Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nie było bąbelków. Uchodzący gaz rozpuszczał się w otaczającej wodzie. Ale badający Morze Rossa naukowcy z uniwersytetu Oregonu i bez nich rozumieli: mamy problem.
„Znaleźliśmy wyciek w miejscu, w którym nurkuje się regularnie od lat 60., więc jesteśmy przekonani, że dopiero się rozpoczął” – mówił „Guardianowi” kierujący badaniami Andrew Thurber. Jak donosi jego zespół, u wybrzeży Antarktydy trwa proces, który może zaostrzyć klimatyczny kryzys. Z martwych glonów, nagromadzonych na dnie przez tysiące lat, do wody przedostaje się metan. A z niej trafia do atmosfery.
Naukowcy sądzili dotąd, że większość gazu z procesów gnilnych na dnie stanowi pożywkę dla bakterii i nie opuszcza oceanu. Nowe badanie wykazało jednak, że nawet w pięć lat po pojawieniu się gazu w okolicy nadal nie było dość metanożernych mikroorganizmów. „To opóźnienie jest naszym najważniejszym odkryciem. To zła wiadomość” – tłumaczy Thurber.
Co prawda metan niedługo krąży w atmosferze – rozkłada się w zaledwie 9 lat, a nie kilkaset, jak dwutlenek węgla – ale też absorbuje ciepło znacznie skuteczniej. Uwolnienie 1 proc. metanu związanego w arktycznej wiecznej zmarzlinie podniosłoby średnią temperaturę globu o 1,1 stopnia Celsjusza. To jedno ze sprzężeń zwrotnych sprawiających, że trudno precyzyjnie przewidzieć skutki emisji gazów cieplarnianych. Pierwszych szacunków dokonano w 1979 r. Z tzw. Raportu Charneya wynikało, że podwojenie stężenia CO2 w porównaniu z epoką przedindustrialną (jesteśmy w połowie drogi) doprowadzi do wzrostu średniej temperatury o między 1,5 a 4,5 stopnie Celsjusza. Te „widełki” obowiązywały cztery dekady.
Zespół 25 naukowców z całego świata, w ramach Światowego Programu Badań Klimatu, zawęził właśnie tamte szacunki. Na podstawie analizy trendów, wiedzy o systemie sprzężeń zwrotnych i badań klimatu sprzed tysięcy lat ustalono, że prawdopodobny scenariusz to ocieplenie między 2,6 a 3,9 stopni Celsjusza do końca stulecia. Dobra wiadomość: być może uda się nam uniknąć wariantu piekielnego. Zła: o optymistycznym też możemy zapomnieć. ©