Rosyjski chłopski książę

Za bunt przeciw carowi dekabrysta Siergiej Wołkoński zapłacił wielką cenę: stracił arystokratyczną pozycję, rodzinę i świat, który znał. Dopiero na syberyjskim wygnaniu znalazł Rosję, jakiej szukał.

26.12.2015

Czyta się kilka minut

George Dawe, „Książę Wołkoński”, ok. 1825 r. / Fot. Domena Publiczna / WIKIPEDIA
George Dawe, „Książę Wołkoński”, ok. 1825 r. / Fot. Domena Publiczna / WIKIPEDIA

Wilgotne powietrze tylko pogłębiało wrażenie chłodu panującego w Petersburgu. Rankiem 26 grudnia 1825 r. (14 grudnia wedle kalendarza juliańskiego) na rozległym placu przed gmachem Senatu w równych szeregach stały w milczeniu zbuntowane pułki gwardyjskie.

Car Mikołaj posłał na plac generała Miłoradowicza, weterana wojen z Napoleonem, by ten przemówił żołnierzom do rozsądku. Ale młodzi oficerowie, obwieszeni orderami za bohaterskie czyny w poprzednich wojnach, byli jak w gorączce i nie chcieli słuchać. Miłoradowicz padł zabity. Mijały godziny, zaczęło się ściemniać. Cesarz zebrał więc wierne oddziały, kazał otoczyć buntowników i osobiście udał się na plac. Panował chaos, z obu stron leciały obelgi. Mikołaj jeszcze się wahał, ale w zamieszaniu ktoś strzelił w jego stronę. Adiutant cara rzucił „Najjaśniejszy Panie, nic nie wskóramy, tu trzeba kartaczy!”. Armaty dały ognia, padali zabici. Krew mieszała się ze śniegiem.

Kartacze „oczyściły” plac w parę minut. Ci, co przeżyli, rzucili się do ucieczki w kierunku rzeki. Blisko godziny siedemnastej nad całym placem Senackim zaległa już cisza. Nad Newą niósł się jedynie dźwięk rąbanego siekierami lodu. To wierni Mikołajowi żołnierze wrzucali ciała poległych do przerębli.

Arystokraci na wojnie

Stłumiony zamach stanu sprzed 190 lat przeszedł do historii jako bunt dekabrystów (od „dekabr”, po rosyjsku grudzień), a przewodzili mu synowie najznamienitszych rodów cesarstwa. Ci, którzy zginęli, stali się pierwszymi męczennikami podziemnej Rosji. Dla tych, co przeżyli, był to początek długiej niewoli. Był wśród nich Siergiej Wołkoński.

Jeśli dekabryści wywodzili się spośród elity imperium, to Wołkoński należał do jej najwyższych kręgów. Jego matka była damą dworu carycy Katarzyny Wielkiej i Siergiej, urodzony w 1788 r., dorastał nieomal jako członek rodziny carskiej. Edukację zaczął, pobierając nauki z rąk – modnych wówczas w Rosji – emigrantów francuskich. Kolejnym etapem było wstąpienie w szeregi Korpusu Paziów, a potem Gwardii Cesarskiej.

Ranny w bitwie z armią napoleońską pod Iławą Pruską (1807 r.), zostaje jednym z adiutantów cesarza. Historyk Orlando Figes w książce „Taniec Nataszy” tak opisuje sylwetkę młodego Wołkońskiego: „Poważny młody człowiek o ujmujących manierach spodobał się władcy, choć kult Napoleona – którego nie potrafił ukryć, a który wyznawało wówczas wielu młodych szlachciców – był na dworze źle widziany”.

Książę mógł wchodzić do prywatnych apartamentów cara Aleksandra bez zaproszenia. Lubił się bawić ołowianymi żołnierzami z najmłodszym bratem cesarza, wielkim księciem Mikołajem. Dramatyczny finał tej znajomości nastąpi właśnie w grudniu 1825 r.

Pokolenie roku 1812

W chwili ataku Napoleona na Rosję w 1812 r. Wołkoński ma dopiero 24 lata, ale jest już generałem majorem. Ta wojna okaże się punktem zwrotnym również w jego życiu. Nie tylko Wołkoński, ale cała generacja młodych oficerów, widząc poświęcenie szeregowych chłopskich żołnierzy, na własne oczy przekonuje się o istnieniu wspólnoty narodowej. Walcząc z armią cesarza Francuzów, rosyjscy arystokraci odkrywali, że chłopi nie tylko są patriotami, ale w odwadze nie ustępują przedstawicielom najświetniejszych rodów.

Dla ludzi pokroju księcia Wołkońskiego musi być to szok. Wychowywano ich wszak w przekonaniu, że tylko oni są zdolni do uczuć wyższych, jak umiłowanie ojczyzny. Po bitwie pod Borodino, na przedpolach Moskwy, książę pisze do brata: „Chłopscy żołnierze przynoszą Rosji zaszczyt. Może to tylko poddani, ale walczyli jak obywatele za swoją ojczyznę”.

Wojna roku 1812 jest więc pierwszą w ich życiu okazją do poznania chłopów. Ci arystokraci znajdują się nagle w nieznanym „świecie włościan”: wsie stają się ich drugim domem. Gdy są ranni lub potrzebują jedzenia, ratuje ich instynkt przetrwania podwładnych. Jako dowódcy oddziałów działających na tyłach wroga muszą przejść metamorfozę. Ich życie zależy od dobrej woli wsi. Zaczynają mówić językiem, który rozumieją chłopi, porzucają zdobione kurtki huzarów na rzecz prostego kaftana i – wbrew nakazom Piotra Wielkiego – zapuszczają brody.

Obserwując poświęcenie chłopskich żołnierzy, Wołkoński i jego rówieśnicy zaczynają inaczej patrzeć na kwestie, które ich rodzice uznawali za naturalne – jak kary cielesne wymierzane szeregowym. W jednym z listów książę pisze: „Odeszliśmy od surowej dyscypliny obowiązującej w starym systemie”. Inni organizują szkółki polowe, gdzie żołnierze uczą się czytać. Anegdota opisana przez Figesa obrazuje zmianę, która zachodzi w tych młodych oficerach: w sierpniu 1812 r., gdy Napoleon zajmuje Smoleńsk, przed carem staje Wołkoński, by złożyć raport. Pytany o morale wojska, książę odpowiada, że „wszyscy gotowi są oddać życie za ojczyznę”. „A reszta moich poddanych?” – pyta Aleksander. „Wasza Cesarska Mość może być dumna. Każdy chłop to patriota” – pada odpowiedź. Gdy car dopytuje o arystokrację, adiutant ociąga się z odpowiedzią. Ponaglony mówi: „Wasza Cesarska Mość, wstydzę się, że należę do sfery, która potrafi tylko gadać”.

Wołkoński nie jest odosobniony w swych uczuciach. Poeta Fiodor Glinka opisuje w „Listach oficera rosyjskiego”, jak chłopi kryją się po lasach i „obróciwszy sierp i kosę w oręż obronny, samym męstwem odpierają wroga”, zaś arystokracja ucieka „do swoich majątków”. Rozczarowanie ludźmi swojego stanu i braterstwo broni utrwalone na polach bitew były gruntem, na którym rósł bunt przyszłych dekabrystów.

Zderzenie z władzą

Gdy potem Napoleon się cofa, najpierw spod Moskwy, a potem oddając kolejne kawałki Europy, Wołkoński ściga jego wojska aż do samego Paryża. On i wielu rosyjskich oficerów spędzają tam kilka miesięcy, obserwując, jak działa rodząca się po upadku Napoleona monarchia konstytucyjna. Do Rosji wracają odmienieni. Wyobrażają sobie, że skoro ich kraj cudem uniknął katastrofy, to nic nie może być takie jak przedtem. Wielu zaczyna płacić na utrzymanie i edukację synów poległych żołnierzy. Hrabia Michaił Orłow i Władimir Rajewski organizują szkoły dla weteranów wojny 1812 r., pomagają wdowom po zabitych.

Przyszli dekabryści nie są jednak klubem ascetycznych myślicieli, przejętych wyłącznie losem chłopów. Młodzież z pokolenia Wołkońskiego hula na potęgę, łamie konwenanse i buntuje się przeciw zasadom, które z taką powagą traktowali ich rodzice. Piją, grają w karty, a w towarzystwie posługują się językiem „prostych Rosjan”.
Powrót do kraju rozbudzonych zachodnimi wzorcami oficerów zbiega się z końcem liberalnego okresu rządów Aleksandra. Car rozstaje się z pomysłami reform, a u jego boku pierwsze skrzypce zaczyna grać generał Arakczejew, który tworzy tzw. kolonie wojskowe, gdzie chłopi muszą gospodarować na roli i jednocześnie być pod bronią.

Spiskowcy

Efekt: szybko powstają pierwsze tajne związki, zaraz po 1815 r. Nigdy nie staną się scentralizowaną organizacją – przypominają luźno powiązaną sieć stowarzyszeń w Petersburgu, Moskwie czy Kijowie. Ich program koncentruje się wokół haseł: konstytucyjnej monarchii, parlamentu, swobód obywatelskich. Siergiej Wołkoński jest ważną postacią w tzw. Związku Południowym, organizuje tam kontakty z konspiratorami w innych częściach kraju.

Tymczasem działalność spiskowców nie jest tajemnicą dla dworu. Ba, sam cesarz wie, co się święci. Wołkoński będzie wspominać potem, jak podczas przeglądu wojsk Aleksander zwrócił się do niego, łając go, że „powinien więcej uwagi poświęcać pułkowi, a mniej moim rządom, które, proszę wybaczyć drogi książę, nie powinny pana obchodzić”. Donosy na spiskowców płyną szerokim strumieniem. Ale cesarz ogranicza się do dyspozycji: kontynuować śledztwo.

Car Aleksander umiera pod koniec listopada 1825 r. Wydarzenia polityczne nabierają nieoczekiwanego przyspieszenia. Następny w kolejce do tronu jest Wielki Książę Konstanty, ale on już dawno zdecydował, że nie weźmie na siebie tego brzemienia. Z przyczyn osobistych zrzeka się tronu na rzecz najmłodszego z braci – Mikołaja.

Dekabryścinic nie wiedzą o abdykacji Konstantego, Mikołaj jest więc w ich oczach uzurpatorem. A władza zdaje się leżeć na petersburskim bruku: dwór jest daleko (Aleksander umarł w Taganrogu nad Morzem Azowskim), Konstanty mieszka w Warszawie, w stołecznym Petersburgu jest jedynie Mikołaj. Spiskowcy liczą, że powołując się na dawne braterstwo broni, pociągną za sobą stołeczny garnizon. Rankiem 26 grudnia wyprowadzają na plac Senacki około 3 tys. żołnierzy, żądając „Konstantego i konstytucji”.

Krwawe wydarzenia kolejnych sześciu godzin unieśmiertelnią dekabrystów – jako bohaterów przyszłych pokoleń rosyjskich rewolucjonistów.

Skazańcy

Przywódcy buntu zostają ujęci i osadzeni w Twierdzy Pietropawłowskiej. Księcia Wołkońskiego przesłuchuje sam Mikołaj, już car – i dawny towarzysz młodzieńczych zabaw. Zaczyna się proces. 121 oficerów zostaje uznanych za winnych zdrady stanu. Pięciu z nich zostaje powieszonych na wale Twierdzy. Podczas egzekucji pod ciężarem skazanych zrywa się sznur i wszyscy padają na ziemię. Jeden z nich – pułkownik Murawjow-Apostoł, również bohater wojny 1812 r., woła: „Przeklęta to ziemia, gdzie nikt nie potrafi ani uknuć spisku, ani powiesić”. Reszta buntowników – w tym Wołkoński, wtedy 37-letni – zostaje skazana na wygnanie na Syberii, a także na przepadek majątków i pozbawienie godności.

Wyrok okrywa rodzinę księcia wstydem. Krewni oceniają czyn Siergieja jako kompletnie niezrozumiały: najstarszy brat zrywa z nim wszelkie kontakty, a matka, która nadal jest jedną z dam dworu, publicznie wyraża nadzieję, że „więcej potworów w rodzinie już nie będzie”.

Rosyjska arystokracja odwraca się od spiskowców, których nie tak przecież dawno gościła na swych salonach. Edward Radziński w biografii Aleksandra II pisze: „Dawnych przyjaciół, braci, kochanków nazywano teraz zbrodniarzami stanu, a ojcowie noszący znamienite nazwiska ochoczo przyprowadzali synów, aby ich ukarano”.

Jedynym oparciem dla Wołkońskiego jest żona Maria. Nie tylko nie ulega namowom rodziny, by unieważnić małżeństwo, ale postanawia towarzyszyć Siergiejowi w wygnaniu na Syberię. Nie jest to postawa odosobniona. Lojalność żon dekabrystów przejdzie do ludowej legendy i utrwali w niej obraz arystokratek w karetach ciągnących śladem kibitek ze skazańcami. Dramatyczne losy tych wysoko urodzonych ludzi jeszcze długo będą poruszać artystów, znajdą echa w twórczości Puszkina, który w młodości sympatyzował ze sprawą dekabrystów: „W głębinie syberyjskich rud / Wytrwajcie dumni, niezawiśli / Nie zginie wasz bolesny trud / I lot wysoki waszych myśli”.

Syberia

Osiem tygodni – tyle trwa podróż Marii do Nerczyńska, katorżniczej kolonii w Kraju Zabajkalskim (dziś blisko granicy z Mongolią i Chinami), gdzie jej mąż pracuje przymusowo w kopalni srebra.

Moment pierwszych odwiedzin w celi męża Maria utrwali we wspomnieniach: „Wzdrygnęłam się na dźwięk łańcuchów – nie wiedziałam, że był zakuty (...) ten widok tak wstrząsnął mną, że padłam przed nim na kolana i ucałowałam łańcuchy”.

Strażnicy każą im mówić tylko po rosyjsku, by mogli ich zrozumieć. Dla przywykłych do myślenia i mówienia po francusku arystokratów to wyzwanie. Rodziny dekabrystów trzymają się razem, ich żony po raz pierwszy w życiu muszą nauczyć się piec chleb i wykonywać inne czynności wcześniej powierzane służbie. Ich dzieci wychowują się z dziećmi okolicznych chłopów, wyrastając na „syberyjskich ludzi”.

Dopiero 19 lat później, w 1844 r., Wołkońscy mogą się osiedlić w syberyjskim Irkucku. Mimo to Siergiej „chłopieje” z każdym rokiem. Większość czasu spędza w swym gospodarstwie za miastem, nosi brodę, ubiera się jak wieśniak, a jedyną oznaką wysokiego urodzenia jest zawiązana pod szyją jedwabna apaszka. Maria woli miejskie życie, wśród lokalnych irkuckich elit. Małżonkowie oddalają się od siebie coraz bardziej, ale żeby zachować pozory, książę pomieszkuje w ich miejskiej rezydencji. Przyjaciel domu Wołkońskich, Nikołaj Biełogowoj, pisze, że raz widział Siergieja w salonie: „Twarz miał brudną od smoły, w zmierzwionej brodzie tkwiła słoma i, mimo że wiało od niego oborą, nadal mówił nieskazitelną francuszczyzną, wymawiając »r« jak rodowity Francuz”.

„Chłopski książę”, jak go teraz nazywają, lubi towarzystwo wieśniaków. W dni targowe Biełogowoj widuje go „rozmawiającego żywo z tłumem chłopów, podjadającego z nimi czarny chleb”. Oni opowiadają mu o dziedziczonych z dziada pradziada metodach uprawy ziemi, on sprowadza z europejskiej części Rosji książki o agronomii i uczy ich o nowych odmianach upraw.

Powrót

Na ułaskawienie dekabryści muszą czekać ponad 30 lat, aż do wstąpienia na tron cara Aleksandra II w 1856 r. Historyk Figes wylicza, że „spośród 121 zesłanych na Sybir tylko 19 dożyło amnestii i mogło wrócić do Rosji”.

A Rosja jest już zmieniona. Dawni buntownicy są idolami młodzieży. Nie pariasami, lecz apostołami wolności. Rosyjska inteligencja widzi w nich pierwszych rewolucjonistów, prekursorów walki z despotyzmem. Ruch dekabrystów, choć tak szybko zdławiony, okaże się mieć decydujące znaczenie w dziejach rosyjskiej arystokracji. Wybitny XIX-wieczny historyk Wasilij Kluczewski napisze, że tamtego grudniowego dnia 1825 r. „skończyła się rola polityczna szlachty”.

Sam książę, wracając z zesłania, jest już człowiekiem steranym życiem, ale wciąż z niepokojem myślącym o przyszłości Rosji: „Kłamstwo, oto nasza choroba – pisze. – Kłamstwo i jego siostry, obłuda i cynizm. Rosja nie może bez nich żyć”.

Siergiej Wołkoński do końca życia spisuje wspomnienia. Umiera w 1865 r.

Komu wiwatowali chłopi

Tych, którzy 190 lat temu wystąpili przeciwko carowi, trafnie określił przedwojenny polski literat Władysław Gąsiorowski, pisząc: „dekabrysta był idealistą, fanatykiem wielkiej miłości bliźniego”.

Ich największym grzechem było idealizowanie chłopskich żołnierzy, wmawianie im obywatelskości, której ci jeszcze nie mieli i nie czuli. Różnej maści rewolucjoniści, uznający się za duchowych spadkobierców dekabrystów, łatwo zapominali, że w tamten grudniowy dzień zgromadzeni na placu Senackim chłopscy żołnierze krzyczeli wprawdzie, w ślad za swoimi zbuntowanymi oficerami: „Niech żyje Konstanty i konstytucja!”.

Sądzili jednak, że wiwatują na cześć cesarskiej pary. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 01-02/2016