Reklama

Ładowanie...

Rozbicie atomu dźwięku

Rozbicie atomu dźwięku

09.09.2008
Czyta się kilka minut
Podczas festiwalu zabrzmi muzyka dwóch legend: Stockhausena i Kraftwerku.
T

Ten artykuł będzie o niemieckiej elektronice, jak to się mówi w branży. Ale nie o informatyce, precyzyjnych maszynach czy telekomunikacji. Chodzi o muzykę. Muzykę, w której rozwoju w początkach XX w. pojawił się głęboki niedosyt. Wciąż było zbyt mało nowych brzmień, które pozwoliłyby oddać zmiany w świecie, nowe fonosfery miejskie i wojenne, wyobraźnię twórców rozsadzającą ograniczenia instrumentów. Narodziła się muzyka elektroakustyczna. Z początku wynajdowano mniej lub bardziej dziwaczne instrumenty, od 200-tonowego Tellharmonium przez szumofony włoskich futurystów po bezdotykowy eterofon. Potem wykorzystano płyty gramofonowe i taśmy magnetofonowe, montaż i obróbkę, efekty specjalne i transformacje, czego efektem stała się tzw. muzyka konkretna, na pograniczu biblioteki odgłosów, słuchowiska, filmu a fantasmagorii.

Proste fale sinusoidalne

W tym kontekście warto widzieć początki niemieckiej elektroniki. Wśród instrumentów popularność zdobyło sobie trautonium, autorstwa niemieckiego inżyniera Friedricha Trautweina. Ta kombinacja oscylatorów i oporników wymyślona w 1930 r. oferowała niepowtarzalne barwy, sterowane filtrami i lampami. Także w narodzinach muzyki konkretnej - w podręcznikach historii utożsamianych z Francją i latami 40. - warto wprowadzić korektę dla pewnego Niemca, Waltera Ruttmanna. Ten reżyser filmowy po słynnym niemym "Berlinie, symfonii wielkiego miasta" zajął się awangardą kina abstrakcyjnego i nazistowską propagandą. Ta ostatnia nie powinna przesłonić osiągnięć na polu pierwszej: Rutttmann jest autorem najbardziej radykalnego filmu wszechczasów. "Wochenende" z 1931 r. to dziesięciominutowa historia wyjazdu na weekendowy odpoczynek z miasta na wieś, opowiedziana tylko dźwiękami, przy czarnym ekranie. Zaś dźwięki owe to nic innego jak pierwsza w historii partytura muzyki konkretnej, montaż naturalnych i obrobionych efektów i fonosfer.

Jednak mówiąc: "niemiecka elektronika", mamy zazwyczaj na myśli coś jeszcze innego. Lata 50., Kolonia, studio radia WDR (Westdeutscher Rundfunk). Dziesiątki wielkich szaf, oscylatorów i generatorów, niczym centrum dowodzenia lotów kosmicznych. To tam muzycy, a właściwie inżynierzy, dokonali rozbicia atomu dźwięku. W przeciwieństwie do musique concr?te, analitycznie zestawianej z gotowych cegiełek-nagrań, nowa elektronische Musik bazowała na syntetycznie nawarstwianych tonach i szumach. Bazując na akustycznej budowie dźwięku jako fali złożonej, Herbert Eimert i Werner Meyer-Eppler postanowili operować właśnie prostymi falami, podstawowymi molekułami muzyki. Nagle okazało się, po 50 latach oczekiwań i nadziei, iż rzeczywiście można skonstruować każde brzmienie i każdą barwę. Rewolucja kolońska wywróciła muzykę do góry nogami, podobnie jak rozbicie atomu - fizykę.

Jednym z inicjatorów i długoletnich kierowników studia WDR był Karlheinz Stockhausen [pisze o nim w tym Dodatku także Ewa Szczecińska]. W tym miejscu zdobywał szlify, wzbudzał kontrowersje, dokonywał odkryć. Jego "Studie I" i "Studie II" powstały na drodze mozolnych, wielomiesięcznych prób, nakładania na siebie dziesiątek, setek, tysięcy prostych fal sinusoidalnych. W "Gesang der Jünglinge" połączył jako jeden z pierwszych materiał muzyki konkretnej (obrobiony głos chłopca) i elektronowej (tak się ją wtedy w Polsce zwało). W "Kontakte" zestawił instrumenty obsługiwane na żywo (fortepiany i perkusja) z zapisaną na taśmie partią elektroakustyczną. Wreszcie w "Mikrofonie I i II" zastosował źródła dźwięku obrabiane elektronicznie w czasie wykonania.

Opary szaleństwa

To już było live electronics, nurt który dziś niemal wyparł tape music, zapisywaną na taśmie w sposób niezmienny i trwały. Mimo że otwarty na niedoskonałość i przypadek, daleki od sterylnego cyzelowania brzmienia w studiach - przywrócił jednocześnie muzyce elektroakustycznej odrobinę spontaniczności. Niektóre studia wyspecjalizowały się właśnie w takiej formie twórczości - jak choćby to we Fryburgu Bryzgowijskim, którego długość nazwy nie ustępuje sławie: Das Experimentalstudio der Heinrich-Strobel-Stiftung. To tu dokonywał rewolucji w podejściu do instrumentu i jego przekształcania Luigi Nono, jedna z legend muzyki współczesnej, jak i pracowali kompozytorzy młodszej generacji: Volker Staub (eksperymentujący z drzewami i kamieniami), Mark André (łączący elektronikę z orkiestrą) i wielu innych. Z kolei studio Zentrum für Kunst und Medientechnologie w Karlsruhe słynie z łączenia mediów oraz przełamywania granic między technologią a sztuką. Zresztą niemal każde miasto niemieckie to inne studio i inna historia: w samej Kolonii po WDR powstało prywatne (!) studio Feedback, a potem jeszcze studio miejscowej akademii muzycznej...

Wróćmy wszakże do Stockhausena. Wiecznemu poszukiwaczowi ciągle czegoś brakowało. W 1970 r. dostał bezprecedensową szansę: zaprojektowany specjalnie dla niego i jego muzyki pawilon niemiecki na Expo w Osace. Przez pół roku wewnątrz sferycznej kuli z setek głośników rozbrzmiewała wszechogarniająca słuchacza muzyka. W samych latach 70. Stockhausen zrealizował jeszcze: transową "Mantrę"; "Musik für ein Haus" będącą domem-

-instalacją, gdzie w każdym pomieszczeniu rozbrzmiewało inne tło; "Hymnen" i "Telemusik" łączące muzykę dziesiątek krajów i kultur. Wtedy zafascynował się syntezatorami, przenośnym instrumentem umożliwiającym tworzenie nowych barw, ale i wirtuozowską grę na żywo. Włączał go solowo i w zespołach do wielkiej heptologii "Licht". W muzyce na taśmę rozwijał z kolei koncepcje przestrzenne - dźwięki przemieszczały się już nie tylko w poziomie, ale i w pionie czy na skos; miast tradycyjnych czterech ścieżek żądał ośmiu czy nawet dwunastu.

Do końca pozostał guru wielu pokoleń twórców, zarówno z kręgów muzycznych szkół, jak i samouków. Tych ostatnich fascynowała zwłaszcza elektroniczna twórczość mistrza, z racji szumów oraz metod montażu i transformacji próbek. M.in. z wczesnych dzieł Stockhausena narodził się nurt industrialu - podkreślający miejską fonosferę, degenerację kultury, chwalący szum, hałas i nierzadko perwersję czy agresję. Znalazł on w Niemczech wielu przedstawicieli, z których czołowym była grupa Einstürzende Neubauten. Powstała w 1980 r. i rekrutowała się z uczniów Stockhausena; słynęła z głośnych występów i tworzenia muzyki nawet z odgłosów gotowania. Jak grzyby po deszczu powstawały kolejne zespoły industrialowe: Der Blutharsch czy Von Thronstahl.

Żywiołowo rozwijała się także scena tzw. psychodeli. Założone w latach 60. i 70. zespoły takie jak Ash Ra Tempel, Zweistein i Popol Vuh tworzyły transowe, wielominutowe zbiorowe improwizacje, wykorzystując wiele instrumentów elektronicznych. Syntezatory zapewniały nieziemskie barwy, generatory dawały szumowe tła, wielopiętrowe pogłosy, sprzężenia i przestery zanurzały muzykę w oparach szaleństwa.

***

W tym towarzystwie Florian Schneider i Ralf Hütter, dwóch panów, którzy w 1970 r. założyli Kraftwerk, może wydawać się niewiniątkami. Nowy zespół okazał się jednak przełomowy co najmniej pod jednym względem: udało mu się pożenić industrial z... popem. Choć ideologia tego pierwszego zdawałaby się być szczytem nonkonformizmu i pesymizmu, okazało się, że i ona mogła posłużyć za pretekst do stworzenia normalnych przebojów. Z początku Kraftwerk był blisko źródeł: odrealnione brzmienia instrumentów, automatyczne powtórzenia i przesłanie o odczłowieczaniu świata, robotyzacji, zobojętnieniu. Z czasem grupa coraz bardziej odchodziła od wyjściowego profetyzmu, a po 1986 r. popadła w trwający blisko 20 lat kryzys koncertowo-wydawniczy. Nie sposób odmówić jej jednak spójnego świata brzmieniowego oraz wprowadzenia elektroniki frontowymi drzwiami do popkultury.

Napisz do nas

Chcesz podzielić się przemyśleniami, do których zainspirował Cię artykuł, zainteresować nas ważną sprawą lub opowiedzieć swoją historię? Napisz do redakcji na adres redakcja@tygodnikpowszechny.pl . Wiele listów publikujemy na łamach papierowego wydania oraz w serwisie internetowym, a dzięki niejednemu sygnałowi od Czytelników powstały ważne tematy dziennikarskie.

Obserwuj nasze profile społecznościowe i angażuj się w dyskusje: na Facebooku, Twitterze, Instagramie, YouTube. Zapraszamy!

Newsletter

© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]