Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tę przestrzeń postanowiono oddać współczesnym artystom. Cały cykl zatytułowano "Monumenta". Rozpoczął go w ubiegłym roku Anselm Kiefer (o jego wystawie pisał Bohdan Paczowski w "TP" nr 53/2006). W Grand Palais znalazły się gigantyczne wieże, konstrukcje z betonu, monumentalne, groźne, trochę złowieszcze. Twórczość Kiefera, pełna odniesień do pamięci niemieckiej i europejskiej, odwołująca się do poezji Paula Celana i prozy Ingeborg Bachmann, sprawiła, że gigantyczna hala stała się tylko tłem dla dzieła artysty. W ciągu pięciu tygodni wystawę obejrzało 135 tys. widzów.
W tym roku przyszła kolej na Richarda Serrę. Artysta ustawił pięć stalowych płyt: wysokich na kilkanaście metrów, a jednocześnie bardzo oszczędnych, co dodatkowo podkreśla nieobrobiona faktura metalu, z którego je wykonano. Rzeźby epatują wręcz surowością, pojawiającą się na powierzchni rdzą, zabrudzeniami, nierównościami.
Serra, mistrz minimalizmu, chętnie zaskakuje. Jego prace zdają się istnieć wbrew prawom ciążenia. Dotykają ziemi najmniejszą płaszczyzną. Stoją, choć raczej powinny runąć. Jednocześnie artysta buduje ciekawe relacje z zastaną przestrzenią: nie niszczy hali, nie chce jej zdominować, przeciwnie: zdaje się ją podkreślać. Oglądając jego rzeźby, wciąż myślimy o budynku, w którym się znaleźliśmy, o szklanych kopułach i podtrzymujących je misternych metalowych konstrukcjach, przekształcających się w roślinny secesyjny ornament.
Hala stała się wielką promenadą, miejscem spacerów, których porządek wyznacza dzieło Serry. Ważne jest chodzenie, oglądanie i odkrywanie relacji między jego pracą oraz pomieszczeniem. O samych rzeźbach nie dowiadujemy się zbyt wiele. Z oddalenia wydają się statyczne. Jednak każdy nasz krok zdaje się wprawiać te wielkie płaszczyzny w ruch. Ulegamy złudzeniu, że pochylają się w naszym kierunku. Zmieniają się ich proporcje. Powoli oswajamy Grand Palais. Nasza prywatność wdziera się w przestrzeń publiczną.
"Ulice są mieszkaniami zbiorowości" pisał Walter Benjamin w książce o XIX-wiecznym Paryżu. W tym mieście szczególną uwagę przywiązywano do przestrzeni publicznych: ulic, placów, parków. Tworzono dla nich wspaniałe dekoracje, a jednocześnie miały organizować ruch, być narzędziem kontroli. Wciąż pamiętano o groźbie rewolucji. Były też w Paryżu miejsca takie jak ogrody Tuilleries. Pozornie bezużyteczne, służyły jedynie spacerom, pokazywaniu się i oglądaniu innych. Jednak bez ich uwzględnienia trudno napisać polityczną historię Francji. Podobną funkcję mają dziś galerie i muzea. Na chwilę takim miejscem, za sprawą Serry, stało się Grand Palais. W przyszłym roku znajdą się tam prace Christiana Boltanskiego.
Richard Serra, Promenade, Grand Palais w Paryżu, 2008