O drzewach i drewnie

W rozkosznej rozprawie pt. „Ziemia berneńska”, wydanej w Genewie w 1954 r., Jerzy Stempowski pisał nie tylko o życiu chłopów, urokach wsi, przydrożnych kamieniach, ale i o drzewach.

18.04.2016

Czyta się kilka minut

Stanisław Mancewicz /  / Fot. Grażyna Makara
Stanisław Mancewicz / / Fot. Grażyna Makara

Z dzisiejszego punktu widzenia nasze szczególne zainteresowanie winna budzić lipa, której Stempowski poświęcił nieco miejsca. Lipa, jak wiele drzew, jest takoż symbolem, a symbolizuje ona od czasów antyku miłość, też cielesną. Można by dodać kilka jeszcze znaczeń, takich jak kobiecość, łagodność i delikatność.

Są to dziś – powiedzmy sobie szczerze – zjawiska, reakcje i uczucia gruntownie przebrzmiałe, by nie rzec: pozbawione dobrej mocy, a wręcz naznaczone ostatnio jakąś złą zmianą. Miłość niecielesna nie jest żywiołem, nad którym dziś mielibyśmy ochotę szczególnie się zastanawiać, bowiem nie ukrywajmy – tu naprawdę nikt nikogo nie kocha, i długo nie pokocha. Kobiecość z kolei osiągnęła wymiar nieco podejrzany, a jej definicja czy raczej definicje zmieniły się bardzo i żadna z nich nie jest dla nas – jak tu siedzimy smutno – oczywista. Łagodność? W czasach szalonej mody na brutalność to w ogóle nie jest temat. Nawet na felieton interwencyjny.

Wróćmyż zatem do lip, których jeszcze nie wycięto, choć, jak wiemy, dla tutejszych władz drzewa są tylko symbolem mocy przemysłu meblarskiego. Za moment w ich drobnym listowiu rozlegnie się grube brzęczenie pszczół i słodkie kwilenie ptasząt. Wiele starych lip stoi tam, gdzie ongiś je posadzono, a z „Ziemi berneńskiej” dowiadujemy się, że to gdzie, i po co nie było przypadkiem. Najmniej ciekawą informacją, choć rzecz jasna ciepło się robi od niej na sercu, jest przypomnienie, że lipy sadzono wokół domostw z okazji zaręczyn bądź ślubów. Dziś, co wiemy dobrze, z tych to okazji ludzie raczej nic nie sadzą, robią sobie po prostu selfie i chwatit.

Czytając Stempowskiego, zorientowaliśmy się jednak, iż nie tyle to, co symbolizują lipy, stało się nieaktualne, że owa symbolika stała się za naszego życia rodzajem ciekawostki etnograficznej, ale że ich chwile – lip owych – w dosłownym sensie mogą być policzone. Skłania nas do takiego spostrzeżenia garść ostatnich wypowiedzi tutejszych moralistów i autorytetów wszelakich dziedzin na temat zdrady i wykonywania kary głównej.

Co ma do tego lipa? Momencik. Pierwszym, odruchowym spostrzeżeniem na te kompletnie zwariowane pomysły, a używamy tego określenia, bowiem nie sposób na tych łamach użyć słów właściwie je opisujących, była konstatacja, że Donald Tusk jest pierwszym Polakiem od co najmniej ćwierćwiecza, który mógłby już dziś, śmiało i z sukcesem, złożyć wniosek o azyl polityczny w dowolnym normalnym kraju świata. Już kiedyś, w tym miejscu, wieszczyliśmy nadciągającą burzę sądów ludowych, i oto niewątpliwie mamy pierwszych kandydatów na członków takich trybunałów. Z wyrazu ich twarzy, z tonu, z mowy – za przeproszeniem – ciała czytać można jak z afisza, jak wielce grzeje się w nich łaknienie orzekania kary głównej właśnie. Orzekanie – oto marzenie amatorów ludowizny jurydycznej. Widzieliście ostatnio buzię pewnego profesora uniwersytetu, ongiś humanisty? Albo owej Stankiewicz? Nie? Szkoda. Ci ludzie i im podobni zajmą się i nami, i wami. To pewne.

Nastroje szubieniczne ogarniają coraz to szersze kręgi, w tym kler, czego dowodem są kazania na temat targowiczan. Dla rześkości wypada dodać, że konfederację targowicką poparł ówczesny papież, tutejszy prymas, najmniej pięciu miejscowych biskupów i sporo duchowieństwa. Jak wiemy, część wyroków na targowiczanach wykonano in effigie, co znaczy, że na stryczkach zawisły wizerunki zdrajców. Być może jest to spektakl, który dopiero przed nami, i oby się na tym skończyło. No dobrze, gdzież w tym wszystkim lipa, drzewo poczciwe i miłości symbol? Sekundka.

Z pożywnej lektury Stempowskiego, z jej fragmentu o lipach, dowiadujemy się czegoś jeszcze, prócz rozważań na temat kobiecości. Otóż drzewa te posadzono na wzgórzach bliskich wsiom i miastom, w miejscach bardzo widocznych, na których stały ongiś gminne szubienice. Lipy rosnąc tamże, mają łagodzić złą aurę. Rozejrzyjcie się bacznie wokół, spojrzyjcie na szczyty pagórków pobliskich, czy aby nie ścina tam brat wasz starej lipy, by znowuż na jej miejscu, pod bacznym okiem profesora uniwersytetu, ongiś humanisty, postawić drewnianą konstrukcję użyteczności publicznej. Skrzypiącą złowrogo. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2016