Reżyser i kobiety

Kreacja Mai Komorowskiej w "Katyniu" komponuje się z wielkimi kobiecymi rolami z wcześniejszych filmów Andrzeja Wajdy. Reżysera, którego żywiołem - poza polityką, historią i literaturą - była zawsze kobieta.

19.02.2008

Czyta się kilka minut

Filmografia Wajdy pozwala przyjrzeć się kobiecym bohaterkom jego kina. Naturalnie były to postaci różne, ale kilka wyrazistych typów się w tej twórczości odznaczyło.

Erotyczna z wyboru

Typ pierwszy to kobieta uzależniona od życia i od śmierci: jednocześnie, a najpełniejszy artystyczny wyraz znalazła w kreacji Stanisławy Celińskiej - Niny w "Krajobrazie po bitwie" (1970). Zmrużone oczy Niny patrzą w przyszłość, ale niczego tam nie ma: pusto, mrok. Młoda Żydówka zna przyszłość, dlatego chce raz jeszcze nasycić się swoją urodą, młodością, życiem. Adap-

tując prozę Tadeusza Borowskiego, Wajda pokazał miłosne theatrum mundi, którego nie stać na serenadę. W amerykańskim obozie dla przesiedleńców strach przed wolnością miesza się z przyzwyczajeniem do zniewolenia. Nina chce uciec, Tadeusz (Daniel Olbrychski) - bardzo się tego boi. Każdy akt odwagi detonuje strach wspomnień; każde marzenie burzy brud i głód. Nina musiała umrzeć i zginęła - przypadkowo, niepotrzebnie. Zawsze będę pamiętał scenę, kiedy naga, piękna - ale już martwa - kobieta leży w kostnicy, a Tadeusz przykrywa jej ciało swetrem.

Malina (Emilia Krakowska) w "Brzezinie" (1970) ze swoją bujną fizycznością, kosą w dłoni, to kolejny ważny typ "kobiecego" kina Wajdy.

Bohaterka, która niespokojną biologicznością burzy nie tylko porządek męskiego świata, ale i własny, została ulepiona z prozy i poezji. Z malarstwa Chełmońskiego i z bezwstydnych marzeń znudzonych facetów. W świątyni śmierci była życiem, biologią, w której pulsowała niema żądza życia Bolesława (Daniel Olbrychski) i ostatni, blady spazm śmiertelnie chorego Stanisława (Olgierd Łukaszewicz). To, co w tej bezinteresownie pięknej adaptacji opowiadania Iwaszkiewicza udało się najpełniej - to nastrój. Niewypowiedziane słowa, niewykonane gesty. Stanisław przyjechał do brata, żeby umrzeć. Martwota wyginających się brzóz antycypowała śmierć prawdziwą, ale wśród godzin milczenia Stanisław zawalczył o ostatni już śmiech. Głośny, fałszywy i histeryczny, rymujący się z naturalnym i szczerym śmiechem Maliny. Mężczyzna niekochający śmierci usłyszał kobietę kochającą życie. Krakowska dodała tej bardzo literackiej postaci charakterystyczny, matowy głos, bujną urodę i wreszcie pięć dramatycznych minut, kiedy Malina, po śmierci Stasia, dostrzegła - jeden jedyny raz - śmierć własną.

Rewersem biologicznej z natury Maliny była erotyczna z wyboru Lucy Zuckerowa (Kalina Jędrusik) w "Ziemi obiecanej" (1974). Erotyczna scena z udziałem Lucy i Borowieckiego (Olbrychski) przeszła do legendy kina. W 1974 r. Jędrusik zachwycała ekshibicjonistyczną odwagą, po ponad 30 latach jej Lucy wzbudza szacunek psychologiczną głębią. To tylko kilka minut, a przecież wszystko o bohaterce wiemy. Że kiedyś była piękna, że swawoliła przy nudnym mężu, zdradzała po kolei wszelkie ideały i pensjonarskie mrzonki; nie potrafi inaczej żyć.

Jędrusik zagrała dramat kobiety, którą oszukała biologia, która nie potrafi się zestarzeć. Wspólna podróż z Karolem właśnie się kończy. Trzeba wykorzystać każdą minutę. Zmagazynować ją w ciele i nigdy nie zapomnieć.

"Kibić miała wysmukłą, kształtną, pierś powabną". W Telimenie Grażyny Szapołowskiej ("Pan Tadeusz" - 1999) mniej było z Mickiewicza, więcej z polskiej gwiazdy, która dała swej bohaterce nie tylko ponadprzeciętną zmysłowość, kibić i pukle, ale przede wszystkim dezawuującą urodę złośliwą determinację, każącą Telimenie - jak Lucy Zuckerowej - kraść cudzą młodość, szanse, siłę i nadzieje. Ale to siła, która jest jednocześnie słabością. Kotki są piękne, zbyt często zostają jednak same. Na gorącym, blaszanym dachu.

Do utraty tchu

Kobiety w kinie Wajdy, pamiętając przeszłość, często chciały o niej zapomnieć: o zdradach, nienawistnych spojrzeniach, samotności. Chwilowym remedium na przekleństwo pamięci jest ucieczka, wieczna bieganina - do utraty tchu. Tak biegała za mitem wiarołomnego męża, wybitnego aktora, Elka - Elżbieta Czyżewska we "Wszystko na sprzedaż" (1969). Za długa noc wreszcie się kończy, Elka wraca do domu. W mieszkaniu pali się światło, z łazienki dobiega znajomy szum. A więc to wszystko nieprawda: niebo ją okłamało, i piekło. Zbyszek jest, wrócił, pewnie znowu pije w wannie. Uszczęśliwiona Elka robi mu awanturę - niepotrzebnie, nikt tego nie usłyszy.

W autotematycznym filmie Wajda sprzedał prawdę o kondycji artysty. Była bolesna, ale prawdziwa. Składają się nań kabotynizm i żądza poklasku, ale także determinująca życie gonitwa za czymś, co jest ulotne i trudne do określenia, lecz decyduje o wszystkich wyborach, sukcesach i porażkach. Za muśnięciem sztuki, dotknięciem nieba. Czyżewska w drapieżnej, ekshibicjonistycznej roli goniła za kimś, kto był tego nieba najbliżej ze wszystkich. Goniła za Cybulskim beznadziejnie, chociaż wiedziała, że jest już tylko cieniem.

Gonitwa Racheli (Maja Komorowska) w "Weselu" (1973) miała odmienny charakter. Wizjonerka i czarownica wędrowała pośród weselników, przywołując naiwne fantazmaty i własną egzaltację. "Wesele" Wajdy deformowało bezwolność pierwszych lat Gierka. Adaptując Wyspiańskiego, reżyser pokazywał niezmienną "Polskę właśnie": upitą w odwadze, trzeźwiejącą w niemocy. W ten świat z wódką i zakąską Rachela wkraczała jak widmo z innej planety. Chciała "poetyczności": dziwów, kwiatów, krzewów i brzęczenia. Komorowska była w tej roli afektowana i cudownie minoderyjna, błądząc po bronowickim weselu, zbłądziła naprawdę.

Łzy Kazi

Malina była fantomem, Nina tragicznym fantazmatem, Rachela dziwowiskiem, ale Kazia (Krystyna Zachwatowicz) w "Pannach z Wilka" (1979) pierwszą z serii kobiet rzeczywistych. Jej łzy były prawdziwe, a udręka znajoma. "Panny z Wilka" to arcydzieło Wajdy. Kongenialna adaptacja wspaniałego opowiadania Iwaszkiewicza opowiada o wiecznej kobiecej feerii, odbijającej się w różnych porach roku i życia. O czasie przeciekającym przez palce i o gubionej miłości. Zmysłowe i tylko trochę apatyczne twarze Joli (Maja Komorowska), Julci (Anna Seniuk), Zosi (Stanisława Celińska) i Tuni (Christine Pascal) ocieniają zgaszony blask Kazi, mojej ulubionej panny z Wilka. Zachwatowicz wspaniale zagrała słabość, która stara się być silna. Bo co jej zostało? Dawny blask, schowany teraz za szpetnymi okularkami, załzawiony i smutny, i może jeszcze zgorzkniałe nadzieje, że nie wszystko stracone.

Czy o tym samym myślała Cecylia (Joanna Szczepkowska) w "Kronice wypadków miłosnych" (1986)? Ona także straciła swój czas. Konwicki w "Kronice..." żegnał młodość i miłość tak, jak chyba tylko on potrafi: w zdławionych marzeniach, pierwszych iluminacjach, depresjach i nadziejach. W swej adaptacji Wajda mówił: zobaczcie, jacy oni byli piękni, jak pięknie kochali, dlaczego niepięknie zginęli? Witek (Piotr Wawrzyńczak) walczy o serce Aliny (Paulina Młynarska), ale obok dwóch młodych serc odbywają się inne emocjonalne potyczki: idylliczne marzenia, prozaiczne bijatyki, emocje zgrubiałe od tężejącego erotycznego oczekiwania. Cecylia również czekała. Razem z Olimpią (Gabriela Kownacka) przywędrowała do prozy Konwickiego i filmu Wajdy prosto z mitycznej Rosji, z dramatów Czechowa. Była leniwa, piękna i egzaltowana. Czegoś ciągle szukała, o kimś marzyła, ale to wszystko, w środku pięknego, pobudzonego lata, wydawało się jej tak bardzo marne, zbyteczne, nie na miarę. Jeszcze nie wiedziała, że za miesiąc, a może już za dwa tygodnie, "wielka miara" i wielkie aspiracje dramatycznie się zawężą.

Kobiety z marmuru

Drżenie, strach, ale także odwaga, bezkompromisowość i wrzask. Wajda, który chyba najpiękniej pokazywał kobiecą słabość i zwiewność, niejeden raz oddał szacunek kobiecej sile. Agnieszka (Krystyna Janda) w "Człowieku z marmuru" (1976) to, rzecz jasna, rola pokoleniowa. Bohaterka, która weszła z impetem do polskiego kina. "Człowiek z marmuru" niewiele się zestarzał, dzisiaj jednak to zupełnie inne kino: feministyczne kino akcji i opowieść o kobiecej sile, która przeciwstawia się całemu światu. Wajda jest odkrywcą Krystyny Jandy, jej Agnieszka była jednak jeszcze rolą zagraną bez cugli. Janda aktorsko dopiero zaczynała, a charyzmę otrzymała w prezencie od losu. I tylko w kilku scenach, kiedy Agnieszka zapominała o tupecie - mierząc się ze spokojem Birkuta (Jerzy Radziwiłowicz), albo rozmawiając z ojcem (Zdzisław Kozień) - słynny nerwowy papieros wypadał Jandzie z rąk, a na naszych oczach rodziła się wielka aktorka.

Nie mniej silna była Irena Lilien (Beata Fudalej) w "Wielkim tygodniu" (1995), Żydówka z opowiadania Andrzejewskiego, która chciała być Polką. Zasymilowana, pochodząca ze świetnej profesorskiej rodziny, żyła jak inni. Wojna przekreśliła reguły, ujawniła podłość. Ale Irena chciała żyć. Bo była młoda, inteligentna i piękna. Bo przecież miała przyjaciół. Jest w bardzo niedocenionej przez krytyków wspaniałej kreacji Fudalej wielki apetyt na życie. Irena nie zastanawiała się nad tym, co będzie. Nie wyczekiwała litości. Jeszcze przecież żyje - i tylko to się liczy. Jeszcze może zapiąć guzik eleganckiej bluzki i ruszyć w miasto. Z podniesioną głową, z semickimi rysami. Może ktoś ją zobaczy. Uratuje. Albo zabije.

Odważny i zadziorny wzrok Doroty (Urszula Modrzyńska) - młodej aktywistki z "Pokolenia" (1955) odbija się w zaszklonych oczach Anny (Maja Ostaszewska) - żony rotmistrza w "Katyniu" (2007). Eteryczne twarze, kruche emocje, ale i nadludzka siła albo żądza życia. Andrzej Wajda, którego tyle razy nazywaliśmy mistrzem kina zaangażowanego, politycznego, męskiego - niemal w każdym swym filmie z wielką psychologiczną subtelnością portretował kobiety...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2008