Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego czy Joachima Brudzińskiego można wyjaśniać ich emocjami - wyjaśniać, lecz nie usprawiedliwiać. I są one politycznym błędem. Z ust obu polityków nie poznaliśmy nowych faktów. Nie zostały postawione pytania, które nie byłyby postawione wcześniej. Pojawiające się oskarżenia dotyczą spraw drugorzędnych i wątpliwych - jak choćby "wyścig" kolumny premiera na miejsce katastrofy czy przebieg rozmowy z ministrem Sikorskim. To nie są sprawy mogące diametralnie zmienić ocenę czegokolwiek - poza oceną samej osoby Jarosława Kaczyńskiego. Kluczowa różnica polega bowiem na tonie, w jakim wszystko to jest wypowiadane. Podobnie rzecz się ma ze sporem o krzyż pod Pałacem Prezydenckim. "Wiem, ale nie powiem", "gardzę, ale przemilczę dlaczego" oraz "kto nie podziela naszego zdania, nie jest godny szacunku, bo nie uznaje oczywistych wartości" - taka argumentacja w największym stopniu przyczynia się do negatywnych emocji, które Kaczyński potrafi wzbudzać jak mało kto.
Ten odwrót jest czymś, co na pewno niezwykle ucieszyło jedną osobę - lubelskiego lidera PO. Gwałtownie zmniejszył szansę na wypchnięcie Palikota na margines polityki - tam, gdzie powinna go sytuować świadoma pogarda dla elementarnych norm. Ostry zwrot PiS natychmiast wyzwolił w PO te siły, które walką z Jarosławem Kaczyńskim starają się usprawiedliwić wszystkie własne zagrania poniżej pasa - jak choćby przejęcie kontroli nad mediami publicznymi.
Cóż, znów jesteśmy w dołku. Jednak kilka spraw pozostaje aktualnych i nie można ich stracić z zasięgu wzroku. Katastrofa smoleńska jest sprawą zbyt poważną, by miała stać się tylko narzędziem okładania się rządu z opozycją. Podobnie z kontrolą rządzących. Jeśli nawet Kaczyński postanowił maksymalnie utrudnić sobie walkę o przejęcie władzy w przyszłym roku, to naprawdę wystarczającą szkodą dla kraju jest to, że w ten sposób zapewne zdemobilizuje Donalda Tuska i kolegów. Wszyscy ci, którym zależy, by rząd starał się bardziej niż mniej, powinni w tej sytuacji przyglądać się mu uważniej. Niepewność w oczach polityków PO, którą można było dostrzec po pierwszej turze, była dla nich bardzo mobilizująca. Starali się jak chyba nigdy przedtem (spotkałem utytułowanego weterana, którzy przyznał się, że pierwszy raz w życiu rozdawał ulotki o 6 rano).
Ta sytuacja to najcięższa próba dla polityków umiarkowanych skrzydeł obu partii. Jednym próbują podciąć skrzydła, drugim - zamknąć usta. Czy dadzą się znów ustawić w karnych szeregach toczących totalną wojnę?