Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Z jednej strony wciąż będzie trwała permanentna polityczna gorączka – wyczytywanie z każdego sondażu nowych trendów prowadzących do katastrofy, choć przecież będzie to rok bez żadnych regularnych wyborów, a nawet bez istotnych szans na wybory przyspieszone. Taka powierzchowna gorączka będzie pewnie znów odwracać uwagę od problemów rzeczywistych. Bo przecież będzie to trudne dwanaście miesięcy. Zapowiadane zwolnienia w fabryce w Tychach – do niedawna jednej z chlub naszej gospodarki – są tego najwyraźniejszym symbolem.
Z politycznego punktu widzenia, błędów popełnionych w trakcie tego roku nie będzie już kiedy naprawić. Za dwanaście miesięcy rozpocznie się krzątanina przed nieuchronnie nadchodzącym przesileniem. Wiosną 2014 wystartuje kampania wyborcza, która skończy się w październiku następnego roku. W tym czasie Polacy zagłosują, kto wie, może nawet i sześć razy. Najważniejsze głosowanie będzie na końcu tego morderczego wieloboju – wybory sejmowe. O kwartał wcześniejsze wybory prezydenckie 2015 będą po raz pierwszy przeprowadzane jako preludium rzeczywistego rozstrzygnięcia. Lecz przecież wielu wyborców da się zapewne zwieść ich formalnie większym prestiżem, rezygnując następnie z przyłożenia ręki do kluczowej decyzji.
Pierwsze w kolejności są wybory do – jak to trafnie ujął Antoni Dudek – euroraju. Choć mandaty w Parlamencie Europejskim zdobędzie tylko 51 osób, to ich prestiżowo-finansowa atrakcyjność przesądza o tym, jak bardzo na tych wyborach koncentruje się dziś klasa polityczna. To paradoksalne, zważywszy, że przypadającymi jesienią wyborami samorządowymi na razie nikt sobie specjalnie głowy nie zaprząta. Tymczasem właśnie tam rozstrzygać się będzie jakość życia Polaków w liczbie znacznie większej niż europoselska pięćdziesiątka. Już teraz, w obliczu kryzysu, prezydenci miast nie zajmują się li tylko przecinaniem wstęg przy otwarciu nowych obiektów i muszą ciąć wydatki. Nie brakuje zapewne takich, którzy robią to dopiero pod ciśnieniem wydarzeń, bez ładu i składu, oszczędzając przykrości swojemu politycznemu zapleczu, przez lata obłaskawianemu synekurami. Warto ich oddzielać od tych gospodarujących rozsądnie, zdolnych do decyzji trudnych, lecz przemyślanych.
Zostawiając z boku ślepe uliczki politycznych emocji, na takie rozróżnienia trzeba przeznaczyć ten rok. Przed samymi wyborami może być już za późno.