Gdy w ostatnim albumie Rabin wraz z przyjaciółmi (procarskim Rosjaninem, arabskim muzykiem i aszkenazyjskim malarzem) podróżuje przez Afrykę w poszukiwaniu zagubionego plemienia Izraela, spotykają na swojej drodze postać łudząco podobną do Tintina, który okazuje się kompletnym kretynem traktującym mieszkańców Afryki jak pozbawionych kultury analfabetów.


CIENIASY PONAD PODZIAŁAMI


Kiedy kilka lat temu spytałem Joanna Sfara o najtrafniejszą recenzję jego komiksu, którą usłyszał od czytelników, przyznał, że pochodziła ona ze strony arabskich nastolatków i brzmiała następująco: „Na początku myślałyśmy, że twój komiks to taki żydowski syf. Ale gdy już przeczytałyśmy, okazało się, że jest świetny, bo odkryłyśmy, że dupki są i w żydowskich, i w arabskich rodzinach”. I choć sprowadzenie całego bogactwa komiksu Sfara do jednego zdania byłoby dla niego krzywdzące, to trudno zaprzeczyć, że w tym zdaniu zawiera się esencja.

„Kot Rabina” nie jest więc tylko nostalgiczną i romantyczną opowieścią o sefardyjczykach, ale o tym, że podziały zbudowane przez religię i kulturę w ludzkich głowach znikają, gdy konkretne osoby poznają się bliżej. „Kot Rabina” to właściwie zapis takich spotkań – być może wyidealizowanych, zupełnie niesamowitych, bo wspólna podróż Araba, Rosjanina, Żydów z różnych kręgów kulturowych, a na końcu jeszcze Afrykanki może wyglądać zgoła fantastycznie. Mamy tu do czynienia z metaforą, osadzoną w historycznych realiach. Pełną ciepła, życzliwości dla drugiego człowieka. Trudno znaleźć w historii współczesnego komiksu album bardziej ekumeniczny i tak bardzo związany z globalnymi problemami współczesności. 


Joann Sfar, „Kot Rabina”, Wydawnictwo Komiksowe, Warszawa 2013

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2013