Proszę księdza, chcę odejść

Episkopat stoi przed trudnym zadaniem. Powstaje instrukcja postępowania zludźmi, którzy nie chcą figurować wspisach Kościoła katolickiego.

16.10.2007

Czyta się kilka minut

Fot. TOMASZ WIECH /
Fot. TOMASZ WIECH /

Tylko we wrześniu ze strony internetowej Jarosława Milewczyka wzór aktu apostazji ściągnęło 1500 osób.

Nawet jeżeli założyć, że deklaracji poszukują ciekawscy dziennikarze, księża czy po prostu coraz liczniejsza grupa internautów zainteresowanych wszystkim, taka liczba daje do myślenia. Półtora tysiąca na miesiąc to dużo. Według Milewczyka istniejąca ponad rok strona www.apostazja.pl jest coraz popularniejsza.

Po ostatnim zebraniu plenarnym Episkopatu biskupi wydali lakoniczny komunikat: do kurii przychodzi coraz więcej wniosków od osób, które chcą odejść z Kościoła. Biskupi mówią nawet o "zorganizowanej akcji", przyznając, że napływające wnioski sprawiają duchownym problem.

Jak odróżnić chwilową, nieprzemyślaną decyzję od dojrzałego wyboru?

Czego można dowiedzieć się o motywacjach apostaty podczas krótkiej rozmowy w kancelarii?

Co zrobić z tymi, którzy chcą się wypisać z Kościoła z powodów finansowych?

A osiemnastolatkowie, którzy przychodzą do parafii z ogniem w oczach?

I w końcu: kiedy katolik przestaje naprawdę być katolikiem?

Pytań jest znacznie więcej.

---ramka 546531|lewo|1---Bóg oznacza bajkę

Jarosław Milewczyk kłopotów nie ma. Jak mówi, nie chciał swoim nazwiskiem zawyżać statystyk. Rocznik 1974, mieszkaniec pomorskiego Lęborka, pracownik holenderskiej firmy spożywczej. Lada chwila obroni na Uniwersytecie Gdańskim pracę o polityce międzynarodowej Watykanu w czasie pontyfikatu Jana Pawła II. Chętnie czyta Pismo Święte, ale bynajmniej nie z pobudek religijnych - poszukuje w nim fałszerstw i błędów dokonanych ludzką ręką. Oprócz strony internetowej o apostazji prowadzi witrynę dyskusyjną. Najchętniej cytuje "Fakty i Mity", "Nie", "Trybunę".

Milewczyk nie praktykował kilkanaście lat, potrzeby modlitwy nie czuje. Apostazja była jedynie finałem pewnego, jak to nazywa, procesu. - Chciałem być uczciwy i wobec siebie, i wobec instytucji Kościoła - tłumaczy. - Jaki ze mnie katolik, skoro nie wierzę w istnienie siły wyższej, sakramentów nie przyjmuję i przyjmować nie chcę?

Nie ma w nim nienawiści do Kościoła. Jeśli już, to ironiczne lekceważenie. Modlitwy nazywa "zaklęciami", wiarę w Boga porównuje z wiarą w Smoka Wawelskiego albo w baśnie braci Grimm. Uważa się za człowieka uczciwego, w przeciwieństwie do tych, którzy tłumaczą: "jestem katolikiem, ale do kościoła nie chodzę", albo "jestem katolikiem, ale dogmatów nie uznaję".

Zdarzają mu się jednak sytuacje kłopotliwe. Na stronie internetowej podał swój telefon; adres mailowy. Rzecz nie w tym, że w esemesach przychodzą egzorcyzmy. Większy problem ma z ludźmi młodymi. Regularnie czyta listy od dziewczyn i chłopaków, którzy niecierpliwie czekają na pełnoletniość albo niedawno ją przekroczyli. Pierwszym krokiem, jaki deklarują, ma być wystąpienie z Kościoła. W księdze gości podpisują się "doti 666" albo "dziki 666", jest chłopak z Częstochowy, który nazwał siebie "Samael" (imię demona), jest Nergal, czyli sumeryjski bóg świata podziemnego. Młodzieńcze żarty?

- Staram się studzić emocje, radzę, żeby poczekali - przekonuje. - W takim wieku poglądy zmieniają się bardzo szybko, i ktoś, kto deklaruje niechęć do życia religijnego, może się błyskawicznie zmienić w gorliwego wyznawcę. Na początku najlepiej pogadać z rodzicami.

Irytuje się, słysząc zarzut, że zachęca ludzi do wyjścia z Kościoła. - Nie mylmy zachęty z prawem do informacji - odpowiada.

Wierzę, ale nie płacę

Ogólnopolskich danych pokazujących, jak wygląda dynamika apostazji w Polsce, brakuje. Kanclerze większości kurii, z którymi się kontaktowaliśmy, potwierdzają jedynie, że problem istnieje. Pełnych danych nie ma, nie wszyscy kanclerze chcą je ujawniać.

Wiadomo jednak, że deklaracje o charakterze światopoglądowym, jak w przypadku Milewczyka, są na razie znacznie rzadsze od decyzji wynikających z pobudek finansowych.

- Ciąg zdarzeń wygląda następująco: ona albo on wyjeżdżają do pracy w Niemczech, Austrii albo w niemieckojęzycznych kantonach Szwajcarii. Jeżeli pracują legalnie, muszą kontaktować się z fiskusem. A w krajach niemieckojęzycznych obowiązuje tzw. Kirchensteuer, czyli dodatkowy podatek kościelny - tłumaczy ks. Edmund Cybulski, kanclerz kurii szczecińsko-kamieńskiej. - Niektórzy odmawiają, chcąc zaoszczędzić nieco grosza. W krajach niemieckojęzycznych taka decyzja jest równoznaczna z aktem apostazji. Z fiskusa do parafii zostaje wysłana odpowiednia informacja.

Ks. Cybulski: - Ta decyzja skutkuje dramatycznymi sytuacjami. Niedawno była u mnie w kancelarii pewna pani. Koleżanki doradziły jej, żeby oszczędziła na podatku. Zakochał się w niej Niemiec. Specjalnie dla niej przyjął chrzest. Sprawa wyszła dopiero, jak się jej oświadczył, chciał wziąć ślub kościelny. I co ona teraz ma zrobić?

Odstępstwo dyktowane względami finansowymi rodzi podstawowe pytanie. Kiedy katolik przestaje być katolikiem? Czy rację mają biskupi niemieccy, którzy wbrew Watykanowi utrzymują, że nie można być w Niemczech katolikiem, nie płacąc podatku? A co z tymi, którzy, ekskomunikowani za oszczędność, nadal chodzą do kościoła? Jak podejść do człowieka, postawionego na niejasnej granicy pomiędzy wiarą a pragmatyzmem?

Młodość, konflikt

Na razie każda kuria radzi sobie z apostazją samodzielnie. Episkopat przygotowuje instrukcję, która będzie obowiązywać w całym kraju. Według Milewczyka to bardzo dobre rozwiązanie, powinno bowiem uprościć kontakty apostatów z duchownymi.

Kanclerz krakowskiej kurii ks. dr Piotr Mejer śledzi pilnie spory wokół odstępstwa. Zna dobrze strony oraz fora internetowe apostatów, z niektórymi spotyka się osobiście. Nie bez powodu: od marca ubiegłego roku do Krakowa spłynęło 40 wniosków z Niemiec i Austrii. Do tego 21 deklaracji motywowanych światopoglądowo. Jedynie cztery postępowania zakończyły się apostazją. Reszta albo utknęła, albo też zainteresowani postanowili się wycofać. Diecezja krakowska liczy 1,6 mln wiernych. Podobnie proporcje szacują w Warszawie i Szczecinie.

Ks. Mejer dobrze też rozumie napięcie, jakie towarzyszy decyzji o wystąpieniu z Kościoła. Pracował na Śląsku, gdzie do apostazji księża podchodzili bardzo różnie: w wiejskich, dobrze scementowanych parafiach nazwiska odstępców ogłaszali z ambony, za karę.

Nie mówi o zorganizowanej akcji ani groźbie sekt, a tych, którzy chcą odejść, nie straszy mękami piekielnymi, egzorcyzmów nie rozsyła. Zainteresowanie apostazją tłumaczy różnymi przyczynami. - Emocje, młodość, konflikt z księdzem, zranienia z konfesjonału - wylicza.

Do problemu próbuje podchodzić rzeczowo, bez paniki. Powodów do tej ostatniej nie widzi, bo, jak policzył, od marca 2006 r.­ ochrzciło się na terenie diecezji 90 dorosłych osób. Nie wyobraża sobie, by nagle z Kościoła mieli zacząć odpływać masowo wierni. Ktoś odchodzi, ktoś przychodzi.

- Przyjęliśmy regulacje, które mają rozjaśnić wątpliwości. Przede wszystkim wniosek powinien być składany osobiście w parafii, a do tego w towarzystwie dwóch świadków, najlepiej rodziców lub chrzestnych - mówi Mejer. - Proboszcz dokonuje wpisu w akcie chrztu albo przesyła informację do parafii chrztu danej osoby. A w sprawie wniosków z Niemiec idziemy za zaleceniami Watykanu: proboszcz nie powinien odnotowywać wniosku w księdze chrztów, tylko zachować dokument w księgach i poczekać na możliwość spotkania.

Żadnych kłopotów

Kuria krakowska wydała proboszczom zalecenie, żeby z każdym apostatą przeprowadzać rozmowę duszpasterską, próbując w miarę możliwości odwieść go od wystąpienia z Kościoła. Rozmowa proboszcza krakowskiej parafii św. Mikołaja z Łukaszem Dąbrowieckim nic nie dała.

31-letni Dąbrowiecki jest postacią dobrze znaną w świecie alternatywnym. Organizował protesty przeciwko polityce Putina, neofaszystom, wojnom w Czeczenii i Afganistanie. Teraz pomaga w walce z żywnością modyfikowaną genetycznie.

Dla Dąbrowieckiego anarchizm i wiara wykluczają się wzajemnie. - Nie można w wiarygodny sposób walczyć z systemem politycznym i jednocześnie uznawać inną zwierzchność, nawet jeśli jest to zwierzchność boska - przekonuje.

Poza tym, stawia pytanie krakowski anarchista, co go łączy z Kościołem rzymskokatolickim? Akt chrztu, podjęty bez jego woli. Czarno-biały obrazek z Matką Boską niezwykłej urody, trzymającą na ramieniu dziecko. Blade wspomnienia komunii i bierzmowania. Modlitwę traktuje jak gusła. Pytał kiedyś rodziców, dlaczego go ochrzcili. Odpowiedź brzmiała: "Bo wszyscy tak robili". W jego przypadku nie można nawet mówić o rozczarowaniu Kościołem. Kościół po prostu go nie interesuje.

Swoją apostazję wspomina spokojnie. Żadnych spodziewanych zatargów, opóźnień czy utarczek. Ksiądz próbował dyskutować, ale bez specjalnego przekonania. Nawet się ucieszył, że Dąbrowiecki nie potrzebuje żadnego zaświadczenia ani nie żąda skreślenia z księgi chrztów. - Nie wierzę ani w Boga katolickiego, ani w żadnego bożka, nie jestem świadkiem Jehowy. Po prostu jestem niewierzący - wytłumaczył anarchista. Do swojej parafii też przyszedł jak należy, z katolickimi świadkami. Żadnych kłopotów.

Jarosław Milewczyk: - Dotychczas często się zdarzało, że księża albo nie wiedzieli, jak sobie poradzić z apostazją, albo grali na czas, licząc, że modlitwa i dyskusja poskutkują lub że zainteresowany się zniechęci. Na rozstrzygnięcie swojej sprawy czekałem cztery miesiące. Może instrukcja Episkopatu wyczyści niedomówienia.

Ks. Mejer: - Bóg znajduje ścieżkę do serca każdego człowieka. Często są to ścieżki bardzo kręte. Ale też zawsze można wrócić.

Ksiądz kanclerz nie widzi nic dziwnego w tym, że proboszczowie próbują dyskutować z kandydatami na apostatów, wypytywać ich czy odwodzić od zamiarów. - To są członkowie Kościoła. Zawsze jest żal, gdy odchodzi członek wspólnoty. Jeżeli jest wola rozmowy, trzeba uprzytomnić konsekwencje - tłumaczy. - Mało kto wie, że chrzest jest aktem nieusuwalnym i historycznym. On ustanawia łączność z Chrystusem. Dlatego wykreślenie aktu chrztu z ksiąg parafialnych, czego domagają się niektórzy apostaci, jest niemożliwe.

Pustka, która boli

W przypadku Milewczyka i Dąbrowieckie- go odejście z Kościoła odbyło się bezboleśnie. Nie czuli rozterek, wierzą w konsekwencję i racjonalizm, a w takim projekcie miejsca dla siły wyższej nie widzą.

Anarchista z Krakowa zorganizował nawet specjalną imprezę "Apostazja party". Pomyślał, że skoro jego rodzice cieszyli się z chrztu, on ma prawo cieszyć się z wyjścia. Zdarzają się jednak sytuacje skrajne.

B., 30-letnia psycholożka z jednego z dużych polskich miast, przez telefon brzmi tak, jakby za chwilę miała się rozpaść na kawałki. Na co dzień funkcjonuje normalnie, na jednym z forów internetowych euforycznie oznajmiała, że zerwała właśnie kontakt z Kościołem. Ale są momenty, kiedy myśli o swoich doświadczeniach religijnych i przeżywa dramat. Była i jest osobą wierzącą, praktykowała, modliła się często. Przyszedł romans z księdzem. Zerwała to, wyparła wszystko ze świadomości. Jakiś czas później zaczęły się napady lękowe związane z Kościołem. Próby modlitwy wywoływały w niej fizyczny wstręt, podobnie widok krzyża, księża pod kościołem, pieśni religijne.

Nie poddawała się, zaczęła szukać pomocy. Porady "musisz się modlić", "proś Boga o łaskę" czy "Jezus cię kocha" brzmiały dla niej jak puste frazesy. Trafiła do egzorcysty, ale podczas spotkania poczuła wściekłość, doszło do szarpaniny, uciekła. Dwa razy poszła na pielgrzymkę. - Za drugim razem poznałam księdza, który później chciał mnie wykorzystać seksualnie - twierdzi. - To wtedy powiedziałam: "dosyć". Złożyłam deklarację apostazji.

Jej matka jest głęboko wierzącą osobą, B. do dzisiaj nie wie i nawet nie jest w stanie sobie wyobrazić, jak zareaguje na tę wiadomość. Przyjdzie ksiądz po kolędzie i powie: "ma pani córkę bezbożnicę"? Proboszcz już zapowiedział, że to się skończy apopleksją.

B. odeszła z Kościoła i znalazła się w pustce. Poza Kościołem, z którym czuje się nadal związana, poza wspólnotą. Niby wolna, a jednocześnie samotna. Jest psycholożką, więc tłumaczy sobie, że jej kłopoty nie mają wymiaru duchowego - że to jedynie znękana psychika zmienia jej życie w mękę. Nie zawsze pomaga.

Apostazja przyniosła jej ulgę, ale chwilową.

A możliwość powrotu, o której wspomina ks. Mejer?

B. nie ma pojęcia, co zrobić. Milewczyk i Dąbrowiecki takiej możliwości nie przewidują.

A jeśli przyjąć, że istnieje pustka, o której wspomina B., czują się w niej znakomicie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej