25 skrzyń prawdy

Coraz odważniej stawia się ostatnio pytania o istotę powstań śląskich, o próby zawłaszczania pamięci o tamtych wydarzeniach oraz o współczesną tożsamość mieszkańców regionu. Do dyskusji na ten temat zaprosiliśmy samorządowców, badaczy i publicystów z Górnego Śląska.

24.05.2011

Czyta się kilka minut

/fot. Grzegorz Klatka. Archiwalne zdjęcie ze zbiorów Muzeum Czynu Powstańczego /
/fot. Grzegorz Klatka. Archiwalne zdjęcie ze zbiorów Muzeum Czynu Powstańczego /

Tygodnik Powszechny: Czy powstania śląskie to była wojna domowa?

Tadeusz Kijonka: Zdecydowanie nie. Zdarzało się, że front dzielił rodziny, ale to nie jest obraz całości. Pamiętajmy, że powstania wybuchały rok po roku, formalnie w granicach państwa niemieckiego, za każdym razem z innej przyczyny. Czy masakra mysłowicka spowodowana przez Grentzschutz nie doprowadziła do wybuchu pierwszego powstania? A terror czyich bojówek, w tym atak na Polski Komisariat Plebiscytowy w hotelu Lomnitz, doprowadził do drugiego powstania? Wreszcie trzecie powstanie - jako reakcja na niekorzystny podział obszaru plebiscytowego w Wersalu...

Dla Niemiec utrzymanie Górnego Śląska było sprawą najwyższej wagi. Próby dowodzenia, że Polska "napuszczała" jednych Ślązaków przeciwko drugim, a Niemcy robili to samo po swojej stronie, i że to spowodowało wybuch powstań, to zbytnie uproszczenie.

Dlaczego? Oba państwa miały na Górnym Śląsku swoje interesy, oba stosowały różne metody walki.

T. Kijonka: Na powstania trzeba patrzeć z perspektywy europejskiej. W wyniku I wojny światowej na mapie Europy powstały punkty zapalne, które stały się obszarem konfrontacji militarnych - wśród nich był Górny Śląsk. Pamiętajmy, że od połowy XIX wieku rośnie tu w siłę ruch polskiego odrodzenia narodowego. Ślązacy zaczynają się rozczytywać w polskiej literaturze, a Towarzystwo Czytelni Ludowych liczy trzysta placówek. Dla kogo Karol Miarka wydaje Mickiewicza i Słowackiego? A pielgrzymki Ślązaków do Krakowa, na przykład na odsłonięcie Pomnika Grunwaldzkiego? A ruch Eleuzis, jeszcze przed pierwszą wojną przygotowujący elitę polskiego ruchu narodowego? To wszystko działo się w epoce Bismarcka - w państwie Żelaznego Kanclerza! Już 25 października 1918 r. Wojciech Korfanty w słynnej mowie w Reichstagu domagał się powrotu ziem etnicznie polskich, w tym Górnego Śląska, do niepodległej Polski, co wywołało propolskie demonstracje.

Powstania śląskie były nieuniknione i miały charakter zrywów narodowych. Tak postrzegali je wybitni śląscy dowódcy powstań, m.in. Jan Ludyga-Laskowski, Alfons Zgrzebniok, Walery Fojkis czy Jan Wyględa, który przybrał wymowny pseudonim "Traugutt". Ich zdanie też powinno się dziś liczyć! Jakże wymowna jest fotografia, na której widać Korfantego z Maciejem Mielżyńskim i grupą powstańców - kosynierów z Pszowa - w tle, wyraźne nawiązanie do tradycji polskich powstań narodowych! Głównym celem powstań było włączenie części Górnego Śląska, gdzie dominowali etnicznie polscy Ślązacy, do innego państwa - i jest to przypadek wyjątkowy. Nie był to konflikt etniczny między Ślązakami, lecz insurekcja skierowana przeciw państwu niemieckiemu.

A może te dwie perspektywy - wojny domowej i powstania narodowego - trzeba nałożyć na siebie?

Jerzy Gorzelik: Trafna uwaga! Problem polega na tym, że w okresie międzywojennym wypracowano w Polsce model interpretacji powstań, w którym nie mogło być mowy o wojnie domowej. W PRL-u dodano element wyzwolenia społecznego. Ci, którzy przyzwyczaili się do tej tradycyjnej interpretacji, zauważają teraz ze zgrozą, że o powstaniach zaczyna się dyskutować bez tabu. Z perspektywy Górnoślązaków trzecie powstanie śląskie miało wymiar wojny domowej - inaczej jednak widziano to z Warszawy czy Berlina. To naturalne.

Nie używałbym słów o odrodzeniu narodowym, bo w XIX wieku narody dopiero się tworzyły. Powstało niemieckie państwo narodowe, które chciało Górnoślązakom narzucić pewien model kultury, i to właśnie bolesne dostosowywanie kultury do państwa spowodowało u niektórych poczucie wykluczenia i sprawiło, że ludzie stali się podatni na wpływy polskiej idei narodowej. Oczywiście, gdyby nie to, że przed I wojną światową polskość była już zaszczepiona wśród części Górnoślązaków, do konfliktu by nie doszło. Mieszkańcy regionu byli głęboko podzieleni - ów podział znalazł oddźwięk w plebiscycie z marca 1921 r. Był on niedoskonałym, ale najlepszym wskaźnikiem nastrojów, bo wzięła w nim udział większość mieszkańców.

Powinniśmy też oddzielić indywidualne motywacje od ogólnych inspiracji. Rzeczywiście, część górnośląskiej elity była zafascynowana ideami romantycznymi i czerpała z tradycji powstań narodowych. Ale są też motywacje natury ogólnej. Na przykład trzecie powstanie było precyzyjnie zaplanowaną akcją militarną, elementem większego projektu politycznego Wojciecha Korfantego. Na spontaniczność miejsca tam nie było. Chcę zwrócić na to uwagę: to powstanie nie przez przypadek nie jest mitogenne i nie odgrywa w świadomości Polaków szczególnie znaczącej roli. Różni się od dwóch wcześniejszych - mamy tu do czynienia z podejściem skrajnie pragmatycznym, przemyślanym w najdrobniejszych szczegółach, w którym najważniejszą zasadą jest minimalizowanie strat i przemocy.

T. Kijonka: Przyjęcie, że w XIX wieku narody dopiero się tworzyły, to duże uproszczenie. Jest wiele teorii na ten temat. Fakt polskiego odrodzenia narodowego na Górnym Śląsku jest naukowo niepodważalny. A co do trzeciego powstania - na pewno nie wybuchło spontanicznie i przygotowane było perfekcyjnie. Nie zmienia to faktu, że przewaga militarna po stronie niemieckiej była zdecydowana. Wystarczy porównać, kto dowodził Selbstschutzem i innymi jednostkami: kilku generałów, kilkunastu pułkowników... Sformowano nawet specjalne kompanie oficerskie, podczas gdy po polskiej stronie wystąpiła armia złożona z prostych Ślązaków, zaś oficerów brakowało chronicznie.

J. Gorzelik: A skąd to wiadomo? Nie ma wystarczających źródeł. Nie da się ustalić liczebności Ślązaków po stronie niemieckiej.

Piotr Spyra: Warto przypomnieć liczby: mówimy o 15 tys. powstańców w pierwszym, 20 tys. powstańców w drugim oraz o ok. 50 tys. powstańców w trzecim powstaniu. Pułkownik Ryszewski dokonał opartych na analizie dostępnych źródeł szacunków, z których wynika, że prawie 90 procent powstańców to byli Górnoślązacy. Zza granicy przyszło ośmiuset oficerów, przeważnie wyższych, oddelegowanych przez Wojsko Polskie do pracy sztabowej, i 7 tys. ochotników - w tym około tysiąca mieszkańców ziemi częstochowskiej, którzy szli do powstania "za miedzę", aby bez przymusu wesprzeć rodaków. Kolejnym pięknym przykładem integracji są zagłębiowscy harcerze, wśród nich słynna pierwsza drużyna im. generała Dionizego Czachowskiego.

Zgadzam się, że nie byłoby powstań śląskich, gdyby nie polskie odrodzenie narodowe w II połowie XIX wieku. Przychylam się

do zdania tych historyków, którzy uznają, że narody kształtowały się już od średniowiecza. Pod koniec 1918 r. na Górnym Śląsku mieliśmy do czynienia z identyczną sytuacją, jak na wszystkich ziemiach polskich: na przykład w Cieszynie, Lublinie czy Warszawie. Wszędzie miały miejsce wiece, na których domagano się powstania państwa polskiego. Na Górnym Śląsku pierwszy masowy wiec zorganizowano 10 listopada w Bytomiu, kolejny odbył się w Królewskiej Hucie - dziesiątki tysięcy ludzi żądało przyłączenia regionu do Polski. Powstań można by uniknąć, gdyby Niemcy zachowali się tak, jak Austriacy w Cieszynie, którzy po prostu przekazali teren Polakom. Na pruskim Górnym Śląsku odpowiedzią były jednak brutalne represje władz niemieckich.

J. Gorzelik: A jak skomentuje Pan fakt, że w Lublinie nie odbyły się masowe demonstracje domagające się przynależności do Rosji? W tym samym czasie na Górnym Śląsku za przynależnością do Niemiec manifestowały tłumy.

P. Spyra: Zostańmy przy Śląsku: w 1919 r. odbyły się tu wybory komunalne, w których Niemcy ponieśli druzgocącą klęskę. To też o czymś świadczy.

Choć, dodajmy, nie przełożyło się to na wynik plebiscytu.

P. Spyra: Wielka szkoda... Co do wojny domowej - przypomnijmy, że w czasie powstania styczniowego wielu polskich chłopów rekrutowano za rosyjskie pieniądze do wyłapywania powstańców. Służyli carowi, który obiecał im za to ziemię. Nikomu jednak nie przychodzi do głowy, żeby mówić, że powstanie styczniowe było wojną domową! Jeśli uznamy, że wojna domowa jest walką między obywatelami tego samego państwa, to z identyczną sytuacją mamy do czynienia w czasie wszystkich powstań narodowych.

Czy ta analogia ma sens? W przypadku powstania styczniowego mamy do czynienia z opresją z zewnątrz, natomiast w czasie powstań śląskich sytuacja była bardziej skomplikowana: mówimy tu o dwóch siłach, które współegzystują na jednym terenie i w pewnym momencie stają do walki.

P. Spyra: Sytuacja etniczno-polityczna tutaj i w Kongresówce była podobna, mimo że Górny Śląsk nie był pod żadnym zaborem. Mieliśmy tu do czynienia z etnicznym polskim żywiołem pod polityczną i etnicznie obcą władzą państwową. W rejencji opolskiej Polacy przeważali wśród chłopów i robotników, którzy mówili po polsku, choć z ich polityczną świadomością było już gorzej. W zaborze rosyjskim było podobnie, choć tam również elity społeczne były polskie.

O odrodzeniu narodowym możemy mówić dlatego, że społeczność, która od zawsze mówiła po polsku, po XVI wieku zaczęła ulegać germanizacji. Odrodzenie nastąpiło na bazie języka i świadomości odrębności, bo świadomość górnośląska w II połowie XIX wieku kształtowała się w opozycji do niemczyzny. Ci ludzie nagle zauważyli, że mówią w innym języku, i zaczęli domagać się

prawa do polszczyzny w kościele, szkole i urzędzie. Na tym właśnie Korfanty zbudował polską świadomość polityczną wśród Górnoślązaków.

Andrzej Drogoń: Jeśli uznamy, że powstania śląskie, zwłaszcza trzecie, były wojną domową, to chciałbym zapytać: w jakim domu się toczyły? Nie zgadzam się też z tym, że nie było na Śląsku odrodzenia narodowego i że narody powstawały dopiero w XIX wieku. Przecież już w XVIII wieku wybuchały powstania narodowe! Już w Konstytucji 3 maja w preambule występuje odwołanie do narodu, choć, oczywiście, rozumienie tego pojęcia zmienia się z biegiem czasu.

Poczucie więzi z narodem polskim było utożsamiane z katolicyzmem. To Kościół był Ojczyzną. Katolicyzm jednoczył przeciwko temu, co było związane z pruską wizją budowania jednolitego, silnego narodu niemieckiego. To nie przypadek, że na Górnym Śląsku ludzie najczęściej modlili się, a księża spowiadali po polsku. Dla mnie jest to najważniejsze odniesienie.

Korfantego z kolei uważam, po Dmowskim i Piłsudskim, za trzecią najważniejszą postać dwudziestolecia międzywojennego - przecież nie tylko na Śląsku zaznaczył on swoją wielką narodową postawę. Pamiętajmy, że był również związany z Komisariatem Naczelnej Rady Ludowej w Poznaniu, a powstanie wielkopolskie to też była jego droga. Wyraźnie widać, że zrywy powstańcze miały charakter narodowy i zmierzały do tego, aby terytorium, które objęły, przypisać państwu polskiemu.

J. Gorzelik: Nie kwestionuję, że wśród części Górnoślązaków pojawiło się pod koniec XIX wieku i rozwijało potem, na początku XX wieku, polskie poczucie narodowe. Mam jednak wrażenie, że traktujecie Panowie tę część jako całość - a to już jest nadużycie.

A. Drogoń: Odnotowałem sobie Pańskie słowa: "nigdy nie powiedziałbym, że powstania śląskie były odrodzeniem narodowym". To jak w końcu jest?

J. Gorzelik: Odrodzić może się coś, co było wcześniej. Wśród Górnoślązaków poczucie narodowe wcześniej nie występowało. Przyjmuję konstruktywistyczną teorię narodu, która za początek tak zwanych nowoczesnych narodów uznaje mniej więcej okres rewolucji francuskiej, i z tego założenia wyciągam wniosek, że w II połowie XIX wieku nie mogło być na Śląsku odrodzenia narodowego. Nie oznacza to jednak, że nie upowszechniało się polskie poczucie narodowe. Co do efektu jesteśmy zgodni, różnią nas poglądy na źródła tego zjawiska.

Wróćmy do śląskiej wojny domowej lub jej braku. Czy pewną wskazówką nie jest dla nas przebieg plebiscytu na Mazurach i Warmii? Tam głosowało się rodzinami, w całości: albo za przyłączeniem do Polski, albo, znacznie częściej, przeciw. Czy na Górnym Śląsku było podobnie, czy może w samych rodzinach dochodziło do podziałów?

J. Gorzelik: Mój pradziadek głosował za Polską, ale jego bracia - za Niemcami. Zresztą, o wiele bardziej wymowne było ponowne głosowanie, tym razem nogami, gdy już po podziale regionu w 1922 r. członkowie tych samych rodzin dzielili się: ci, którzy uznali, że ich miejsce jest w Niemczech, przechodzili na niemiecką stronę granicy, a niektórzy ich krewni przechodzili na stronę polską.

Wracam do pytania Andrzeja Drogonia: w jakim domu miałaby odbywać się ta wojna domowa? Kluczowe wydaje mi się tu pojęcie Heimatu, które pochodzi od Heim - "dom". Dla Górnoślązaków, bez względu na to, czy byli propolscy, czy proniemieccy, Górny Śląsk bez wątpienia był Heimatem, uważali tę przestrzeń za swoją i z nią się głęboko identyfikowali.

A. Drogoń: Jak Pan sądzi, jaka jest różnica między "ojcowizną" a Heimatem?

J. Gorzelik: Za tymi słowami kryje się ta sama treść.

A. Drogoń: Dlaczego więc nie popularyzujemy słowa "ojcowizna"?

J. Gorzelik: Choćby dlatego, że Heim odwołuje się do domu, ogniska domowego, a ojcowizna do ojca. Uważam, że jest takie pojęcie, które usiłuje się promować i ma charakter słowiański, jest nim "domowina".

Przy okazji dyskusji o Górnym Śląsku pojawia się często żal, że powstania nie weszły do panteonu narodowego. Na ile słusznie? Przecież każdy średnio rozgarnięty obywatel tego kraju wie mniej więcej, kim był Korfanty i gdzie leży Góra św. Anny. W PRL-u historia powstań również nie była zamiatana pod dywan, bo uznano ją za skuteczny oręż antyniemiecki.

T. Kijonka: To kolejne uproszczenie. Rzeczywiście, w 1945 r., kiedy część powstańców wróciła na Śląsk, wydawało się, że oto nadchodzi ich czas. Nic bardziej mylnego. Po kilku latach Związek Weteranów Powstań Śląskich został wcielony do ZBOWiD-u, pozbawiono go majątku, a wielu czołowych powstańców trafiło do więzień. W okresie stalinowskim uznano, że powstania śląskie były aktem nacjonalistycznym i antykomunistycznym, a drugie powstanie uniemożliwiło wywołanie na Śląsku rewolucji proletariackiej. Dopiero po Październiku ’56 sytuacja zaczęła się zmieniać, głównie dzięki Jerzemu Ziętkowi, który wywalczył nawet w 1971 r. awanse powstańców do stopnia podoficera. Na Śląsku wciąż jednak eksponowano w badaniach ruch robotniczy głównie z kręgu KPP wpisany w obszar Czerwonego Zagłębia - nie bez nadużyć naukowych. Po roku 1990, gdy pokolenie powstańców śląskich schodzi ze sceny, następuje ograniczenie badań, dochodzi do likwidacji Instytutu Śląskiego i Wojskowego Instytutu Historycznego. Dyskutujemy teraz o powstaniach jako o wojnie domowej, a nie jesteśmy nawet w stanie odzyskać willi Korfantego ani stworzyć ośrodka badań nad powstaniami śląskimi...

Ale dyskusja nad powstaniami nie zaginęła, tylko wkroczyła w inny wymiar, o którym ani w dwudziestoleciu międzywojennym, ani później w PRL-u nie mogło być mowy.

T. Kijonka: Teza o wojnie domowej jest tezą niemiecką i nienową. Nowe jest to, że artykułują ją Polacy.

J. Gorzelik: Irytacja Tadeusza Kijonki ma związek z faktem, że w ostatnich latach doszło do zakwestionowania monopolu polonocentrycznej interpretacji powstań śląskich, a w zasadzie monopolu myślenia kategoriami nacjonalizmu. Takie spojrzenie wciąż istnieje, zarówno w Polsce, jak i w Niemczech. Ale pojawiły się też idee, które odrzucają perspektywę narodową, przyjmując spojrzenie ogólnoludzkie. Bliskie mi jest stanowisko, że poczucie człowieczeństwa jest ważniejsze niż poczucie polskości czy niemieckości i że to ono powinno się stać podstawą nowego myślenia.

W takim razie blisko Panu do Zbigniewa Kadłubka, który w 2008 r. powiedział, że z etycznego punktu widzenia powstania śląskie były hańbą - potem dodał, że miał na myśli fakt, iż zamiast negocjować, obie strony chwyciły za broń. Ktoś poczuł się znieważony tymi wypowiedziami i wszystko skończyło się pozwem do prokuratury.

J. Gorzelik: Nie użyłbym słowa "hańba", rezerwując pojęcia stygmatyzujące dla oceny indywidualnych zachowań. Na pewno była to tragedia. Użycie przemocy zawsze jest tragedią. Taka konstatacja pozwala rozpocząć dyskusję o historii na gruncie neutralnych wartości. W Polsce i w Niemczech wykształciły się różne kultury pamięci. Taki pluralizm nie jest niczym złym. O wiele bliższa jest mi jednak teoria o trzecim powstaniu śląskim jako wojnie domowej. Ona odpowiada mojej wrażliwości, ale nie uważam, że to jest jedyna słuszna interpretacja i że ona wyklucza wszystkie inne. Oczywiście, z perspektywy części uczestników powstań, był to zryw narodowy.

Przez lata dramatem był monopol jednej z kultur pamięci o powstaniach. W tej chwili zaczyna się on kruszyć. Dyskusja zaczyna też angażować ludzi, których wcześniej odstraszało to, że obraz powstań był jednostronny, przez co mało wiarygodny. Jeśli mówimy o zaginionych archiwaliach powstańczych, nie odwołujmy się tylko do zbiorów polskich! To przykład zamykania się w jednej kulturze pamięci. Sądzę, że badania nad powstaniami będą posuwały się do przodu, jeśli zburzymy pewne bariery mentalne. Zyskamy więcej materiału badawczego i nie będzie już poczucia, że jakieś tezy wysuwane przez historyków mogłyby być niebezpieczne.

Ostatnio widać wyraźny rozdźwięk między językiem historyków a polityków. Zauważyłem to, kiedy 2 maja uczestniczyłem w oficjalnych uroczystościach pod pomnikiem w Katowicach, w czasie których odsądzano od czci i wiary tezę o górnośląskiej wojnie domowej, a następnego dnia brałem udział w spotkaniu z udziałem historyków, na którym uznano, że jest to teza uprawniona. Czytałem też niedawny wywiad z profesorem Zygmuntem Woźniczką, który również stwierdził, że można tak postrzegać powstania. W tej konfrontacji politycy stoją na straconej pozycji - to oni będą musieli z czasem dostosować swój język do języka, którym posługują się środowiska naukowe, dopuszczające wielość interpretacji.

Nie poruszyliśmy dotychczas ważnego wątku motywacji. Zdaje się, że tu również coraz wyraźniej do głosu dochodzą dwie konkurencyjne wizje. Według jednej z nich, powstańcy chcieli przyłączenia Górnego Śląska do Polski, ponieważ byli przesiąknięci romantyzmem, kochali Polskę, mówili po polsku. Ale pojawiają się też opinie, że do Polski przyciągnęła ich symboliczna "krowa Korfantego", czyli obietnica szybkiej poprawy sytuacji ekonomicznej. Która wizja jest Panom bliższa?

A. Drogoń: Nie jesteśmy dzisiaj w stanie wniknąć w istotę świadomości ludzi, którzy prezentowali takie czy inne postawy po I wojnie światowej. Możemy tylko badać czynniki zewnętrzne. Mówi się, że w wyniku plebiscytu głosy rozłożyły się mniej więcej po połowie, ale pomija się fakt, czy liczy się to razem z głosami emigrantów - ok. 200 tys. po stronie niemieckiej i ok. 80 tys. po stronie polskiej. Spór o emigrantów w moim odczuciu nie ma większego znaczenia, ponieważ niezależnie od tego, czy liczylibyśmy te głosy, czy nie - wynik i tak był korzystniejszy dla Niemiec. I nie w tym tkwi istota przegranej.

Chcę zwrócić uwagę na pewien pomijany szczegół: na Warmii i Mazurach plebiscyt odbywał się w momencie, gdy w Białymstoku tworzono polską republikę sowiecką. Tam był prosty argument - głosując za Polską jesteś za przyłączeniem do Związku Sowieckiego. Wybór był więc konsekwencją czynnika zewnętrznego. Wydaje się, że na Górnym Śląsku również odgrywał on dużą rolę. Proszę zwrócić uwagę na daty. 17 marca 1921 r. zostaje uchwalona konstytucja marcowa. Dzień później podpisujemy traktat ryski. 20 marca odbywa się plebiscyt na Górnym Śląsku. Korfanty prosił o przyspieszenie prac nad konstytucją, aby mogła ona obalić jeden z popularnych mitów, że Polska jest państwem sezonowym. Domagano się też, aby wreszcie zamknąć rokowania w Rydze. Ze Śląska płynęły takie postulaty, bo chciano pokazać, że Polska ma nie tylko stabilny rząd, ale i ustalone granice.

Badałem statystyki kościelne ze Śląska. Wiemy, że ksiądz na kolędzie jest jednym z najlepszych rachmistrzów spisowych. Z części danych wynikało, że 96 procent mieszkańców województwa śląskiego w pierwszym okresie po plebiscycie podawało jako swoją religię rzymski katolicyzm i wpisywało polską narodowość. Gdyby przyjąć, że ponad 90 procent deklarowało przynależność do Polski w ramach powstałego już województwa, po tym "głosowaniu nogami", to mamy sytuację dość przejrzystą. Ale jak te wyniki pogodzić chociażby z wyborami komunalnymi w 1926 r., gdzie zdecydowanie większa część mandatów, niż należało się spodziewać, ponad 40 proc., została przekazana w ręce reprezentantów ugrupowań niemieckich?

Do kwestii świadomości nawiązuje też poczucie zagrożenia tego, czym jest polska świadomość narodowa. Dlaczego później Niemcy dążyli do tego, żeby eliminować wszystko, co jest związane z powstaniami śląskimi? Dlaczego, gdy przejęli je od Sowietów we Lwowie, dokładnie przejrzeli i częściowo zniszczyli archiwa województwa śląskiego? Nie znamy losów dwudziestu pięciu skrzyń zawierających dokumenty, które w moim odczuciu są skrzyniami prawdy - mam nadzieję, że kiedyś zostaną odnalezione. Dysponuję zbiorem ustaw Sejmu Śląskiego z okresu pierwszego dziesięciolecia z podpisem Jana Kędziory. Był on szefem najsilniejszej frakcji w pierwszym Sejmie Śląskim - frakcji, mówiąc umownie, chadeckiej. Jeden ze studentów przyniósł mi ten materiał, konwencję górnośląską, która pochodziła ze zbiorów jego dziadka, i część protokołów poświęconych różnym posiedzeniom klubu chadeckiego. Dokumenty odnaleziono podczas remontu domu. Przyjdzie czas, że być może odnajdą się i inne materiały, tylko gdzie wówczas ci ludzie mają się z nimi kierować?

P. Spyra: Jeżeli chodzi o motywację samych powstańców, to zgadzam się, że należy ją osadzić na tle europejskim. Po I wojnie światowej rozpadają się dawne monarchie, przestaje ostatecznie istnieć system Świętego Przymierza, pojawiają się dążenia wolnościowe. Na ogół powstańcy, zarówno miejscowi, jak i ci, którzy przyjeżdżali, by wspomóc rodaków, szli za takim szlachetnym porywem serca. Chcieli wywalczyć wolność dla Śląska, którą identyfikowali z przynależnością do Polski. Jeżeli chodzi o stronę niemiecką, to już tak pozytywnie bym tych motywacji nie oceniał. W archiwach są informacje, że książę pszczyński agitował wśród robotników tyskich browarów książęcych, żeby za duże pieniądze szli ochotniczo do Selbstschutzu bronić niemieckiego Śląska.

J. Gorzelik: Indywidualnych motywacji na pewno nie poznamy. Zastanawiając się nad duchowym klimatem tamtego czasu, musimy uwzględnić to, że rozgrywka o Górny Śląsk toczyła się po I wojnie światowej, która nie tylko zburzyła ład polityczny w Europie, ale też porządek moralny. Jak każdy krwawy, długi konflikt, tak i ten spowodował kryzys wartości, pozostawił masę ludzi okaleczonych psychicznie, nie tylko fizycznie. W I wojnie światowej zginęło 60 tys. Górnoślązaków, kilkadziesiąt tysięcy wróciło jako inwalidzi, a rany psychiczne były niemierzalne. W tak doświadczonej społeczności doszło do konfrontacji.

Jeden z najsłynniejszych pisarzy górnośląskich Horst Bienek napisał w "Pierwszej polce" tak: "Tragedia Górnoślązaka polega na tym, że nie jest on ani Polakiem, ani Niemcem, lecz właśnie Górnoślązakiem, i że w każdym przypadku robi mu się krzywdę, gdy zabierze się go do Polski albo Niemiec". Może te gorzkie zdania są mianownikiem, nad który dałoby się wciągnąć tak odmienne opinie jak te, które Panowie prezentujecie?

T. Kijonka: Szanuję zdanie znakomitego pisarza, ale go nie podzielam. Można być Polakiem z rodowodem górnośląskim. Mówię to jako wnuk "polskiego króla" z Rownia pod Żorami, komisarza cywilnego w trzecim powstaniu; syn powstańca i uczestnika obrony Zaolzia w 1919 r. Ma też znaczenie, że moi rodzice nie przyjęli volkslisty i zostali uwięzieni przez gestapo. To cud, że doczekali końca wojny - a mnie z młodszym bratem nie wywieziono gdzieś w głąb Niemiec. Mój rodowód nie oznacza, że nie rozumiem tragedii i powikłań górnośląskich. Jestem rodowitym Ślązakiem i noszę w sobie śląskie stygmaty.

J. Gorzelik: Ja się pod zdaniami Bienka podpisuję, z tym zastrzeżeniem, że każdy sam określa swoją tożsamość. Jestem Górnoślązakiem i mam w pamięci wiele szczegółów, które pokazują tragiczne uwikłania tej ziemi. Dużo mówimy o Korfantym. Przypomnę więc tylko, że Korfanty, który przez lata narażał życie dla polskiego Śląska, umarł w poczuciu, że Polska go odrzuciła.

A. Drogoń: Ale jego pogrzeb był największym pogrzebem w dwudziestoleciu międzywojennym po pogrzebie Piłsudskiego! To była niezwykle patriotyczna, polska manifestacja.

P. Spyra: Nie jest to zdanie, pod którym bym się podpisał. Jestem Ślązakiem, który wywodzi się z typowo pogranicznej tradycji. Część rodziny prezentowała wyraźną opcję polską, byli i tacy, którzy nie czuli się Polakami. Mój dziadek, przed wojną wiejski nauczyciel, trafił do Auschwitz, dwóch wujków ze strony matki nie wróciło spod Stalingradu. Górnoślązacy nie potrzebowali Bienka, paradygmatów ani oficjalnych dyskusji, żeby zrozumieć, w jak skomplikowanej sytuacji znajdowali się i ciągle się znajdują. Jeśli mam mówić o sobie, to jestem Górnoślązakiem, z tego wynika, że jestem Polakiem, z tego zaś wynika, że jestem Europejczykiem.

A. Drogoń: Tragedia to dla mnie za duże słowo. Powiedziałbym raczej: "specyfika". Podobną historię ma wiele rejonów kraju. Kocham Śląsk, ale patrzę na jego problemy i jego historię trzeźwo.

T. Kijonka: Dużo mówimy o datach, o tym, że ważny jest wymiar ogólnoludzki. Połączę te dwa spojrzenia. Rocznicowe uroczystości zaplanowano na 21 maja na Górze św. Anny. Właśnie tego dnia w 1921 r. rozpoczęła się tam duża kontrofensywa niemiecka. Uczestniczył w niej Freikorps Oberland z Bawarii - jednostka, która wsławiła się mordami na niebywałą skalę. W pamięć powstań śląskich trzeba wpisać także inne bardzo drastyczne wydarzenia. Perspektywa ogólnoludzka nie powinna skazać na zapomnienie chociażby faktu, że z nastaniem wojny rozstrzelano 900 powstańców. Powstańcy śląscy trafili do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, ale wielu zginęło w Katyniu. I pomyśleć, że wciąż nie ma wielkiej księgi powstańczych losów wpisanych w kanon polskiej tradycji niepodległościowej. Trwa natomiast wyciszanie pamięci i tradycji powstań śląskich, która przestała być częścią patriotycznej edukacji i wciąż stanowi margines w badaniach historyków.

Nie ma jednej pamięci, jest suma pamięci, która składa się na pamięć zbiorową. Dlatego nie chciałbym, by przeważyła opinia o powstaniach jako wojnie domowej. Byłaby to tragedia dla pamięci o śląskich powstańcach, generacji patriotycznego poświęcenia, którzy dziś są poddani weryfikacji, ponoć w imię historycznej prawdy.

Andrzej Drogoń (ur. 1958) jest prawnikiem, sędzią, dyrektorem katowickiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej.

Jerzy Gorzelik (ur. 1971) jest historykiem sztuki, członkiem zarządu województwa śląskiego, liderem Ruchu Autonomii Śląska.

Tadeusz Kijonka (ur. 1936) jest dziennikarzem, politykiem, poetą, redaktorem naczelnym miesięcznika społeczno-kulturalnego "Śląsk".

Piotr Spyra (ur. 1968) jest wicewojewodą śląskim, jednym z założycieli Ruchu Obywatelskiego "Polski Śląsk", członkiem rady krajowej PO.

Dyskusję prowadził Michał Olszewski

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2011

Artykuł pochodzi z dodatku „Krwią i blizną (22/2011)