Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W ubiegłym tygodniu dziennikarze śledczy berlińskiej gazety „Der Tagesspiegel” ujawnili coś, czemu w pierwszej chwili trudno było dać wiarę: „Niemiecka policja wspomagała milicję Łukaszenki”! Doniesienia szybko okazały się prawdziwe: niemiecki rząd potwierdził osobliwą współpracę między niemiecką policją federalną a białoruskimi siłami bezpieczeństwa.
Był to nie inaczej jak mezalians między policją demokratycznego państwa członkowskiego UE i niesławną milicją najbrutalniejszej dyktatury Europy. Przez ponad cztery lata niemiecka policja trenowała, instruowała i szkoliła siły bezpieczeństwa z rządzonej autorytarnie Białorusi, a szkolenia odbywały się zarówno w niemieckich szkołach policyjnych, jak i w Mińsku. Między 2007 a 2011 rokiem przynajmniej 500 oficerów milicji Łukaszenki brało udział w szkoleniach na terenie Niemiec. Byli wśród nich członkowie tych samych sił milicyjnych, które dały się poznać, brutalnie tłumiąc pokojowe demonstracje na Białorusi. W oficjalnym wyjaśnieniu, jakie wystosowało państwo niemieckie, nie brak cynizmu: „wysiłki edukacyjne białoruskich kolegów” miały ich zaznajomić z „transparentnymi i przyjaznymi obywatelom działaniami policji”. Tyle że Niemcy dostarczali Białorusinom nie tylko wiedzy. Także technologii komputerowych i... policyjnych pałek.
W listopadzie 2010 r. kilku oficerów milicji zaproszono do uczestnictwa w odbywającej się rokrocznie największej akcji policyjnej w Niemczech, kiedy to ponad 100 tys. przeciwników energii nuklearnej demonstruje w Gorleben. Ministerstwo spraw wewnętrznych twierdzi teraz, że szkolenie miało być „sygnałem dla reform demokratycznych na Białorusi”. Ale Łukaszenko, rzecz jasna, surowego reżimu nie zliberalizował. Jak stwierdził jeden z przedstawicieli rządu, należy ubolewać, że Mińsk nie podążył ścieżką reform.
Naiwne to? Należy ubolewać, jak bardzo naiwne.
Po sfałszowanych wyborach prezydenckich w grudniu 2010 r. białoruscy dysydenci demonstrowali w Mińsku przeciw manipulacjom nad urnami. Był to dla reżimu wystarczający powód, by brutalnie stłumić protest. Poszły za tym zatrzymania i wyroki w pokazowych procesach. W efekcie Unia Europejska nałożyła na reżim Łukaszenki sankcje. Mimo to białorusko-niemiecka współpraca policyjna trwała w najlepsze. Mezalians został przerwany dopiero z końcem 2011 r.
Współpraca policji różnych krajów nie tylko jest normalna, ale często wręcz niezbędna do zwalczania międzynarodowej przestępczości. Ale Białoruś to nie jest normalny kraj. To państwo policyjne z nieprzewidywalnym dyktatorem. Współpracy niemieckiej policji z brutalną milicją Łukaszenki nie da się ani zaakceptować, ani nawet pojąć.
Tłum. MK