Krzyżowa – znak wciąż żywy

Dzięki decyzji Mazowieckiego i Kohla, by wspólnie uczestniczyć w mszy, polsko-niemieckie pojednanie kojarzy nam się nie z podpisaniem umów, lecz ze wspólną modlitwą.

10.11.2019

Czyta się kilka minut

Tadeusz Mazowiecki, biskup Alfons Nossol i Helmut Kohl w Krzyżowej, 12 listopada 1989 r. / ANDRZEJ ŚLUSARCZYK / FUNDACJA „KRZYŻOWA” DLA POROZUMIENIA EUROPEJSKIEGO
Tadeusz Mazowiecki, biskup Alfons Nossol i Helmut Kohl w Krzyżowej, 12 listopada 1989 r. / ANDRZEJ ŚLUSARCZYK / FUNDACJA „KRZYŻOWA” DLA POROZUMIENIA EUROPEJSKIEGO

Wczesną jesienią 1989 r. ważyła się przyszłość Polski. Od 12 września urzędował pierwszy niekomunistyczny premier Tadeusz Mazowiecki, choć resortami siłowymi w jego gabinecie kierowali komunistyczni ministrowie, a prezydentem był twórca stanu wojennego Wojciech Jaruzelski. W całym bloku wschodnim postępował kryzys systemu, ale jedynie na Węgrzech zaczęła się demokratyzacja; inne kraje trwały w uśpieniu. Związek Sowiecki przyglądał się rozwojowi sytuacji w Europie Środkowej, a jego wojska wciąż tam stacjonowały [patrz dodatek „Jesień Ludów 1989”, „TP” nr 45 – red.].

Dramatyczna była sytuacja gospodarcza Polski. Brakowało towarów, galopowała inflacja, rosło zadłużenie zagraniczne – krajowi groziło załamanie. W tej sytuacji władze w Warszawie z dużą nadzieją czekały na planowaną wizytę kanclerza Helmuta Kohla. Miał on być pierwszym premierem państwa będącego członkiem NATO i Wspólnoty Europejskiej, odwiedzającym demokratyzującą się Polskę. Wsparcie bogatej i wpływowej politycznie Republiki Federalnej mogło mieć dla Rzeczypospolitej kluczowe znaczenie.

Wizyta na beczce prochu

Kohl zdawał sobie sprawę ze znaczenia polskich przemian. „Rozpoczął pan nową epokę nie tylko w polskiej, ale i europejskiej historii powojennej” – powiedział do Mazowieckiego w pierwszym dniu wizyty, 9 listopada. Rozumiał, że rozwój sytuacji w Polsce może mieć olbrzymi wpływ na realizację niemieckich marzeń o zjednoczeniu kraju. „Bez wolności Polski nie ma niemieckiej wolności” – cytował hasło, jakie po upadku powstania listopadowego podnosili niemieccy polonofile.

Mazowiecki wiedział z kolei, że Polska potrzebuje „przełomu w stosunkach z Republiką Federalną Niemiec” (exposé z 12 września), bo sojusz z Bonn był kluczem do politycznego i gospodarczego przemieszczenia Polski ze wschodu na zachód Europy. Ale zdawał sobie też sprawę, jak silne antyniemieckie resentymenty drzemią w polskim społeczeństwie. Głębokie rany zadane przez II wojnę światową i okupację, nieuregulowana kwestia granicy i podsycana przez propagandę PRL obawa przed niemieckim rewanżem... Jeden fałszywy gest mógł uruchomić ten potencjał niechęci i lęku, skierować go przeciw rządowi.

Planując wizytę Kohla trzeba było uważać, by nieprzemyślane gesty nie zniweczyły szans. Dlatego Mazowiecki odrzucił forsowany przez stronę niemiecką pomysł spotkania na Górze Świętej Anny, zbytnio kojarzącej się z polsko-niemieckim konfliktem. Nie jest jasne, kto wpadł na pomysł, że alternatywą może być Krzyżowa – wiadomo, że wszyscy zainteresowani szybko się na nią zgodzili.

Nowe otwarcie wśród ruin

Ta niewielka miejscowość była w latach wojny miejscem spotkań Kręgu z Krzyżowej: tajnej organizacji antyhitlerowskiej, zrzeszającej przedstawicieli różnych środowisk, światopoglądów i opcji politycznych. Na tle innych niemieckich organizacji konspiracyjnych Krąg wyróżniał się poglądami demokratycznymi, proeuropejskimi i przyjaznymi Polsce. Ponadto jego członkowie byli zdania, że odnowa Niemiec i Europy po kataklizmie totalitaryzmu i wojny może się powieść jedynie na fundamencie chrześcijańskim.

Dla Mazowieckiego Krzyżowa była symbolem takich Niemiec, jakich życzyłby sobie jako sąsiada i partnera. Opcja na rzecz tej miejscowości była zatem także przesłaniem premiera do przywódców Niemiec Zachodnich, którzy od 1945 r. różnie radzili sobie z przezwyciężeniem nazistowskiej historii, a kwestię granicy polsko-niemieckiej wciąż uważali za prawnie otwartą. W listopadzie 1989 r. kompleks pałacowy w Krzyżowej był zrujnowany, co do pewnego stopnia oddawało ówczesny stan stosunków polsko-niemieckich. One też wymagały odbudowy. W trakcie wizyty Kohla obaj premierzy wyznaczyli „mapę drogową” tego procesu.

Jednak zanim zlecili prace nad przygotowaniem umów i traktatów, wspólnie wzięli udział we mszy świętej. Wynikało to z pewnością z potrzeby serca obu polityków, ale też z ich przekonania, że tak bardzo zdewastowanych relacji, jak polsko-niemieckie, nie da się naprawić za pomocą zwyczajnych narzędzi polityki międzynarodowej. Przezwyciężanie przeszłości i budowanie wspólnej przyszłości po tak gigantycznej erupcji zła, jaka obciążała polsko-niemiecką historię, wymagało oparcia się na fundamencie wartości. Nadania działaniom na rzecz ponownego zbliżenia charakteru nie tylko politycznego, lecz także etycznego.

Pojednanie warte jest mszy

Msza Pojednania – jak ją potem nazwano – była też konsekwencją tego, że proces pojednania polsko-niemieckiego od lat 60. XX w. był realizowany w dużej mierze pod dachem Kościołów ewangelickiego i katolickiego.

Ostatni ważny akt miał tu miejsce zaledwie dwa miesiące wcześniej, 1 września 1989 r., kiedy to czołowi przedstawiciele polskich i zachodnioniemieckich katolików świeckich podpisali wspólne oświadczenie „O wolność, sprawiedliwość i pokój w Europie”. Dokument przedstawiał jednomyślną ocenę przeszłości i propozycję przezwyciężania jej tragicznych skutków. Przede wszystkim jednak wzywał Polaków i Niemców do budowania wspólnej przyszłości, której kluczowym elementem byłoby pogłębienie integracji europejskiej z udziałem zjednoczonych Niemiec i wolnej Polski. Ponadto w oświadczeniu sformułowano szereg propozycji zacieśnienia współpracy, co wyprzedziło zapisy w późniejszych rządowych umowach dwustronnych.

Tym samym sygnatariusze zdefiniowali cele i zaproponowali instrumenty polsko-niemieckiej współpracy, zanim nowy rząd w Polsce i rząd w Bonn zaczęły się tym tematem zajmować. Rację miał Mazowiecki, gdy mówił w exposé, że „społeczeństwa obu krajów poszły już znacznie dalej niż rządy”. Awangardę tych społeczeństw stanowili zaangażowani chrześcijanie, Msza Pojednania zaś była i kontynuacją, i zwieńczeniem ich wysiłków. A zarazem znakiem, że szefowie rządów włączają się w proces pojednania i przejmują za niego odpowiedzialność.

Siła obywateli

Częścią tej awangardy był zresztą sam Mazowiecki – jeden z inicjatorów i uczestników oddolnych działań polsko-niemieckich. Jeśli jeszcze przed 1989 r. wzajemne postrzeganie się Polaków i Niemców znacząco się poprawiło, stało się tak w dużej mierze dzięki ludziom takim jak on: dziennikarzom, nauczycielom, artystom, duszpasterzom, którzy mozolnie, latami, budowali sieci kontaktów, poznawali kraj sąsiada i przełamywali stereotypy.


Czytaj także: Andrzej Brzeziecki: Mazowieckiego droga do Krzyżowej


Robili to często wbrew woli czynników politycznych PRL i NRD, a w pierwszym okresie również RFN. Ta wiodąca rola obywateli odróżniała proces pojednania polsko-niemieckiego od niemiecko-francuskiego – ten ostatni był bowiem współrealizowany zgodnie przez elity polityczne, intelektualne i religijne oraz społeczeństwo.

Tak, pojednanie polsko-niemieckie jest przykładem skuteczności działań społeczeństwa obywatelskiego. Okazało się, że nawet w ekstremalnie niekorzystnych warunkach – braku demokracji i utrudnionych kontaktów transgranicznych – odważni obywatele potrafili stworzyć przestrzeń do działania, inspirować swoje społeczeństwa i elity. Nieprzypadkowo współpracownicy kanclerza Willy’ego Brandta podkreślali z perspektywy czasu, że wprowadzona przez niego nowa polityka wschodnia, która przyniosła przełom w relacjach między RFN a PRL, nie byłaby możliwa bez poprzedzających ją inicjatyw oddolnych.

Msza w Krzyżowej była poniekąd przestrzenią spotkania różnych wymiarów pojednania – chrześcijańskiego, obywatelskiego i politycznego – ich koegzystencji i kooperacji. Dopiero ten mariaż umożliwił przełom, jaki miał miejsce w następnych latach.

I pojednanie, i wolność

Kohl rozpoczął wizytę w Polsce 9 listopada, ale już następnego dnia musiał ją przerwać, bo w NRD – gdzie trwała Pokojowa Rewolucja – niespodziewanie padł mur berliński. Kanclerz dowiedział się o tym w Polsce, dokąd przyjechał, by wesprzeć wolnościowe aspiracje Polaków. Wrócił więc do ojczyzny, ale tylko na jeden dzień – po czym 11 listopada, wbrew obawom polskich gospodarzy, znów był w Warszawie. Pokazał tym, jaką wagę przykłada do relacji z Polską. A nazajutrz obaj szefowie rządów byli w Krzyżowej.

Koincydencja upadku muru i Mszy Pojednania była przypadkiem, ale symbolicznym. O tym, że pojednanie i wolność są ze sobą powiązane, wiedzieli już polscy biskupi w 1965 r., gdy wysłali do swych niemieckich braci w biskupstwie słynne Orędzie. Rozumieli, że „trzymając Polaków w strachu przed Niemcami”, władze PRL związują ich z Moskwą i komunistami (jak mówił abp Bolesław Kominek, faktyczny autor tekstu Orędzia). Pojednani zaś z Niemcami, a zatem pozbawieni lęku przed nimi, Polacy mogą z większą determinacją przeciwstawić się systemowi i walczyć o wolność.

Mieszane odczucia

Kohl już bezpośrednio po mszy w Krzyżowej uznał ją za wydarzenie historyczne, jednak pozostał w tej ocenie raczej osamotniony. Główny celebrans, opolski biskup Alfons Nossol, określał atmosferę nabożeństwa jako „lodowatą”.

Wśród jej uczestników najbardziej widoczni byli przedstawiciele mniejszości niemieckiej, którzy przyjechali do Krzyżowej nie po to, by się z kimkolwiek jednać, ale żeby upomnieć się o swoje prawa. Lewicowe i liberalne media zachodnioniemieckie ostro skrytykowały Kohla za rzekomą obłudę: z jednej strony orędownik pojednania, z drugiej rzecznik interesów organizacji reprezentujących niemieckich wysiedleńców. Natomiast drugi główny aktor, Mazowiecki, ex post konsekwentnie interpretował znak pokoju z Krzyżowej w kategoriach religijnych i humanistycznych, jako doświadczenie międzyludzkiego braterstwa, a nie w kategoriach politycznych.

Tak więc Msza Pojednania wzbudziła zrazu mieszane uczucia i raczej nie postrzegano jej jako kamienia milowego. W następnych miesiącach kanclerz Kohl długo unikał jednoznacznej publicznej deklaracji o uznaniu granicy na Odrze przez jednoczące się Niemcy, co ­dodatkowo osłabiło wiarygodność gestu pojednania i siłę przekazu mszy w Krzyżowej. Narzuca się tu analogia z wymianą listów biskupów polskich i niemieckich z 1965 r.: również w niej nie dostrzeżono od razu jej epokowego znaczenia, również ona nie przyniosła od razu przełomu i zawiodła tych, którzy – jak bp Kominek – pokładali w niej nadzieje.

Dziedzictwo tamtej mszy

Dziś, z perspektywy czasu, możemy stwierdzić, że pojednanie polsko-niemieckie było jednym z kluczowych procesów w najnowszej historii Europy. Bez pojednania niemiecko-francuskiego nie powstałaby Unia Europejska, natomiast bez pojednania polsko-niemieckiego nie objęłaby ona swoim zasięgiem wschodniej części kontynentu.

Wizyta Kohla w Polsce okazała się momentem przełomowym. Nadała nową jakość relacjom polsko-niemieckim i położyła podwaliny pod traktaty z lat 1990 i 1991, które do dziś wyznaczają ramy dwustronnych relacji. Msza Pojednania była tej wizyty szczególnym elementem, poruszającym emocje i wyobraźnię. „Tygodnik Powszechny” pisał po latach, że zdjęcie Mazowieckiego i Kohla z Krzyżowej oddaje „symboliczny koniec epoki, zapoczątkowanej innym ujęciem: gdy niemieccy żołnierze łamią polski szlaban graniczny we wrześniu 1939 r.”.

Dzięki decyzji Mazowieckiego i Kohla, by w Krzyżowej wspólnie uczestniczyć w mszy, nowe otwarcie między Polską a Niemcami kojarzy nam się nie z podpisaniem umów i ich ratyfikacją przez parlamenty, lecz ze wspólną modlitwą i znakiem pokoju. I opisujemy je nie w kategoriach normalizacji czy porozumienia, lecz pojednania. Wbrew opiniom sceptyków i krytyków nic lepszego nie mogło się w tym obszarze przydarzyć. Kształtowanie wzajemnych relacji w oparciu o kategorię pojednania zmusza bowiem obie strony do większej odpowiedzialności za własne czyny i wykraczania poza doraźny interes polityczny. Zwłaszcza dla Polski, słabszego partnera w tym tandemie, jest to ważne.

Odczytać na nowo

Warto odwoływać się dziś do dziedzictwa Mszy Pojednania. Warto przypominać, że nieprzypadkowo odbyła się w Krzyżowej. Że wybór tej formy spotkania i tego właśnie miejsca był manifestem, iż Niemcy chcą opartego na wartościach partnerstwa z wolną, demokratyczną Polską, a Polska pragnie Niemiec wiernych dziedzictwu Kręgu z Krzyżowej – proeuropejskich, przyjaznych sąsiadom, odrzucających nacjonalizm i hegemonię. Że wzajemne relacje muszą być tworzone wspólnie przez elity polityczne i społeczeństwo obywatelskie, na fundamencie wartości. A także, że pojednanie i wolność wzajemnie się warunkują.

Ten manifest jest wciąż aktualny. A właściwie – coraz aktualniejszy. ©

 

Autor jest historykiem i teologiem, dyrektorem zarządzającym Fundacji „Krzyżowa” dla Porozumienia Europejskiego. Wydał szereg książek o relacjach polsko-niemieckich w drugiej połowie XX w.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 46/2019