Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W odróżnieniu od niedawnej fety wokół piłkarzy, kiedy można było pytać, czy wypada strzelać korkami od szampana z okazji samej kwalifikacji do turnieju, w którym wezmą udział jeszcze 23 inne kraje.
Mowa wszak o triumfie w rozgrywkach zwanych nieoficjalnymi mistrzostwami świata, w jednej z pięciu najważniejszych (pozostałe cztery to turnieje tzw. Wielkiego Szlema) tenisowych imprez. Mowa też o zwycięstwie w dyscyplinie, w której Polakom nigdy nie udało się osiągnąć niczego podobnego (posiadający od dekad status gwiazdy Wojciech Fibak zatrzymał się w drodze na szczyt o szczebelek niżej od 26-letniej krakowianki). „Jedna jaskółka wiosny nie czyni” – stwierdził Robert Radwański, proszony o opinię na temat nielubianego przez siebie trenera córki, Tomasza Wiktorowskiego, stając się bodaj jedyną w Polsce osobą, która tamowała entuzjazm.
Wiosnę w polskim sporcie widać tymczasem wyraźnie. Nie tylko w dyscyplinach popularnych lokalnie – jak żużel czy skoki narciarskie – ale też w tych, nad którymi wzdycha cały świat i którym towarzyszy wielka organizacyjno-finansowa machina (np. tenis lub piłka nożna, w której wystrzelił ostatnio Robert Lewandowski). Jeśli coś korci, by balon narodowej dumy nakłuć, to wątpliwość: czy kolejne fale entuzjazmu przełożą się na zmiany odczuwalne już nie tylko z pozycji ustawionego przed telewizorem fotela? Czy zmieni się coś w systemie szkolenia młodych sportowców, zwłaszcza w klubach piłkarskich, które słusznie dorobiły się opinii mistrzów krótkowzroczności? Czy posiadające status trzeciorzędnych lekcje wychowania fizycznego awansują choć ciut wyżej?
Sukces Radwańskiej w tym wszystkim z pewnością nie zaszkodzi. ©