Przyjaciel znad Renu

20 grudnia, na cmentarzu parafialnym w Bonn-Küdinghoven pożegnano naszego niemieckiego przyjaciela Vincensa Lisska. Zmarł przedwcześnie, po długiej i ciężkiej chorobie.

02.01.2005

Czyta się kilka minut

Vincens Lissek urodził się w 1936 r. i wychował w katolickiej rodzinie niemieckiej na Górnym Śląsku; lata dzieciństwa przeżył w miejscowości Guttentag (dziś Dobrodzień). Jego ojciec nie chciał wstąpić do partii hitlerowskiej i w związku z tym miał spore trudności w pracy. Jako adwokat opiekował się m.in. osobami represjonowanymi w III Rzeszy, w tymi wieloma Polakami.

Rodzina Lissków nie miała więc powodu do poczuwania się do winy wobec Polaków. Mimo to doznała w latach 1945-46 wielu niezasłużonych przykrości ze strony Urzędu Bezpieczeństwa komunistycznej Polski. Vincens po dziesiątkach lat jeszcze wspominał, jak jego ojca uwięziono i bito za odmowę współpracy konfidencjonalnej z UB. W 1946 r. cała rodzina wyjechała do Niemiec Zachodnich.

Gdy w pierwszej połowie lat 70. poznałem Vincensa Lisska, już jako doktora prawa po studiach w Berlinie i Kolonii, pracował on w Sekretariacie Generalnym Centralnego Komitetu Katolików Niemieckich w Bonn - Bad Godesberg. Zajmował się tam kontaktami z Polską - zarówno z katolikami świeckimi, jak i z hierarchią naszego Kościoła.

Vincens kochał swój kraj i jego kulturę, a przy tym był wolny od wszelkich uprzedzeń wobec Polski i Polaków. Znał wielu naszych biskupów i czynniejszych publicznie księży, cenił ich i lubił z wzajemnością, i z roku na rok stawał się coraz bardziej budowniczym mostów. Najczęściej gościł w archidiecezjach krakowskiej i warszawskiej, a spośród ludzi bliżej związanych z “Tygodnikiem Powszechnym", “Znakiem", Klubami Inteligencji Katolickiej w latach 60. i 70. szczególna przyjaźń wiązała Vincensa i jego żonę Elisabeth z Mieczysławem Pszonem, aż do jego zgonu w 1996 r., ale też bardzo bliskie stosunki wzajemnego zaufania z Tadeuszem Mazowieckim, Wojciechem Wieczorkiem i ze mną. Polskimi biskupami katolickimi, z którymi stykał się najczęściej, byli Czesław Domin, Alfons Nossol i kardynał Franciszek Macharski.

W duchu II Soboru Watykańskiego i zgodnie z intencją listów biskupów polskich i niemieckich z listopada i grudnia 1965 r., Vincens Lissek robił, co mógł, a często więcej nawet, niż to zdawało się możliwe, dla współpracy z Polakami - i to zarówno w wymiarze intelektualnym oraz moralnym, jak też (w końcu lat 70. i w latach 80.) współorganizując poważną pomoc materialną niemieckich środowisk katolickich dla Polski, którą wielu Polaków średniej i starszej generacji do dziś dobrze pamięta.

Jako dyrektora generalnego Centralnego Komitetu Katolików Niemieckich obciążyła go odpowiedzialność organizacyjna za wielkie zjazdy katolickie (Katholikentagi), odbywane co kilka lat i odgrywające poważną rolę w tradycji niemieckiego Kościoła katolickiego. Od drugiej połowy lat 60. systematycznie brali w nich udział - mimo nierzadkich trudności paszportowych - duchowni i świeccy z PRL. Vincens Lissek należał do tych niezbyt licznych niemieckich działaczy katolickich, którzy znakomicie orientowali się w specyfice ówczesnych warunków w Polsce i potrafili chronić laikat niemiecki przed zbyt zażyłymi kontaktami ze stowarzyszeniami, związkami i grupami agenturalnymi, posługującymi się w Polsce określeniem “katolickie".

Latem 1989 roku - po wyborach czerwcowych w Polsce, a jeszcze przed ukonstytuowaniem się rządu Tadeusza Mazowieckiego - z inicjatywy ówczesnego sekretarza generalnego Centralnego Komitetu Katolików Niemieckich Friedricha Kronenberga i przy aktywnym wsparciu organizacyjnym Lisska opracowano w Bonn wspólne “Oświadczenie polskich i niemieckich katolików na dzień 1 września 1989 roku - O wolność, sprawiedliwość i pokój w Europie". Z polskiej strony główną rolę redakcyjną odegrał Mieczysław Pszon.

8 sierpnia 1989 r. zaprezentowano tekst tej deklaracji na specjalnej konferencji pasowej w Bonn, na 24 dni przed oficjalnym wystąpieniem z okazji 50-lecia wybuchu II wojny światowej kanclerza Helmuta Kohla w Bundestagu. Tak się złożyło, że byłem wtedy obecny w Bonn jako jedyny z 23 polskich sygnatariuszy oświadczenia i byłem wobec tego reprezentantem strony polskiej na spotkaniu z mediami.

Lissek do końca życia przywiązywał wielką wagę do moralnego znaczenia tego oświadczenia. Jako Ślązak, który utracił swą małą ojczyznę, doceniał wyważoną i sprawiedliwą ocenę wydarzeń wojennych i bezpośrednio powojennych, które tak dotkliwie zaciążyły na losach milionów Polaków i Niemców. W Oświadczeniu pisaliśmy bowiem: “Dzisiaj wydarzenia II wojny światowej nie są dla większości obywateli naszych narodów czasem własnych przeżyć. Tym bardziej więc obowiązuje nakaz prawdy historycznej, wiernej pamięci, która powinna stać się źródłem nauki dla teraźniejszości. Nie oznacza to wystawiania rachunku krzywd ani konfrontowania wzajemnych pretensji; chodzi o wspólne szukanie prawdy o tym, co się stało i jak się stało. Nie ma innego sposobu przezwyciężania uprzedzeń, zarozumiałości i wrogości".

A dalej, jasno i jednoznacznie: “Wspólnie oświadczamy: poszanowanie godności i praw człowieka stanowi trwały fundament pokojowego ładu w Europie. Są to przede wszystkim: prawo do rozwoju w bezpiecznym środowisku i w bezpiecznych granicach, prawo do uczestniczenia w życiu publicznym, prawo mniejszości narodowych do zachowania tożsamości kulturowej oraz prawo każdego narodu do samostanowienia, prawo do swobodnych kontaktów międzyludzkich, wymiany poglądów i dóbr. Dlatego też opowiadamy się za: uznaniem trwałości zachodniej granicy Polski; prawem grup ludności o odmiennym języku i kulturze, łącznie z żyjącymi w Polsce Niemcami, jak też z żyjącymi w RFN Polakami, do zachowania własnej tożsamości; prawem narodów Europy, również narodu niemieckiego, który jest w szczególny sposób doświadczony podziałem Europy, do samostanowienia; coraz szerszym otwarciem europejskich granic; politycznym, gospodarczym, społecznym i kulturalnym rozwojem Europy ułatwiającym to otwarcie granic".

Tak też się w latach 1989-2004 stało.

***

Po śmierci Vincensa w swym liście kondolencyjnym, skierowanym do Centralnego Komitetu Katolików Niemieckich zaakcentowałem, że w jego postawie i działaniu dostrzegam wartość symbolu. A ponieważ pozytywnych symboli w stosunkach polsko-niemieckich i niemiecko-polskich nie mamy za wiele, należałoby sobie życzyć, aby znalazł naśladowców.

Nie będzie to łatwe, ale jest niezbędne.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2005