Radosna twórczość

Wciąż widoczna jest nadaktywność koalicji, jeśli chodzi o mniej lub bardziej wydarzone pomysły ustawodawcze, administracyjne lub ideologiczne, z których niewiele wynika prócz marnowania sił na ich utrącanie. Przekonał się o tym nawet prezydent Kaczyński pragnący usensownić ustawę lustracyjną, który doczekał się zarzutu, że chce chronić agentów.

10.01.2007

Czyta się kilka minut

Prawo i Sprawiedliwość lub "koła zbliżone do PiS" proponują przebudowę mapy administracyjnej Polski. Chodzi o zmniejszenie o jedną trzecią liczby powiatów - co jest słusznym postulatem zważywszy nadmiar małych i słabych powiatów - a przy okazji, odtworzenie województwa koszalińskiego oraz utworzenie (kosztem województwa wielkopolskiego i łódzkiego) województwa środkowopolskiego, i to w sytuacji, gdy już mamy co najmniej o cztery województwa za dużo. Wszystko to z pominięciem, przynajmniej w tej fazie, opinii samorządów. Oczywiście uzyskanie ich zgody na redukcję powiatów będzie raczej trudne, ale innej drogi nie ma, jeśli nie chcemy wracać do modelu, w którym mapę administracyjną kraju rozrysowuje się w Warszawie. Powiaty są strukturą samorządową, więc nie można im narzucać beztrosko rozwiązań rządowych, podobnie jak nie wolno ograniczać ich uprawnień na rzecz wojewodów czy też administracji rządowej podlegającej bezpośrednio ministerstwom. A takie właśnie tendencje są systematycznie lansowane przez PiS. Przypomnijmy, że dopiero premier Kaczyński, jak gdyby wbrew swojemu zapleczu, zdołał ograniczyć nadane wojewodom przez Sejm uprawnienie do kontroli i wetowania decyzji samorządowych dotyczących rozdziału w regionach pieniędzy unijnych. Trudno oprzeć się wrażeniu, że ktoś chętnie by ukarał samorządy za wyniki niedawnych wyborów, nie mówiąc już o głębokim przekonaniu polityków PiS, że silne państwo to państwo scentralizowane i ręcznie sterowane z foteli ministerialnych.

Dobrym tego przykładem był telewizyjny bluzg w wykonaniu wicepremiera Romana Giertycha pod adresem organizacji pozarządowych, a szczególnie fundacji, które jego zdaniem są prywatnymi folwarkami polityków Unii Wolności (!) i wręcz egoistycznie wysysają z budżetu państwa środki finansowe. Najwyższy czas - uważa Giertych - by z unijnego programu "Kapitał ludzki" na lata 2007-13 zabrać skumanym z fundacjami samorządom 700 mln euro, przeznaczonych na wyrównanie szans edukacyjnych, i przesunąć je do budżetu Ministerstwa Edukacji Narodowej, które wyrównywałoby szanse w skali całego kraju. Rzecz w tym, że ministerstwo ma już podobną kwotę na realizację "wysokiej jakości systemów oświaty", a równocześnie ma duże kłopoty z wykorzystaniem pieniędzy unijnych przyznanych na lata 2006-08 i będących w dyspozycji MEN.

A przecież to samorządy zarządzają szkołami, nie zaś podlegli ministrowi kuratorzy, którzy nie mają wyspecjalizowanych kadr do rozpatrywania tysięcy wniosków napływających z gmin, szkół i placówek kulturalnych, a także ludzi do organizowania konkursów pozwalających najefektywniej wykorzystać unijne środki. Tam jednak, gdzie wchodzą w grę znaczne pieniądze, dysponowanie nimi daje władzę i bezsporne korzyści polityczne. Nic to, że Roman Giertych jeszcze niedawno uważał wejście Polski do UE za prawdziwe nieszczęście dla państwa i narodu, a obiecane dotacje za judaszowe srebrniki. Dziś liczą się jedynie pieniądze, na które można położyć rękę.

Mówienie w tym kontekście o społeczeństwie obywatelskim niezmiernie denerwuje Romana Giertycha, tym bardziej że sam uważa się za demokratę. Dowodem tego ma być jego pomysł przeprowadzenia referendum (łącznie z referendum w sprawie naszych wojsk w Iraku i Afganistanie), w którym obywatele odpowiedzieliby na trzy pytania postawione przez ministra edukacji, m.in. czy uczniowie powinni nosić mundurki. Wydawać by się mogło, że instytucja referendum ogólnokrajowego, poza tym, że kosztowna, jest zbyt poważna, by ją ośmieszać. Jutro zresztą pojawi się zapewne jakiś nowy pomysł Giertycha i znów trzeba będzie mozolnie mu się przeciwstawiać, zaś jego twórca znów będzie dowodził, że jest bezprzykładnie i brutalnie atakowany.

Co gorsza, inni ministrowie najwyraźniej pozazdrościli mu inwencji i zgłaszają kolejne projekty uzdrawiania państwa. Pani minister pracy i polityki społecznej Anna Kalata chce, by to jej podległy ZUS wypłacał emerytom pieniądze gromadzone w ramach II filaru przez prywatne otwarte fundusze emerytalne. Walka idzie o to, kto będzie zarządzał ogromnymi kwotami (dziś jest to już 120 mln zł), natomiast ani ministerstwo, ani Sejm nie sprecyzowały dotychczas, na jakich zasadach mają być one wypłacane (i to już od 2009 r.).

Ponadto minister Kalata chciałaby stworzyć - państwowy rzecz jasna - fundusz emerytalny (bo niby dlaczego mają istnieć jedynie prywatne) i chciałaby usunąć ze stanowiska przewodniczącego rady nadzorczej ZUS Roberta Gwiazdowskiego, skądinąd szefa Centrum im. Adama Smitha. Wszystko razem to poważna sprawa, bo chodzi o nasze pieniądze i emerytury, a w tych sprawach ludność nie zwykła żartować.

Nawet jeden z najlepszych ministrów w tym rządzie, Radek Sikorski, uległ ogólnemu trendowi i wymyślił likwidację pięciu wyższych szkół oficerskich, w tym Wojskowej Akademii Technicznej, Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie, Akademii Marynarki Wojennej na Oksywiu - po to, by utworzyć na ich miejsce Uniwersytet Obrony Narodowej w Warszawie. Miałby to zrobić rząd i partia tak bardzo przywiązane do dziedzictwa i tradycji...

W pierwszych dniach Nowego Roku chciałoby się zatem skierować do rządzących jeden apel-żądanie: zamiast tracić cenny czas, zróbcie wreszcie coś, co miałoby ręce i nogi, czego nie trzeba by było natychmiast naprawiać, unieważniać, a tym bardziej wstydzić się.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2007