Raj utracony – raj odzyskany

Kiedy w XX w. nasiliły się modernistyczne tendencje w sztuce, duchowość chrześcijańska stała się wartością wstydliwą, a po wschodniej stronie żelaznej kurtyny - ideologicznie niepożądaną.

19.05.2008

Czyta się kilka minut

Spod piór awangardzistów w latach 50. i 60. zaczęła wychodzić muzyka światopoglądowo neutralna. Gdy więc Krzysztof Penderecki, najbardziej wówczas progresywny z polskich twórców, komponował "Stabat Mater", "Pasję wg św. Łukasza", "Jutrznię", "Magnificat", zachodni odbiorcy traktowali to jako świadectwo egzotyki polskiego katolicyzmu.

Okazało się wszakże, że przywiązanie Pendereckiego do tradycyjnych wartości objawiało się nie tylko w doborze tematów, ale i w odważnym wspominaniu muzyki historycznej, przez co coraz częściej nazywano twórcę koniem trojańskim awangardy, który zdradził młodzieńcze ideały i ułożył się z filharmoniczną publicznością. Areną spektakularnego konfliktu między krytyką a kompozytorem stał się w latach 70. "Raj utracony".

Premiera drugiej opery Pendereckiego odbyła się w 1978 r. w konserwatywnej Lyric Opera of Chicago. Na potrzeby podjętej w dziele muzycznej interpretacji teologiczno-filozoficznego eposu Johna Miltona, poetycką formę libretta skroił angielski dramatopisarz Christopher Fry. Całość przypomina sacra rappresentazione, popularne w XV i XVI stuleciu we Włoszech widowiska muzyczno-teatralne o tematyce religijnej.

W 75. rocznicę urodzin kompozytora "Raj utracony" przypomniała Opera Wrocławska. Kierownictwo muzyczne przedstawienia powierzono Andrzejowi Straszyńskiemu, który przed laty prowadził polską premierę utworu w Warszawie. Orkiestrę sprawnie przeprowadził przez meandry skomplikowanej partytury, chórem, który raz po raz zmieniał się z komentatorów wydarzeń na ich uczestników, dyrygował wyraziście, tworząc gęstą, lecz przejrzystą tkankę muzyczną.

Reżyserią i scenografią zajął się Waldemar Zawodziński, bardziej znany dotąd jako autor dekoracji. Nie było więc zaskoczeniem, że artysta historię wypędzenia pierwszych rodziców z raju potraktował malarsko. Podzielił światło sceny na kilka pięter, które znakomicie oddawały wertykalną hierarchię biblijnego świata. Subtelnie szkicowane wydarzenia w raju, najczęściej rozgrywane na pustej scenie, z szerokim scenograficznym oddechem, osnute miękką bielą i okraszone delikatnym błękitem, kontrastowały z pełnymi rozmachu kadrami piekielnymi. Dominująca ognista czerwień, buchający z łoskotem dym, zardzewiałe kraty więzienia upadłych aniołów oddawały odmienność obu wymiarów.

W pobudzającej wyobraźnię scenografii reżyser najwyraziściej ustawił Szatana. Bardzo dobry wokalnie, niekiedy tylko zbyt agresywny w górnym rejestrze, syryjski baryton Nabil Suliman kunsztem aktorskim podniósł poprzeczkę pozostałym śpiewakom. Władcza postura i demoniczny wzrok, swoboda ruchów umiejętnie wykorzystywane ujędrniły postać. Za to jego towarzysze, przebrani w dość naiwnie odrażające kostiumy, byli miejscami zbyt groteskowi. Słabiej wypadł także Stanisław Kierner w roli Adama, dysponujący za cichym głosem. Pośrodku głównych bohaterów usadowiła się Svetlana Kalinichenko w partii Ewy. Początkowo sztywna aktorsko, rozkwitła w scenie kuszenia, zachwycając śliczną barwą i szlachetną frazą w lirycznych wokalizach.

Na osobne pochwały zasługują tancerze. Znakomita para Nozomi Inoue (Ewa) i Grzegorz Pańtak (Adam) każdym gestem zwracali uwagę publiczności. Interesujące sekwencje stwarzania pierwszych ludzi, ze smakiem pokazane miłosne akty rajskich kochanków, elastyczne konstelacje ciał w chwili wygnania, przejmująca scena zabójstwa Abla były zasługą choreografki Janiny Niesobskiej.

***

"Raj utracony" jest symbolem dialogu Pendereckiego z neoromantycznym idiomem, ostatecznym potwierdzeniem zakorzenienia kompozytora w tradycji judeo-chrześcijańskiej. Po odważnym eksperymentowaniu, młodzieńczym buncie nadszedł dlań czas refleksji i odnalezienia historycznego dziedzictwa, ów przełomowy moment "otwarcia za sobą drzwi". Raj został odnaleziony?

Krzysztof Penderecki "Raj utracony", dyr.: Andrzej Straszyński, reż. i scen.: Waldemar Zawodziński, Opera Wrocławska, 10 maja 2008 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Muzykolog, publicysta muzyczny, wykładowca akademicki. Od 2013 roku związany z Polskim Wydawnictwem Muzycznym, w 2017 roku objął stanowisko dyrektora - redaktora naczelnego tej oficyny. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2008