Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Upominał się o koty, psy i dzieci zamordowane przez korupcję. Miał za złe igrzyskom brak demokracji. Poprzednio ciężko pobity, ostatnio porwany z lotniska. Osiemdziesiąt jeden dni w celi bez powodu. Tak spędził pięćdziesiąte czwarte urodziny Ai Weiwei. Chodząc tam i z powrotem po sześć kafelków w każdą z dwóch stron celi. Dwóch strażników zawsze z nim. Chodzą z nim bezustannie, pod prysznic z nim, siku z nim. Gdy śpi, patrzą na niego uważnie non stop z dwóch stron pryczy. W świetle, które nigdy nie gaśnie. Czworo oczu resocjalizująco wpatrujących się w Tego-Któremu-Nie-Podoba-Się-Jak-Musi-Być-W-Chinach.
Ostatnio wypuszczony z celi, Ai Weiwei podobno ma zostać wypuszczony dalej, do Berlina, żeby sobie tam już osiadł i nie kalał ptasiego gniazda. Strażnicy zostaną w Ojczyźnie i będą się wpatrywać w kogoś innego, kto jeszcze nie zrozumiał, jak to jest, jak musi być.