Przecenione, niedocenione

1.

22.08.2007

Czyta się kilka minut

Nawiązując do pamiętnej ankiety paryskiej "Kultury" z lata 1992 roku, redakcja "Dziennika" zadała gronu krytyków i akademickich literaturoznawców pytanie, kto z pisarzy uczestniczących w życiu literackim ostatnich kilkunastu lat (albo, w szerszym ujęciu: dziesięcioleci, które upłynęły od zakończenia II wojny światowej) był twórcą przecenianym, kto zaś niedocenionym. Dwadzieścia osiem szkiców, będących odpowiedziami na to pytanie, ukazywało się na łamach "Dziennika" od 7 lipca do 10 sierpnia. W numerze z 11 sierpnia ankietę podsumowali jej pomysłodawcy i organizatorzy: Włodzimierz Bolecki, Magdalena Miecznicka i Piotr Kępiński.

Pomysł takiej właśnie ankiety w takim właśnie miejscu wydał mi się (i nadal się wydaje) istotny i godny pochwały. W końcu: rzadko się zdarza, by tak wielu krytyków w tak krótkim przedziale czasu mówiło o tym samym kręgu problemów nowej i najnowszej literatury na łamach codziennej, wpływowej gazety. Toteż: przez znaczną część lipca i pierwszą dekadę sierpnia czytałem (tak uważnie i tak cierpliwie, jak umiałem) kolejne ankietowe wypowiedzi. Przyznaję, że moje lekturowe wrażenia i wnioski z całego przedsięwzięcia nie we wszystkim są zgodne z niektórymi (ogólnymi) opiniami i oczekiwaniami tych, którzy ankietę wymyślili.

2.

We wspomnianym już, podsumowującym szkicu powiada Włodzimierz Bolecki, że wskazywanie zjawisk artystycznych, które są przeceniane, oraz tych, które są niedocenione, jest niezbędne "ze względu na istotę kultury oraz wiarygodność (...) krytyki". I mówi dalej: "Ta dyskusja jest (...) potrzebna samej krytyce jako instytucji życia publicznego, ale przede wszystkim samym krytykom, by zrozumieli, że swoich ocen nie mogą ukrywać za jakimkolwiek wyimaginowanym autorytetem - zwłaszcza anonimowym czy środowiskowym. Krytyk musi wiedzieć, że oceniając dzieła innych, sam też jest oceniany (...). Przeceniam czy niedoceniam? - to w istocie rzeczy podstawowe pytanie o samoświadomość krytyki, o jej profesjonalizm, a także o jej etykę".

Mocne słowa. Wynika z nich, iż uczestnikom ankiety "Dziennika" stawia Bolecki wymagania najwyższe z możliwych. Albo inaczej: że samą ankietę traktuje jako zdarzenie o wyjątkowej doniosłości, jako rodzaj publicznego wyznania krytycznoliterackich (a może: aksjologicznych) win i pomyłek, które powinno zaowocować szybkim wzrostem wiarygodności krytyków jako osób i krytyki jako instytucji, tym samym zaś umożliwić i przyspieszyć budowę prawdziwie pluralistycznej kultury, nareszcie uwolnionej od nacisku fałszywych autorytetów...

Projekt krytyki wiarygodnej, świadomej, profesjonalnej, pamiętającej o etycznym horyzoncie wygłaszanych sądów, jest mi równie bliski jak Boleckiemu. (Zresztą: któż chciałby krytyki niewiarygodnej i nieświadomej własnych celów?). Nie wierzę jednak w zbyt proste recepty na uzyskanie wiarygodności. Nie wierzę, mówiąc inaczej, w uzdrawiającą i oczyszczającą moc pytania o przecenianie i niedocenianie. Nie wątpię, że jest to jedno z ważnych dla krytyka pytań; nie jestem jednak pewien, czy jest to pytanie najważniejsze; nie wiem także, czy dobrze uzasadniona i przekonująca dla wszystkich odpowiedź na to pytanie jest dzisiaj możliwa.

Skądinąd: w odpowiedziach uczestników ankiety nie wyczuwam (może z jednym wyjątkiem) patetycznego napięcia, obecnego w deklaracji Boleckiego. Albo inaczej: te odpowiedzi nie zmieniają mojej wiedzy o wypowiadających się krytykach. Wiarygodni nadal są wiarygodni, mówiący tylko we własnym imieniu (i zgodnie z własnym systemem wartości) nadal mówią tylko we własnym imieniu...

3.

Niepokoi mnie także maksymalizm oczekiwań, zawarty w wyznaniu Magdaleny Miecznickiej: "Zadając pytanie »Jacy pisarze ostatnich lat byli Pani/Pana zdaniem przecenieni, a jacy niedocenieni i dlaczego« chcieliśmy zachęcić krytyków do weryfikacji istniejących hierarchii". Otóż: nie wierzę w krytyków, którzy pozwalają się do czegokolwiek zachęcać; nie wierzę także w weryfikacje hierarchii literackich dokonywane przy pomocy ankiet. Świat, w którym trzydziestu krytyków, krótko się zastanowiwszy i odpowiedziawszy na jedno pytanie, zmienia hierarchię, a więc sposób widzenia mniejszego czy większego wycinka literatury, wydaje mi się światem zbyt prostym; wcale też nie jestem pewien, czy chciałbym w takim świecie mieszkać.

Mógłbym rzec tak: sprawdzanie i weryfikowanie własnego sposobu widzenia literatury należy do podstawowych obowiązków krytyka. Jeśli zatem ktoś jest głęboko przeświadczony, iż przyjmowany powszechnie obraz literatury jest niepełny, wadliwy czy fałszywy, to może (albo: powinien) zaproponować i uzasadnić inny, własny obraz (rzecz jasna: ze świadomością tego, że przedsięwzięcie jest ryzykowne). Takich rzeczy nie załatwia się przy pomocy ankiet czy manifestów; tu potrzebna jest wybitna książka krytyczna. I albo ktoś ją napisze, albo pozostaniemy w sferze życzeń i postulatów. (Nie zachęcam nikogo do pisania; przypominam tylko pewną oczywistość.)

4.

Przecenianie i niedocenianie wydają się doświadczeniami dostępnymi i oczywistymi dopóty, dopóki nie zaczniemy pytać o ich definicję. Wtedy zaczynają się kłopoty i wahania; wtedy okazuje się, że mechanizm przeceniania/niedoceniania jest bardzo skomplikowany; że musimy wiedzieć, kto przeceniał, kiedy przeceniał, w jakim celu przeceniał... a wtedy wszelka oczywistość znika.

Można też powiedzieć tak: przecenianie i niedocenianie to zjawiska dobrze widoczne wtedy, gdy istnieje pewność ocen. Albo, trochę inaczej: możemy powiedzieć, że dzieło jest przecenione (niedocenione), gdy istnieje mocna hierarchia literacka i wyraźne kryteria wybitności (przynależności do kanonu). Jeśli hierarchia jest niejasna, a pojęcie współczesnego kanonu kwestionowane (tak postrzega dzisiejszą literaturę większość czynnych krytyków; problem ten powraca też w kilku odpowiedziach na ankietę), to wskazywanie dzieł przecenionych staje się wyłącznie częścią rozmowy o prywatnych wrażeniach i przeświadczeniach. Słowem: nie można weryfikować hierarchii, której istnienie jest pro-

blematyczne...

Konsekwencje wspomnianych kłopotów i wątpliwości są wyraźnie widoczne w drukowanych w "Dzienniku" wypowiedziach. Zestawienie nazwisk i tytułów, które się w nich pojawiają, wskazuje, że to, co dla jednych przecenione, dla innych jest niedocenione. W miejsce mechanizmu wzmacniania hierarchii pojawia się mechanizm wzajemnego unieważniania, neutralizowania sądów...

5.

W ankiecie "Dziennika" widoczne jest pomieszanie subiektywności z bezosobowością. Prywatnym sympatiom i antypatiom krytyków, bardzo widocznym w większości wypowiedzi, towarzyszy przeważnie gest bicia się w cudze piersi, wskazywania tego, co zostało przecenione i niedocenione przez jakichś nieokreślonych innych. (Dobrze ten gest rozumiem; pisanie o tym, co sam przeceniłem albo czego nie doceniłem, to trudne wyzwanie pisarskie i intelektualne).

Tylko Cezary Michalski odpowiedział na ankietowe pytanie dramatycznym wyznaniem klęski pokolenia, do którego sam należy ("Klęska liberałów i partyzantów prawdy", "Dziennik", 8 sierpnia). To wyznanie wraz z towarzyszącymi mu uwagami o przecenianiu ideowych przyjaciół to najmocniejszy akcent ankiety.

6.

Ankieta "Dziennika" nie weryfikuje istniejących hierarchii i nie wskazuje jednoznacznie winnych grzechu przeceniania i niedoceniania. Ale za to: jest ona bardzo ciekawym zapisem samopoczucia krytyków. Zapisem sytuacji współistnienia i rozmijania się różnych wizji literatury; sytuacji, w której narzucenie wszystkim jednego sposobu myślenia o literaturze jest praktycznie niemożliwe. Dla jednych jest to sytuacja najlepsza z możliwych, dla innych - doprowadzająca do wściekłości i rozpaczy.

7.

Te skrótowe i jednostronne uwagi chciałbym zamknąć prywatnym post scriptum. Byłem zaproszony do udziału w ankietach "Kultury" i "Dziennika"; w obu przypadkach nie potrafiłem napisać takiej odpowiedzi, która byłaby istotna dla mnie samego i mieściła się w ankietowej poetyce. Nie twierdzę, że moje decyzje były słuszne; pamiętam, że krytyk nieobecny to krytyk, którego nie ma.

Myślę przy tym, że wciąż wiele jest do zrobienia. Wciąż warto poznawać dawną i nową literaturę, wciąż warto podejmować wysiłek jej zrozumienia i uzasadniania sądów o jej zaletach i wadach. Wciąż warto mówić o możliwej i niemożliwej hierarchii. Rozmowa o przecenianiu i niedocenianiu nigdzie nie ucieknie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2007