Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Pisane na przestrzeni kilkudziesięciu lat, układają się w spójną całość, która nie wynika tylko z zebrania pod wspólną okładką tekstów o jednej epoce. Ważniejsze, że stanowią one odbicie autorskich pasji i dotykają tematów, którym prof. Borejsza pozostaje wierny. A są wśród nich takie, które po roku 1989 niemal zniknęły z polskiego dyskursu historycznego - dotyczy to przede wszystkim dziejów polskiej lewicy i polskiego socjalizmu.
"Książka ta nie jest obiektywna - usprawiedliwia się autor. - Szkice moje noszą niewątpliwie znamię polonocentryzmu. Jestem też stronniczy w ferowaniu wyroków. Patrzę nieraz na działalność rządów francuskiego czy angielskiego przez pryzmat polskiej, a nie francuskiej czy angielskiej racji stanu (...) często widzę Zachód oczyma polskich powstańców, emigrantów i zesłańców dziewiętnastowiecznych. Odtwarzam przeszłość, wcielając się niemal w moich bohaterów i rezygnując czasem z roli komentatora. Bez empatii nie ma jednak zawodu historyka".
Empatia połączona z umiejętnością wykorzystania źródeł, wskrzeszania zapomnianych postaci i ożywiania scen z przeszłości sprawia, że prof. Borejsza umie dotrzeć nie tylko do typowego czytelnika prac historycznych. Szkice czy też eseje składające się na "Piękny wiek XIX" publikowane były zresztą w znacznej części w tygodnikach i miesięcznikach społeczno-kulturalnych: "Nowej Kulturze", "Polityce", "Odrze" "Gazecie Wyborczej". Także w "Tygodniku Powszechnym", w latach 80. Na przykład "Dylematy Aleksandra Wielopolskiego" ukazały się na naszych łamach 22 lipca 1984 r. - "na czterdziestolecie PRL jako jawne przypomnienie, że jesteśmy krajem zależnym od ZSRR", komentuje teraz autor, dodając, że Wielopolski "w ocenie ówczesnej rzeczywistości stawał się postacią metaforyczną".
Bo "Piękny wiek XIX" to także głos w debacie o sprawie polskiej i orientacjach geopolitycznych polskiej myśli nie tylko dziewiętnastowiecznej. Dodane w obecnym wydaniu szkice, powstałe w ostatnim dwudziestoleciu, pozwalają spojrzeć na tamte spory z perspektywy Polski znów niepodległej. Zastanowić się nad tym, jak traktujemy naszą tradycję historyczną, co się z niej dzisiaj wybiera, a co pomija. I nad tym, jakie lekcje płyną z doświadczeń wieku XIX dla współczesnych Polaków, szukających na nowo miejsca w odmienionej Europie.
"Polscy politycy ostatnich dziesięcioleci - pisze autor - hipnotyzują się wzajemnie gorliwością w odwołaniach do niezmiernie skróconej i uproszczonej tradycji historycznej. Pamięć narodowa zaczyna się ustawowo w Instytucie tejże pamięci poświęconym od roku 1939. Sprowadza się bardzo często do narodowej wiktymologii. W tej wiktymologii w środkach masowego przekazu niepomiernie ogromnieje miejsce powstania warszawskiego". I zadaje pytanie: "Czy historyk ma prawo uprawiać kult tylko jednej i tylko takiej tradycji? Pamięć narodowa nie może być spłaszczona, skrócona, uproszczona, sprowadzona jedynie do dwóch barw: białej i czarnej. Składają się na nią nie tylko same walka i męczeństwo, prawdziwe i rzekome, milionów ludzi, ale i dziesięciolecia codziennego życia, dzieje przemysłu, handlu, kultury, odkryć naukowych i współżycia z innymi narodami".
"W Warszawie - czytamy dalej - zlikwidowano plac Komuny Paryskiej, przywracając chwalebnie starą nazwę placu Wilsona". Amerykańskiemu prezydentowi należy się wdzięczność, jednak powstanie ludowe mieszkańców Paryża też zasługuje na naszą pamięć; przecież jednym z jego haseł było "Niech żyje Polska!"... Zdrowa pamięć historyczna nie może być wybiórcza. I powinna utrwalać w pamięci współczesnych to, co godne podziwu, ale też przeciwdziałać megalomanii narodowej. To dodatkowa lekcja z lektury tej książki. (Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2010, ss. 510. Sporo świetnych ilustracji!)