Przycina nas

Bardzo cię przycina? To nowa forma rytualnego „co słychać?”, w pewnym sensie nawet bliska znaczeniowo, bo rozchodzi się o dźwięk, zniekształcony mniej lub bardziej przez środki internetowej komunikacji na żywo.

23.03.2020

Czyta się kilka minut

 / ADOBE STOCK
/ ADOBE STOCK

Codzienność nagle wypełniła się skrzekiem, rzężeniem, głosami dudniącymi jak z dna wiadra albo przeciwnie: owiniętymi w watę, pochłaniającą sporą część dźwiękowego spektrum. Przycina nas, od dołu i od góry, spłaszcza z przodu i wydrąża niuanse. Laptop szwankuje, już dawno mieliśmy kupić szybszy, rolę jąkały i marudy, który rozwleka każdą dyskusję, pełni ten z towarzystwa, kto ma najsłabszy sprzęt i wolny internet w domu.

Ale to wszystko nieważne, nie mamy innego wyjścia dziś, chcąc zachować minimum styczności z ludźmi. Trzeba jakoś dalej działać – np. szykować Wasz ulubiony tygodnik – a przede wszystkim patrzeć ludziom w twarz, choćby przez brudną szybę. Przycina nas, ale jesteśmy. Odkrywając, że w pewnych sytuacjach udział poprzez „lajfa” może nie być uciążliwym ersatzem, tylko nowym doświadczeniem wspólnoty w dystansie. Moja nauczycielka medytacji ruchowej, odcięta od możliwości zebrania grupy, prowadzi zajęcia przez sieć, krótsze, ale za to znacznie częściej. I już po paru wieczorach wiem, że kiedy władze pozwolą nam się znowu spotkać na sali, to będę ją prosił, żeby utrzymała „domowe” lekcje, bo wchodzę w swoje ciało i emocje w inny sposób, i jedno doświadczenie z drugim się dopełnia. Kiedy raz spróbujemy usiąść do telewina z bliźnimi z dalekich miast, odkrywamy, że są równie zabawni jak ci, z którymi dotychczas wychodziliśmy na miasto co sobota. Trzeba kochać i dbać o stałych przyjaciół, ale to nie znaczy, że czasem nie przynudzają, i dobrze znaleźć alternatywę.

Siedzimy wgapieni w monitor, w każdym okienku inne dekoracje, inne światło, inna paleta. Zauważyliście, ile nagle się dowiedzieliśmy o cudzych mieszkaniach? Partnerów z pracy, a przede wszystkim różnych osób publicznych, które zamiast napudrowane niczym mumie w studiu, zjawiają się przez skype’a, bez makijażu (a w każdym razie tak to wygląda, kamerka w laptopie raczej wyostrza skazy), w przypadkowej scenografii pieleszy. A może nie całkiem przypadkowej? Chwała temu, kto sprząta za plecami i nie zmusza mnie, żebym wchodził w jego rozbebeszoną kuchenność. Ale wielu bliźnich podejrzewam o pewien świadomy wysiłek wizerunkowy. Czy to tylko przypadek, że co i rusz widzę dobrze skadrowane biblioteczki?

Jeśli to trochę dłużej potrwa, portale wnętrzarskie wprowadzą rubryki z poradami, jak urządzić w mieszkaniu kącik do telespotkań, e-salony i e-gabinety, z wymiennym tłem dostosowanym do statusu i rangi rozmówcy (fototapeta dla przyjaciół, szary lub beżowy panel dla biura), z oświetleniem, które nie uczyni z nas zombie, i jakąś barierką, która zatrzyma dzieci przed wtargnięciem na wizję. Kot snujący się nonszalancko jest mile widzianym akcentem ocieplającym, dzieci jednak nie, wszystko przycina w transmisji, ale za to szczebiot przechodzi przez kabel wręcz wzmocniony.

Dzieci, jak się okazuje, przy dłuższym ich pobycie w zamknięciu, to takie bardziej kłopotliwe koty, przyłażą nie tylko dwa razy na dobę po miskę, a jak się wgramolą na kolana, to nie potrafią usnąć i trudno się pracuje. O mruczeniu w ogóle nie wspomnę. Jak je nieco zmęczyć i odstresować, kiedy wstaną od swoich lekcji online? Np. zagonić do kuchni. Kiedy tylko ogłoszono zamknięcie szkół, pomyślałem, że to czas, bym się dzielił pomysłami, jak z pożytkiem spacyfikować potomstwo, tak żeby oswoiło się z prostymi czynnościami, których opanowanie zapewni mu w dalszym życiu minimum autonomii kuchennej, żeby nie wyrosło na takich dorosłych, co kiedy im się powie: „ubij, utrzyj, wymieszaj”, rozglądają się jak cielęta za termomiksem.

Miałem zacząć od pizzy, bo wyrabianie ciasta, a potem obserwacja jego przemian to fascynująca magia. Kiedy zaś damy dzieciom kulki wyrośniętego ciasta, niech robią z tego placki w dowolnym kształcie, po czym wymyślą najdziksze warianty składników na wierzch: wyjdzie z tego świetna kreatywna zabawa. Część tych wynalazków nawet da się potem zjeść. Ale zanim zasiadłem do pisania, naród wymiótł ze sklepów drożdże. Pomysł więc na razie diabli wzięli. Mój zacny kolega Michał Kuźmiński piecze bez drożdży świetne podpłomyki. Gdy je nazwiemy tak jak w Alzacji tarte flambee, to w ogóle nie czujemy, że to kryzysowa rzecz. Ja jednak wolę zaczekać, aż drożdże wrócą, przecież nie będzie nas tak wiecznie przycinać. ©℗

Tymczasem zaś nagotujmy kilka pęczków włoszczyzny, wywar z warzyw zawsze się przyda, a potomstwo posadźmy do krojenia w idealnie równą kostkę. Warzywa są miękkie, więc nie trzeba dawać niebezpiecznie ostrych noży. Kiedy darmowa siła robocza wykona za nas tę najbardziej niewdzięczną czynność, możemy potem wspólnie się wyżyć w robieniu tuzina wariantów sałatki jarzynowej, która nie zasługuje na to, żeby ją dusić na śmierć majonezem. Podzielcie posiekaną mieszankę na kilka misek i spróbujcie namówić dzieci do wymyślania sosów. Jasne, na pierwszym miejscu na pewno pojawi się keczup, ale może podsunąć im jeszcze sos sojowy i ostrygowy, różne oleje i oliwę, chrzan, winegret, harisę, guacamole? A co z dodatkami? Jeśli wsypią pokruszone czipsy cynamonowe, nie zrażajcie ich, ale podsuńcie inne, mniej awangardowe. Kukurydza zamiast groszku. Paluszki krabowe, szynka, kabanosy, ser żółty i nie tylko? No i jeśli los was obdarzył dziećmi, które lubią oliwki (zazdroszczę), to koniecznie, w każdym kolorze.

CZYTAJ WIĘCEJ:

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 13/2020