Przytul mnie!

Na wstępie, zanim dokonamy tu paru zabiegów bez narkozy, rzec trzeba kilka słów o ludzkiej wrażliwości na ból, o delikatności i o czułości.

30.08.2016

Czyta się kilka minut

Otóż wszyscy, jak tu ponuro siedzimy w burkach z dowolnym patriotycznym nadrukiem, chcielibyśmy, by nas kochano, podziwiano i z uwagą słuchano. By nasze polecenia i opinie były wiążące. Cokolwiek powiemy, bądź niemałym nakładem pracy umysłowej uspójnimy, nie powinno być ani rozwarstwiane, ani podważane, ani tym bardziej maglowane, oczekujemy bowiem szacunku i empatii. Nasz brak wyrozumiałości i okrucieństwo wobec bliźnich muszą się spotykać z wyrozumiałością i łagodnością z ich strony. Nasz prymitywizm powinien być podziwiany i nagradzany, a nie wytykany i wyszydzany, zaś komfort sądzenia przenigdy nie może się zderzać z dyskomfortem bycia osądzanym. Jesteśmy nieufni, ale oczekujemy zaufania, jesteśmy skrajnie chamscy, ale brak manier u innych sprawia nam ból stomatologiczny. Na koniec zaś warto dodać, że oczekujemy przytulania, i to szczerego, bo przytulań nieszczerych nie chcemy, i zawsze się na nieszczerości w przytulankach poznamy.

Ten znakomicie przygotowany szkic umożliwi nam teraz położenie wypełnień, malatury i laserunków, w efekcie winniśmy zatem otrzymać dzieło kompletne. A więc – za przeproszeniem – do rzeczy. Oto co rusz w prasie, radiu i telewizji, a nawet w utworach prozatorskich pojawiają się wyznania artystów wszelkich dziedzin, którzy we łzach tonąc, zwierzają się szerokiej publiczności z odepchnięć, jakich zaznają, z dokuczań i z niedelikatności środowiska. Owe odepchnięcia są związane ściśle z ich politycznymi deklaracjami, słyszymy zatem żale w rodzaju takich: „odkąd moje widzenie problemów kultury polskiej, obronności, polityki zagranicznej, stanu gospodarki jest zbieżne z widzeniem Jarosława Kaczyńskiego, od tego czasu środowisko moje mnie ignoruje i zwalcza, zdarza się, że znajomi przechodzą na drugą stronę ulicy, nie podają mi ręki, a telefon milczy”. Wyznań takich mamy co niemiara. Ich ciekawą specyfiką jest pomieszanie deklaracji heroicznego męstwa i brawurowej odwagi (poparcie dla Jarosława Kaczyńskiego) ze świadectwem niespotykanego męczeństwa (trauma braku oklasków) i zaskakującą w tym zestawie gotowością do płaczu. Od siebie dodajmy, że chętnie tego słuchamy i takoż o tym czytamy, szalenie to bowiem użyźnia nasze widzenie świata, a beksowatość wywołuje w nas odruch niemal kinowy, oto przed lustrem obnażamy sobie gruczoły jadowe, przypatrując się im bacznie, czy aby są dostatecznie nabrzmiałe.

Weźmy dla przykładu Wielkiego Pisarza, nie powiemy którego, ale ułatwimy rzeszom identyfikację, dodając, że jest to Pisarz obecnie Największy. Na świecie. W jednym ze swych dzieł wspomnieniowych notuje on gorzko, ze ściśniętym gardłem, iż ci, którzy jego piśmiennictwo wielbią, kochają w piśmiennictwie tym fragmenty najsłabsze. Otóż – czym jesteśmy zaskoczeni – są to wedle Pisarza wyłącznie te miejsca, w których onże pisze bardzo źle o swoich nieaktualnych od dawna znajomych. Są oni zresztą dla Wielkiego Pisarza – to jeszcze bardziej zaskakujące – nieaktualni nie wiedzieć czemu, co jak na rolę, jaką Opatrzność mu przydzieliła, jest dowodem bardzo umiarkowanej zdolności postrzegania rzeczywistości.

No więc nie styl, nie gibkość narracji, nie opisy przyrody, nie jakże dziś modne wrażenia z podróży à la Muratow, nie frapujące interpretacje filozofów czy symboliki w malarstwie niderlandzkim, a jeno lustracja ludzi bierze i przydupcenie z rury grubej w człowieka przez małe „cz”. I w płacz tu facet uderza nad jakością swojego salonu, zwłaszcza że nie jego salon zdrowo zeń polewa, co mu pachnie spiskiem i zmową komunistycznej agentury. A zatem tragedia, osaczenie i odepchnięcie, do tego heroizm i męstwo, wyuczone na blachę, uprawiane od lat z okazji i bez okazji. Kluczowe jednak jest w tym przypadku – zauważmy – wadliwe przytulenie. Nie takie jak trzeba, nie całościowe, nie bezwarunkowe, ale warunkowe i wycinkowe. Takiego przytulania to on nie chce. I w bek.

Weźmy teraz aktora bądź aktorkę, wszystko jedno. Rzecze on lub ona, we łzach, że odkąd popiera Jarosława Kaczyńskiego, skończyły się biesiady, tzw. nocne Polaków rozmowy, wspólne skakanie przez ognisko i tym podobne harcerskie rozrywki. I w bek. I ona, i on. Weźmy piosenkarza – w bek, reżysera – też beczy, ministra – beczy. Wszyscy, jak okiem sięgnąć, beczą. Mówiąc wobec tego wprost, uważamy, że najpoważniejszym polskim problemem społecznym jest deficyt przytulania i chorobliwa skłonność Polaka Prawdziwego do płaczu.

Wypadałoby na koniec wskazać winnego. Niewątpliwie winien jest Michnik, mógł ich wszystkich swego czasu poprzytulać, z Kaczyńskim włącznie. Mógł się poświęcić, gdy jeszcze był czas i gdy owi bardzo jego przytulania chcieli. Nie poprzytulał, i proszę. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2016